W niedzielę w Bułgarii odbyła się druga tura wyborów prezydenckich. Zwyciężył kandydat opozycyjnej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej, generał-major lotnictwa w stanie spoczynku Rumen Radew. Kandydat lewicy pokonał przedstawiciel rządzącej centro-prawicowej partii GERB (Obywatele za Europejskim Rozwojem Bułgarii), obecną przewodnicząca parlamentu, Ceckę Caczewą.
Caczewa była pierwsza kobietą – kandydatem do objęcia urzędu prezydenta w historii Bułgarii.
Wesprzyj nas już teraz!
Generał Radew otrzymał blisko 59 proc. głosów, Caczewa – 36 proc. Sondaże przedwyborcze nie wróżyły Radewowi aż tak wyraźnego zwycięstwa. Zdaniem bułgarskich komentatorów, o zwycięstwie Radewa zadecydowały nie tylko głosy zwolenników BSP (socjaliści), ale także DPS (partia mniejszości tureckiej) oraz ugrupowań nacjonalistycznych.
Frekwencja wyborcza wyniosła nieco ponad 50 proc.
Podobnie jak podczas I tury głosowania, także w ostatnią niedzielę bułgarscy emigranci mieli ogromne trudności z głosowaniem. Nowa ordynacja wyborcza znacznie ograniczyła możliwości głosowania za granicą gdzie tworzyły się ogromne kolejki. Bułgarzy mieszkający w Londynie i w niektórych miastach Turcji, aby oddać głos musieli czekać nawet 4-5 godzin.
Już w niedzielę wieczorem premier Bojko Borisow podtrzymał swoją obietnicę sprzed tygodnia, kiedy okazało się, że kandydat jego ugrupowania przegrywa i poda swój rząd do dymisji.
Na konferencji prasowej nowo wybrany prezydent Bułgarii nie krył, że jest za złagodzeniem, a następnie zniesieniem nałożonych na Rosję sankcji.
Rumen Radew zastąpił na stanowisku głowy państwa Rosena Plewneliewa z partii GERB. W wyborach prezydenckich uprawnionych do głosowania było aż 6,8 mln osób (obecnie ludność Bułgarii wynosi już tylko 7,2 mln!).
Chrystian Ślusarczyk