Amerykańscy analitycy z Center for Strategic and Budgetary Assessments (CSBA) nie pozostawiają złudzeń: przede wszystkim liczy się interes Stanów Zjednoczonych, a w razie konfliktu, walutą przetargową mogą być państwa Europy Wschodniej. To mniej ważni sojusznicy NATO, których utrata nie będzie znacząca. Priorytetem jest Daleki Wschód.
Kierunki bezpieczeństwa wyznaczone dla Stanów Zjednoczonych na najbliższą dekadę – z perspektywy polskiej – nie napawają optymizmem. Wiele cennych informacji znalazło się w raporcie „Preserving the balance. A U.S. Euroasia defence strategy” („Utrzymanie balansu. Amerykańska strategia obrony Euroazji”) opublikowanego przez Center for Strategic and Budgetary Assessments, think tank specjalizujący się w amerykańskiej polityce obronnej.
Wesprzyj nas już teraz!
Już na samym wstępie raportu mowa o wyższości moralnej imperium amerykańskiego nad jakimkolwiek innym. Każde państwo, które zbliży się wielkością potencjału do USA jest uważane przez analityków za poważne zagrożenie, bez względu na zażyłość wzajemnych relacji. Generalną tezą raportu jest potrzeba przeciwstawienia się Chinom, a to oznacza przerzucenie znacznych sił na Daleki Wschód. To może oznaczać utratę pozycji USA w Europie i na Bliskim Wschodzie.
Raport za głównego przeciwnika uznaje sojusz Chin, Rosji i Iranu. Widać jednak w dokumencie nadzieję, że Rosja stanie się sojusznikiem USA – i tylko nieracjonalna prezydenta Rosji stoi temu na przeszkodzie. Co ciekawe, z dokumentu można wnioskować, że obecnie Chiny – jako jedyne – są zainteresowane utrzymaniem pokoju. Natomiast Rosja i USA świadomie dążą do eskalacji, w celu ustabilizowania relacji międzynarodowych w sposób dla nich korzystniejszy (Rosja), czy zachowujący dotychczasową hierarchię siły pomiędzy mocarstwami (USA).
Co ważne dla Polski, „Nowy Jedwabny Szlak” jest uznany przez Amerykanów za bezpośrednie zagrożenie dla amerykańskiej ekonomii, a to jak wiemy, skutkuje w Polsce blokowaniem tego projektu. I takie działania polskiego rządu można było już zaobserwować.
W zakresie możliwości wojskowych, raport podkreśla osiągnięcie przez państwa uznane za wrogów USA przewagi, poprzez stworzenie rakietowych systemów obronnych i ofensywnych, niwelujących dotychczasową przewagę USA wynikającą z posiadania grup lotniskowcowych – głównego narzędzia wymuszania posłuszeństwa w arsenale amerykańskim. Wskazywane są też nowe metody walki. To siły nieregularne, broń masowego rażenia oraz ataki na systemy komputerowe przeciwnika. Raport zauważa, że Amerykanie tracąc przewagę w sprzęcie wojskowym, muszą zmienić swoje podejście do wojska tak, by polepszyć relację koszt-efekt. Sugeruje też odejście od armii zawodowej, jako zbyt kosztownej. Dokument zwraca też uwagę na efekty reformy armii w Rosji oraz łatwość w podjęciu decyzji o użyciu broni atomowej przez ten kraj.
Raport zauważa, że Stany Zjednoczone chcąc multiplikować wydatki na armię, muszą zwiększać dług publiczny, a to może oznaczać w dłuższej perspektywie bankructwo systemu pomocy społecznej i państwowej opieki zdrowotnej. Okres ten jest szacowany na około 15 lat. Taki scenariusz może zaś doprowadzić do niepokojów społecznych.
Z kolei jeśli USA chciałaby przeciągnąć Rosję na swoją stronę, musiałaby choć częściowo spełnić jej żądania. To nie jest dobry prognostyk dla Polski, bo właśnie nasz region Europy, USA oddadzą najchętniej, jako mało istotny.
To ma swoje odzwierciedlenie w zastosowanym w raporcie podziale członków NATO w Europie na dwie kategorie; „Major NATO Allies” i „frontline states”. Pierwsza grupa to: Francja Anglia i Niemcy. Natomiast druga, to: Litwa, Łotwa, Estonia i Polska. Co ważne, z raportu wynika wprost bardzo małe prawdopodobieństwo zaangażowania się „NATO Allies” w obronę „frontline states”. Zatem Wojsko Polskie raczej nie może liczyć na realną pomoc ze strony swoich formalnych sojuszników. Małe pododdziały sojusznicze wysłane na teren Europy Wschodniej nie zmieniają relacji sił i nie de facto wpłyną na większe bezpieczeństwo Polski.
Na tym nie koniec złych wieści dla Polski. Amerykanie rozważają bowiem „kupowanie sobie czasu terenem wpływów w Europie”, a nawet biorą pod uwagę utratę całej Europy Wschodniej. I nie jest to określane mianem katastrofy, ale akceptowalną ewentualnością. Amerykanie nie mogą za to pozwolić sobie na utratę Japonii. Polska, może zatem – wedle raportu – znaleźć się pod okupacją rosyjską, z opcją ewentualnego odbicia.
Amerykańscy analitycy przewidują też, że z uwagi na ekonomię i stan zapasów broni precyzyjnej, ewentualne walki USA z Rosją powinny zakończyć się „możliwie najszybciej” i na warunkach dogodnych dla USA i państw „allies”. I tylko dla nich. Państwa „frontline states” ze względu na problemy socjalne, z radykalnym islamem, na wysiłek wojenny Anglii, Francji czy Niemiec liczyć raczej nie powinny. USA wprawdzie rozważają zdobycie obwodu Kaliningradzkiego na początku konfliktu, ale polskimi siłami. Wszystko to przy świadomości, że rosyjska doktryna akceptuje uderzenie jądrowe na kraj bez takiego potencjału, w celu deeskalacji.
Dla Polski – jeśli idzie o działania obronne – prognozowana jest „zaawansowana partyzantka”. Czyli małe pododdziały zaopatrzone w przeciwpancerne pociski kierowane, artylerię, moździerze i pociski rakietowe. Polska ma zainwestować w „złotą 12”, jako podstawę obrony terytorialnej oraz przy wsparciu sił specjalnych USA i NATO jak i amerykańskim wsparciu „C4ISR” prowadzić walkę z rosyjską okupacją. C4ISR to nic innego jak: Dowodzenie, Kontrola, Komunikacja, Komputery, Wywiad, Nadzór i Rozpoznanie.
Zatem Polacy – wedle amerykańskiej strategii – mają walczyć pod komendą i na zlecenie obcego, sojuszniczego mocarstwa, do czasu, aż wesprą nas Amerykanie i siły Zachodniej Europy, co – jak wynika z dokumentu – najprawdopodobniej nie nastąpi. Siły, które ewentualnie będą nas wyzwalać są „skromne”, a być może nawet w ogóle niedostępne. Amerykanie bowiem rozważają scenariusz, w którym możliwe jest porzucenie niektórych zobowiązań sojuszniczych, by utrzymać inne, posługując się przy tym jedynie blefem.
Ostatnie zdanie raportu dobrze obrazuje zamiary USA: „Konkretnie teatr dalekowschodni (i być może bliskowschodni) staje się relatywnie ważniejszy dla Stanów Zjednoczonych, zaś europejski teatr traci na ważności”.
Opracowanie na podstawie materiału „Amerykańska Polityka wobec Polski 2017” Fundacji Ad Arma.
MA