16 lutego 2024

Śmierć… na własnych warunkach? Nie o takie „memento mori” chodzi!

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Wraz z nowym rządem otrzymaliśmy też pakiet „cywilizacyjny”. Promocja rozwiązłości, tzw. antykoncepcji awaryjnej, seksedukacji, próba zalegalizowania prenatalnych mordów… Aby dogonić „nowoczesny” Zachód, właśnie rozpoczyna się kampania oswajania Polaków z eutanazją. To rzekomo „godne umieranie” na własnych warunkach, ma być wyznacznikiem człowieczeństwa. Z pewnością nie dla katolika!

„Pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz” – takie słowa mogliśmy usłyszeć w Środę Popielcową, w czasie obrzędu posypania głów popiołem. Tak rozpoczęliśmy Wielki Post. Czas, który – obok Uroczystości Wszystkich Świętych – niewątpliwie skłania nas do refleksji nad naszym ziemskim życiem. I nad tajemnicą śmierci, ale i zmartwychwstania. Jakby głośniej w tym czasie obok nas pobrzmiewa zawołanie „memento mori”…

I w ten nastrój chce wpisać się Krzysztof Varga, publicysta Newsweeka, który w felietonie „Jak umrzeć godnie” po części celnie diagnozuje stan współczesnego człowieka, który pragnąć niekończącej się młodości i zdrowia, o śmierci słyszeć nie chce. A jeśli już o niej mówi, albo patrzy na nią, to przez pryzmat świata „rozrywki”.

Wesprzyj nas już teraz!

Niestety publicysta namawiając do refleksji nad sprawami ostatecznymi, sprzedaje nam własną wizję „godnego umierania”. Na wskroś antykatolicką. Pozbawioną troski o życie wieczne. Za to przepełnioną humanitaryzmem i fałszywą nadzieją, budowaną zresztą na strachu. Na marginesie tylko warto zauważyć, że „środowiska postępowe” posługiwanie się strachem chętnie zarzucają Kościołowi. Tu, bez ogródek, w obawie przed cierpieniem, trudnościami życia starczego, czy schorowanego, tzw. eutanazja ukazywana jest jako najlepsze rozwiązanie dla nas samych, jak i dla naszych bliskich. A na tym nie koniec strachów, bo przecież może być i tak, że nie będzie miał się nami kto zająć!

„Część z nas, zanim odejdzie, będzie cierpieć, przeżywać potworny ból i upokorzenie, przestanie mieć kontakt ze swoim ciałem, a niektórzy z nas także ze swoim umysłem. Z powodów demograficznych będzie nas coraz mniej, ale za to coraz bardziej schorowanych, i coraz mniej będzie ludzi mogących poświęcić czas i siły na opiekę, no chyba że pojawią się masowo empatyczne androidy opiekuńcze” – pisze publicysta.

Te problemy, w jego ocenie sprawiają, że trzeba będzie w Polsce zacząć rozmowę o legalizacji tzw. eutanazji. „Będziemy zmuszeni przełamać to tabu nie dlatego, że jesteśmy wyznawcami cywilizacji śmierci i nie wierzymy w to, iż jedynie Bóg może nam życie odebrać. Godność ludzka też na tym polega, że człowiek może zadecydować, kiedy chce pożegnać się ze światem i odpocząć od dehumanizującego go cierpienia” – pisze Varga.

Co ma nas przekonać do zgody na „eutanazję”? I tu wracamy do narracji strachu. Jest to np. „nieuleczalne cierpienie”, „kompletna degrengolada ciała”, „rozpaczliwa bezradność umysłu”, „terminalny stan człowieka, pozbawionego wszelkiej nadziei”…

Nie brakuje też atmosfery usprawiedliwiania „wyrzutów sumienia”. Bo oto dlaczego ktoś ma „rozwalić własne życie imię kulturowego obowiązku opieki nad rodzicem” (często nieświadomym). I czy sam cierpiący chciałby od innych takich wyrzeczeń? „Czy pewne rzeczy robimy po to, by poczuć się lepszymi, a krzywdy czynimy najbliższym właśnie po to, by wyolbrzymić swoją szlachetność?” – czytamy. I dalej: „Czy nie lepiej byłoby, gdy nadejdą pierwsze objawy nieuchronności, uwolnić najbliższych od swej uciążliwej obecności?”

Ale nie byłoby promocji „pięknej śmierci”, bez kreślenia idyllicznej wizji „humanitarnego odchodzenia”. I tu czytamy jak to byłoby dobrze i godnie odebrać sobie życie nie w jakiejś klinice, ale we własnym mieszkaniu. „A w czasie, gdy kroplówka będzie sączyć w moje żyły truciznę, spojrzeć jeszcze raz na miejsce, gdzie przeżyłem bezrozumne momenty szczęścia, gdzie czułem się niezasłużenie kochany, gdzie półki uginają się od książek, dzięki którym doświadczałem epifanii i gdzie stoją płyty, które kiedyś poruszyły moje serce?” – pisze publicysta.

To nieodosobniony przypadek z ostatnich dni, gdy „wspomagane samobójstwo” budzi w publicystach nostalgiczne, a nawet romantyczne nastroje. Tak było w przypadku premiera Holandii i jego żony, którzy kilka dni temu postanowili zakończyć swoje życie i umierali razem, uciekając od trudu cierpień tego świata, trzymając się za rękę…

Miejmy świadomość tego, że wszystkie tego rodzaju zabiegi będą na nas stosowane w coraz większym stopniu. Najgroźniejsze z nich będą zaś skupiały się na odwoływaniu do wiary w Boga i wykorzystywaniu Jego Miłosierdzia, dla usprawiedliwienia sumień tych, co chcą przecież dokonać rzeczy przeczącej Jego nauce.

Tyle tylko, że takie myślenie o cierpieniu i śmierci niewiele różni się od tego, co Varga sam krytykuje. Bo to też „niemyślenie” o rzeczach ostatecznych. To również element życia traktowanego jako zabawę i rozrywkę, której ostatnim aktem będzie wspomagane samobójstwo. Próżno więc tu powoływać się na majestat Boga. Żaden zabieg, erudycyjna sztuczka nie zmieni tego, że do Niego należy nasze życie i ma ono swój cel. Otrzymujemy dar, swego rodzaju narzędzie, do wykuwania sobie tego prawdziwego życia. Sposób przeżywania cierpienia i umierania nie są tu niepotrzebnym dodatkiem. A już z pewnością nie da pogodzić się samobójstwa – nawet „najpiękniejszego” i „romantycznego” z najważniejszym celem naszego ziemskiego życia!

Marcin Austyn

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij