Socjaliści lubią powoływać się na miłosierdzie jako usprawiedliwienie gigantycznych programów państwowego wsparcia publicznego. Tymczasem nie tylko nie spełniają one swych założeń, lecz nawet nie opierają się na właściwych podstawach moralnych. Chrześcijańskie miłosierdzie wymaga bowiem dzielenia się własnym mieniem, a jego podstawę stanowi w znacznej mierze produkcja dóbr.
Socjalistyczna realizacja miłosierdzia za pośrednictwem aparatu państwowego odległa od miłosierdzia chrześcijańskiego, zakłada bowiem rozdawanie mienia odebranego innym za pośrednictwem centralnego aparatu państwowego. Owszem, w niektórych przypadkach tego typu działania rządu bywają uzasadnione, lecz raczej trudno mówić tu o miłosierdziu. Zgodnie z zasadą pomocniczości, państwo musi interweniować wtedy, gdy jednostki niższego rzędu sobie nie radzą. Jednak to, co niekiedy okazuje się konieczne, bywa też szkodliwe. W ekonomii znany jest efekt wypychania. Chodzi o sytuację, gdy finansowane deficytem budżetowym wydatki państwa prowadzą do wzrostu stóp procentowych, co utrudnia prywatnym inwestorom dostęp do kredytu. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku państwowej „dobroczynności” finansowanej podatkami. Pozbawieni „nadmiarowego” mienia obywatele nie są już w stanie przeznaczać funduszy na pomoc innym. Co więcej, uznają, że nie jest to konieczne, gdyż zajmuje się tym państwo.
Wesprzyj nas już teraz!
Tymczasem zasadniczo pomoc prywatna, udzielana dobrowolnie i z własnego mienia, jest skuteczniejsza od „pomocy” państwowej udzielanej z mienia odebranego uprzednio innym obywatelom. Jak pisał Jan Paweł II w „Centesimus annus” (n. 48), „interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, Państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których — przy ogromnych kosztach — raczej dominuje logika biurokratyczna, aniżeli troska o to, by służyć korzystającym z nich ludziom. Istotnie, wydaje się, że lepiej zna i może zaspokoić potrzeby ten, kto styka się z nimi z bliska i kto czuje się bliźnim człowieka potrzebującego. Przy tym często pewnego rodzaju potrzeby wymagają odpowiedzi wykraczającej poza porządek tylko materialny, takiej mianowicie, która potrafi wyjść naprzeciw głębszym potrzebom ludzkim”.
Miłosierdzie a kapitalizm
Gdy mówimy o miłosierdziu, do głowy przychodzi nam zazwyczaj pomoc charytatywna udzielana biednym. Uproszczone pojęcie miłosierdzia obejmuje jedynie rozdawanie, a nie obejmuje tworzenia. Tymczasem logiczne jest, że aby coś rozdzielić, należy najpierw to wytworzyć, wykonując przy tym pracę. W niektórych przypadkach trzeba zebrać dobra dostępne w naturze, co również wiąże się z pewną pracą; w innych należy dobra naturalne przekształcić, uczynić je bardziej złożonymi, bardziej przydatnymi ludziom. Tworzenie kojarzy się – i słusznie – z pracą intelektualną skutkującą powstaniem oryginalnego dzieła (utworu, książki czy obrazu). Jednak tworzeniem jest wszystko, co zwiększa wartość dóbr dostępnych dla ludzkości – także praca fizyczna. Człowiek – w przeciwieństwie do Boga – nie stwarza z niczego, zawsze opiera się w mniejszym lub większym stopniu na dostępnych już materiałach, przekształca je. Jeśli jednak tworzy coś pięknego, dobrego, odpowiadającego na realną potrzebę bliźniego, to w swym skromnym zakresie współpracuje ze Stwórcą w dziele stworzenia.
Miłosierdzie można realizować także w całkiem nieoczywisty sposób – nie tylko przez podział swych dóbr, lecz także przez ich tworzenie, produkcję, przez twórczą działalność przedsiębiorcy. Jak zauważa o. Jacek Gniadek, „czy praktykowanie uczynków miłości bliźniego musi ograniczać się tylko do działalności filantropijnej? Czy piekarz, który z sukcesem produkuje chleb, nie karmi głodnych? Czy krawiec, który szyje dobre ubrania, nie ubiera nagich? W systemie wolnorynkowym właściciel dóbr produkcyjnych jest zmuszony do ich używania dla lepszego zaspokojenia potrzeb konsumentów. Sam fakt posiadania środków produkcji zmusza go już do podporządkowania się życzeniom klientów, gdyż ostatecznym celem każdej produkcji jest konsumpcja. Dla precyzyjnego określenia, jakie rodzaje dóbr mają być produkowane z wykorzystaniem rzadkich zasobów znajdujących się w posiadaniu społeczeństwa, należy właściwie odczytać preferencje konsumenta. Czym więc działanie przedsiębiorcy miałoby się różnić od uczynków miłości bliźniego?”
Ktoś mógłby zarzucić, że przedsiębiorca nie prowadzi działalności bezinteresownie. Owszem, jednak w swej działalności może kierować się w pierwszym rzędzie wychodzeniem naprzeciw uzasadnionym potrzebom bliźnich. Zamiast myśleć w pierwszym rzędzie o napełnieniu własnego portfela, może przypomnieć sobie o Chrystusowej zasadzie „wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy” (Mt 7, 12). Obecna w działalności przedsiębiorczej interesowność, troska o własny byt może mimo wszystko wydawać się zbyt niedoskonałą próbą wcielenia w życie ideału miłości miłosiernej. Nie da się jednak zaprzeczyć, że podobnie jak łaska buduje na naturze, tak miłosierdzie (przynajmniej w wymiarze większości uczynków miłosiernych względem ciała) opiera się na aktywności przedsiębiorczej. Nie da się nakarmić głodnych, jeśli wcześniej ktoś nie wytworzy jedzenia. Niemożliwe jest napojenie spragnionych, jeśli ktoś wcześniej nie zmagazynuje wody, albo przynajmniej nie zaczerpnie jej ze źródła. Nie da się kogoś przyodziać, jeśli nie mamy uszytego odzienia. Nie da się podróżnych w dom przyjąć, jeśli nikt nie wybuduje uprzednio mniej lub bardziej nadającego się na schronienie domostwa. A zatem w znacznej mierze nie ma miłosierdzia bez przedsiębiorczości!
Marcin Jendrzejczak