Jak mawiał Stefan Kisielewski, socjalizm to bohaterska walka z problemami nie znanymi w żadnym innym ustroju. Dowodzi tego przykład Wenezueli. Jest to kraj bardzo zasobny w ropę, który jednak miał to nieszczęście, że znalazł się pod rządami socjalisty Hugo Chaveza. Spowodowało to, że produkcja ropy naftowej (crude oil) jest na najniższym poziomie w historii, a władze rozważają wręcz import surowca z Algierii.
Problemy te są efektem złego zarządzania wydobyciem ropy przez wenezuelskie władze. Wprawdzie kraj ten miał od zawsze problemy z rozcieńczaniem zbyt gęstej ropy. Aby mogła ona być transportowana rurociągami i eksportowana musiała być rozcieńczana przez super lekki typ ropy. Przez wiele lat Wenezuela radziła sobie z tym zadaniem. Obecnie jednak sytuacja się zmieniła, do czego przyczyniło się nieudolne zarządzanie państwowymi zakładami zajmującymi się ropą naftową.
Wesprzyj nas już teraz!
Główne wenezuelskie przedsiębiorstwo naftowe Petróleos de Venezuela Sociedad Anónima jeszcze w 1999 r. było w prywatnych rękach. Zatrudniało wówczas 51 tys. pracowników i wytwarzało 63 baryłki ropy na pracownika. Obecnie państwowy już moloch zatrudnia 140 tys. pracowników, a na jednego przypada produkcja 20 baryłek –wynika z danych France Press. Jak zauważa Gary J. Isbell na tfp.org oznacza to spadek efektywności o 69 proc. w ciągu 15 lat.
Rząd nie radzący sobie z produkcją ropy, a tym bardziej z jej eksportem, próbuje ściągnąć zagranicznych ekspertów, którzy mieliby sprawić, by wenezuelska ropa znów nadawała się na eksport. Jednak firmy te nie chcą przyjeżdżać do Wenezueli, gdyż ich właściciele boją się wywłaszczenia przez socjalistyczny rząd. Zgodnie z maksymą Kisielewskiego, rząd zamiast dokonać reprywatyzacji decyduje się na walkę z problemem bez usuwania jego skutków. Kierowcy mają obowiązek instalacji urządzeń wykrywających zużycie benzyny. Nie może ono przekroczyć 5,4 galona dziennie.
Źródło: tfp.org
Mjend