Choć oficjalnym celem przeprowadzania sondaży zawsze jest badanie poglądów opinii publicznej, to w praktyce często służą one do kształtowania jej postaw i wartości. Jak pokazują przykłady wielu państw, środowiska LGBT bywają beneficjentami błędnego przekonania, że wyniki badań opinii publicznej muszą prezentować nastroje społeczne w proporcjach zbliżonych do stanu faktycznego. W ten sposób wiele zyskał najważniejszy zrealizowany w wielu krajach postulat lobby LGBT, czyli zmiana definicji małżeństwa i rodziny.
W grudniu 2015 roku obywatele Słowenii stanęli w obliczu wyboru cywilizacyjnego, ponieważ w ich ojczyźnie przeprowadzano wówczas referendum dotyczące zmiany prawnej definicji instytucji małżeństwa. Przedmiotem głosowania powszechnego była uchwalona przez słoweński parlament ustawa, której zapisy zakładały umożliwienie zawierania związków małżeńskich parom jednopłciowym oraz gwarantowały nowemu typowi „małżeństw” wszystkie dostępne tej instytucji przywileje, w tym prawo do adopcji dzieci.
Większość spośród głosujących w plebiscycie, a konkretnie 63,51%, opowiedziało się przeciwko wejściu w życie proponowanych zmian w prawie, dzięki czemu Słowenia uniknęła wprowadzenia tzw. małżeństw homoseksualnych [niestety, ale tylko na siedem lat, gdyż w lipcu 2022 roku Sąd Konstytucyjny Słowenii uznał, że brak „małżeństw” jednopłciowych rzekomo jest niezgodny z ustawą zasadniczą, a nowy rząd tego kraju poparł niniejszy wyrok]. Rezultat referendum wywołał zdumienie wśród słoweńskich polityków oraz komentatorów i dziennikarzy, gdyż żaden z wcześniej przeprowadzonych w tym kraju sondaży nie przewidział tak dużej przewagi przeciwników prawnej redefinicji małżeństwa i rodziny.
Wesprzyj nas już teraz!
Opublikowane w listopadzie i grudniu 2015 roku wyniki badań opinii publicznej zrealizowanych przez ośrodki Delo i Vecer wskazywały, że wśród respondentów deklarujących chęć wzięcia udziału w referendum kilkuprocentową przewagę mają zwolennicy zmiany definicji małżeństwa, podczas gdy agencje Episcenter i Ninamedia wykonywały własne sondaże, na podstawie których prognozowały, iż minimalnie ponad połowa głosujących opowie się przeciwko forsowanej przez rząd ustawie. Ponieważ faktycznie blisko dwie trzecie głosujących sprzeciwiło się homomałżeństwom, toteż nietrudno zauważyć, że przedreferendalne sondaże mocno rozbiegły się z rzeczywistymi poglądami obywateli Słowenii.
Referendum, które wówczas uratowało Słowenię przed zmianą definicji małżeństwa oraz rodziny, odbyło się tylko dzięki determinacji opozycji parlamentarnej, a także obywatelskich ruchów prorodzinnych. Ówczesny rząd tego kraju twierdził bowiem, że posiada już społeczne przyzwolenie dla podjęcia decyzji o uznaniu par jednopłciowych za dopuszczonych do zawierania związków małżeńskich oraz wychowywania dzieci jako rodzice adopcyjni i nie zamierzał poddawać niniejszej kwestii plebiscytowi.
Zgromadzenie Narodowe Słowenii uchwaliło ustawę o wprowadzeniu nowego typu „małżeństw” 3 marca 2015 roku przy 51 głosach za, 28 przeciw oraz 5 wstrzymujących. W trakcie debaty poprzedzającej głosowanie nad projektem przedstawiciele popierających go partii liberalnych i lewicowych powoływali się na sondaże, z których wynikało, że między 50 a 60% Słoweńców opowiada się za uchwaleniem prawa pozwalającego na zawieranie tak zwanych małżeństw homoseksualnych.
Organizacje konserwatywne i prorodzinne, a także zasiadające w słoweńskim parlamencie opozycyjne centroprawicowe ugrupowania Słoweńska Partia Demokratyczna oraz Nowa Słowenia – Chrześcijańscy Demokraci, nie zamierzały pogodzić się z taką decyzją, dlatego zebrały wymaganą przez tamtejszą konstytucję liczbę podpisów pod petycją o zorganizowanie referendum nad wdrożeniem nowego prawa. Zdominowana przez partie liberalne i lewicowe legislatura próbowała zablokować organizację plebiscytu, ale uniemożliwiła to interwencja Sądu Konstytucyjnego, który uznał, że nie ma ku temu podstaw. Na początku listopada wyznaczono termin głosowania powszechnego na 20 grudnia tego samego roku.
W ostatnich tygodniach poprzedzających dzień referendum wyniki przeprowadzanych w Słowenii badań opinii publicznej wskazywały na wyraźny spadek społecznego poparcia dla podjętej przez władzę ustawodawczą decyzji o otwarciu instytucji małżeństwa dla par homoseksualnych. Ośrodki odpowiedzialne za ich realizację nie twierdziły już, że zwolennicy uznania małżeństw jednopłciowych mają wyraźną przewagę nad przeciwnikami tego rozwiązania, która wynosi kilkanaście, bądź nawet kilkadziesiąt procent. Śledzący najnowsze sondaże obywatele mieli jednak podstawy, by sądzić, że w kwestii uchwalonego aktu prawnego wprowadzającego małżeństwa homoseksualne oraz możliwość adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, ta część społeczeństwa, która zamierzała brać udział w głosowaniu, podzieliła się na dwa niemal równie liczne obozy.
Co istotne, ośrodki badawcze odnotowywały fakt, że sporej części społeczeństwa podoba się dopuszczenie par jednopłciowych do możliwości zawierania „małżeństw” przy jednoczesnej niechęci wobec pozwolenia na adopcję dzieci przez takie związki, ale publikowane sondaże wskazywały, iż zdecydowana większość głosujących o takim nastawieniu opowie się za proponowaną ustawą. Kiedy ogłoszono wynik plebiscytu, który okazał się odległy od wszelkich prognoz opartych na badaniach opinii publicznej, gdyż tylko 36,51% głosujących poparło wdrożenie prawa przewidującego implementację tak zwanej równości małżeńskiej, a 63,49% opowiedziało się przeciwko jego wprowadzeniu, pośród przedstawicieli słoweńskiego liberalno-lewicowego mainstreamu zaczęły pojawiać się opinie, że rezultat jest niereprezentatywny wobec rzeczywistych poglądów społeczeństwa, gdyż frekwencja tylko nieznacznie przekroczyła 36%.
Głosy komentatorów szukających przyczyny niespodziewanego wyniku w rzekomo większej mobilizacji przeciwników rewolty obyczajowej nie są jednak w stanie zmienić faktu, że sondaże przeprowadzane na grupie kilkuset czy kilku tysięcy respondentów nie mogą być bardziej reprezentatywne niż rezultaty głosowania powszechnego, którego nie bojkotuje żadna z zaangażowanych stron.
Wynik słoweńskiego referendum z 2015 roku wcale nie powinien zaskakiwać. Potwierdził on pewien trend, który dał się zauważyć w większości krajów, gdzie obywatele uzyskali możliwość wypowiedzenia się w powszechnym głosowaniu na temat uregulowań prawnych dotyczących postulatów wysuwanych przez środowiska LGBT.
Można wręcz mówić o istnieniu pewnej globalnej reguły, która polega na tym, że idea uznania związków jednopłciowych zyskuje zdecydowanie większe poparcie w sondażach niż podczas głosowania powszechnego, a ewentualne wyjątki w zasadzie ją potwierdzają. Jednakże skutki powszechnie przyjmowanego przekonania, iż wyniki badań opinii publicznej zawsze prezentują prawdziwe nastroje społeczne i dlatego muszą ukazywać faktyczne wskaźniki akceptacji małżeństw homoseksualnych, okazały się tragiczne dla niektórych krajów. Jednym z przykładów państwa, które zmieniło definicję małżeństwa pod wpływem sondaży, jest położony w Azji Tajwan.
Sąd Konstytucyjny tego kraju orzekł 24 marca 2017 roku, że brak możliwości zawarcia związku małżeńskiego przez pary tej samej płci narusza tamtejszą ustawę zasadniczą, jednocześnie nakazując władzy ustawodawczej dokonać zgodnych z werdyktem zmian prawnych w ciągu dwóch lat. Sprawująca na Tajwanie rządy od 2016 roku Demokratyczna Partia Postępu poparła niniejszy wyrok, po czym przeforsowała ustawę wprowadzającą „małżeństwa” homoseksualne, na skutek czego 24 maja 2019 roku ten kraj stał się pierwszym w Azji, w którym dwie osoby tej samej płci mogą otrzymać status związku małżeńskiego.
Tajwańskie media zwróciły uwagę, że na rozstrzygnięcie z 2017 roku wpłynęły realizowane w poprzednich latach badania opinii społecznej, które zawsze wskazywały, że więcej niż połowa obywateli opowiada się za legalizacją tzw. małżeństw jednopłciowych. Rezultaty wielu sondaży sugerowały wręcz, że w tym państwie jest ponad dwukrotnie więcej zwolenników niż przeciwników redefinicji instytucji małżeństwa, a jednym z przykładów jest wynik badania z 2015 roku, które zostało zrealizowane na zamówienie tajwańskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie poparcie dla tak zwanej równości małżeńskiej wśród respondentów wyniosło 71%.
Jednakże kilka lat później okazało się, że faktyczne proporcje zwolenników i przeciwników wprowadzenia nowej definicji związku małżeńskiego są wręcz odwrotne, niż te podawane przez instytucje przeprowadzające niektóre z badań opinii publicznej. W listopadzie 2018 roku na Tajwanie odbyło się pozbawione mocy prawnej referendum konsultacyjne, które dotyczyło różnych kwestii społecznych, a lista dziesięciu pytań zadanych obywatelom zawierała także te dotyczące uznania przez prawo związków jednopłciowych.
Większość spośród biorących udział w głosowaniu Tajwańczyków, albowiem aż 72,48%, opowiedziało się za utrzymaniem tradycyjnej definicji związku małżeńskiego, natomiast 67,26% sprzeciwiło się propozycji przyznawania parom homoseksualnym zawartych w kodeksie cywilnym przywilejów, jakie dotychczas miały jedynie heteroseksualne małżeństwa. Rezultat głosowania nie zapobiegł niestety zmianie definicji związku małżeńskiego, przy czym wiele wskazuje, że zostało ono przeprowadzone zbyt późno.
Zjawisko zawyżania przez sondaże faktycznego poparcia dla małżeństw homoseksualnych, wystąpiło także w krajach, gdzie zostały one wprowadzone dzięki odwołaniu się do woli społeczeństwa. Irlandia i Szwajcaria to dwa europejskie państwa, w których do usankcjonowania „rewolucji małżeńskiej” posłużyły właśnie poświęcone tej kwestii plebiscyty.
W obu tych krajach przez lata sondaże wykazywały, że większość respondentów, którzy biorą w nich udział, chce wprowadzenia małżeństw homoseksualnych. Irlandzkie badania opinii społecznej, jakie były przeprowadzane w ciągu pięciu lat przed referendum z 2015 roku, które dotyczyło zmiany zapisanej w konstytucji definicji związku małżeńskiego, zazwyczaj szacowały (przy odliczeniu osób niezdecydowanych) poziom poparcia dla propozycji uznania małżeństw jednopłciowych w granicach 75–80%.
W ostatnich dniach poprzedzających przypadający na 22 maja 2015 roku plebiscyt ośrodki badawcze w Irlandii wykonywały sondaże, których wyniki wskazywały na nieco niższą niż wcześniej aprobatę ankietowanych dla wprowadzenia małżeństw homoseksualnych, jednak nadal przekraczającą granicę 70%. Przykładowo w styczniu 2015 roku ośrodek Red C zrealizował badanie opinii publicznej, w którym po odliczeniu osób niezdecydowanych 77% respondentów deklarujących udział w referendum zapowiedziało poparcie dla redefinicji instytucji małżeństwa, a tylko 22% wyraziło zamiar głosowania przeciw. W kwietniu kolejny sondaż przeprowadzony przez Red C przewidywał 78% poparcia dla „małżeństw” homoseksualnych w nadchodzącym plebiscycie, natomiast w późniejszym badaniu tego instytutu, które zostało wykonane 17 maja 2015 roku, czyli na pięć dni przed referendum, 69% ankietowanych zadeklarowało opowiedzenie się za zmianą definicji małżeństwa, 25% zgłosiło chęć oddania głosu przeciw, a 6% nie udzieliło jednoznacznej odpowiedzi, co pozwoliło prognozować, że około 73% spośród głosujących Irlandczyków wybierze opcję redefinicji związku małżeńskiego.
Podobny spadek deklaracji akceptacji dla „małżeństw” jednopłciowych odnotowały inne ośrodki badań opinii publicznej, a jednego z wielu przykładów dostarczyły sondaże Ipsos Mori, ponieważ w tych wykonanych na kilka miesięcy przed referendum od 76 do 81% respondentów opowiadało się za wprowadzeniem nowego typu małżeństw, ale tuż przed głosowaniem powszechnym rzeczona agencja zrealizowała badanie, w którym niniejszy wskaźnik poparcia był niższy, gdyż wyniósł 70%.
W Irlandii dał się więc zauważyć trend podobny do tego, który kilka miesięcy później można było zaobserwować także w Słowenii – tuż przed referendum deklarowane w badaniach opinii publicznej poparcie dla propozycji zmiany definicji małżeństwa zaczyna wyraźnie spadać, a podczas samego plebiscytu okazuje się ono zdecydowanie niższe niż w jakimkolwiek przeprowadzonym sondażu. Choć w Irlandii również wystąpiło zjawisko niedoreprezentowania przeciwników małżeństw homoseksualnych w badaniach opinii publicznej, to nie zmieniło to faktu, iż większość Irlandczyków je zaakceptowało, a referendum, które odbyło się w tym kraju 22 maja 2015 roku, potwierdziło społeczną aprobatę dla uznania przez państwo tzw. równości małżeńskiej, ponieważ 62,07% głosujących opowiedziało się za zmianą konstytucji przewidującą spełnienie niniejszego postulatu. Nie ma przeto wątpliwości, że skoro sondaże mają wpływ na decyzje podejmowane przez zwykłych obywateli, to Irlandczycy, którym przez lata prezentowano jedynie wyniki sugerujące, iż wyraźna i wręcz przygniatająca większość spośród nich chce wprowadzenia „małżeństw” homoseksualnych, mieli sporo czasu, aby przekonać się do tzw. nowej normalności.
Przeprowadzane w Irlandii badania opinii społecznej wywarły mocno destrukcyjny wpływ na krajową scenę polityczną. Właśnie trendy sondażowe, bo przecież nie szczera zmiana poglądów, zmobilizowały niegdyś prawicową partię Fianna Fail do głosowania za ustawą o związkach partnerskich w 2010 roku, a kilka lat później do przyjęcia deklaracji popierającej postulat wprowadzenia małżeństw homoseksualnych. Tak oto bezideowość połączona ze ślepym zapatrzeniem w sondaże doprowadziła do zatracenia wartości przez partię, która przez wiele dekad stała na straży konserwatywnego charakteru państwa irlandzkiego, co udowadniała jeszcze w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, gdy sprzeciwiała się legalizacji rozwodów. Dwie dekady później połowa parlamentarzystów należących do Fianna Fail zadeklarowała, iż w plebiscycie odda głos za zmianą definicji małżeństwa, a władze tego ugrupowania prowadziły kampanię zachęcającą Irlandczyków do poparcia jej nowego stanowiska.
Warto zwrócić uwagę, że sondaże drastycznie zawyżające poparcie dla tzw. małżeństw homoseksualnych, nierzadko są wykonywane przez znane instytucje międzynarodowe. Można tu przytoczyć, chociażby rezultaty badania wykonanego w 2015 roku w ramach cyklu Eurobarometr, które przeprowadzono we wszystkich państwach należących do Unii Europejskiej. W tym samym roku, w którym Irlandczykom i Słoweńcom przyszło decydować o przyszłości instytucji małżeństwa w ich krajach, 80% ankietowanych przez Eurobarometr respondentów w Irlandii deklarowało poparcie dla małżeństw jednopłciowych, podczas gdy w Słowenii 54%.
Zestawiając te liczby z wynikami krajowych referendów, w których 37,92% Irlandczyków oraz 63,49% Słoweńców zagłosowało przeciwko zmianie prawnej definicji związku małżeńskiego, można zauważyć skalę rozbieżności. Pomimo sytuacji, w której wyniki sondaży Eurobarometru są kompletnie niewiarygodne media w różnych państwach, w tym Polsce, nadal ekscytują się kolejnymi rekordami poparcia dla „małżeństw” homoseksualnych, o jakich informuje ten cykl badań realizowanych na polecenie organów decyzyjnych Unii Europejskiej.
W 2021 roku Szwajcaria stała się następnym po Irlandii państwem europejskim, gdzie powszechna wiara w obiektywność i nieomylność trendów sondażowych prawdopodobnie odegrała znaczącą rolę w zmianie definicji małżeństwa, do której doszło w tym kraju dzięki referendum. Obywatele tego państwa nie raz odpowiadali w powszechnym głosowaniu na kwestię uznania przez prawo związków jednopłciowych. W 2007 roku mieli możliwość wyrażenia swojego zdania w niniejszym temacie podczas referendum nad wprowadzeniem związków partnerskich dla par homoseksualnych, w którym głos na tak oddało 58% głosujących, choć wszystkie wcześniejsze sondaże wskazywały na co najmniej 75% poparcia.
W grudniu 2020 roku parlament Szwajcarii uchwalił nowelizację kodeksu cywilnego, która umożliwia zawieranie tzw. związków małżeńskich parom osób tej samej płci, a także redefiniuje pojęcie rodzicielstwa, przyznając homoseksualistom prawo do adopcji dzieci, natomiast lesbijkom pozwala na korzystanie z zabiegów in vitro. Badania opinii społecznej, jakie przeprowadzono w ostatnich latach w Szwajcarii, sugerowały, iż w tym kraju wskaźnik poparcia dla zmiany prawnej definicji pojęcia związku małżeńskiego oscyluje w granicach 75–83%. Ostatecznie za ratyfikacją uchwalonych przez parlament poprawek do kodeksu cywilnego nazywanych „małżeństwem dla wszystkich” opowiedziało się 64% Szwajcarów, którzy wzięli udział w referendum.
Co odróżniło Szwajcarię od Irlandii czy Słowenii, to fakt, że w trakcie kilku tygodni poprzedzających datę głosowania powszechnego część nowych sondaży wskazywała na wynik zbliżony do jego faktycznego rezultatu. Plebiscyt pokazał jednak, że uprzednio tworzone przez lata na podstawie badań opinii publicznej szacunki poziomu społecznego poparcia dla redefinicji pojęcia związku małżeńskiego bardzo znacząco zaniżały odsetek przeciwników tak drastycznej formy rewolucji obyczajowej. Otwarte pozostają pytania, ilu Szwajcarów przekonało się do zaakceptowania antycywilizacyjnej rewolty w pojmowaniu podstawowych instytucji społecznych, którymi są małżeństwo i rodzina, dzięki wynikom sondaży, a także, jaki wpływ wywarło na rezultat głosowania powszechnego prezentowanie przez media tezy, że większość społeczeństwa już zaakceptowała małżeństwa homoseksualne, dlatego referendum jest tylko formalnością.
Wielce szkodliwa rola badań opinii publicznej dopomogła w zniszczeniu tradycyjnego pojmowania małżeństwa oraz rodzicielstwa w wielu państwach, z których największym są Stany Zjednoczone. W najpotężniejszej demokracji świata otwarcie mówiono o wpływie sondaży na decyzję, jaką w sprawie małżeństw homoseksualnych podjął Sąd Najwyższy w czerwcu 2015 roku, gdy nakazał ich uznanie we wszystkich stanach. Wydane wówczas orzeczenie Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych oraz wcześniejsze wyroki sądów federalnych doprowadziły między innymi do obalenia zakazów uznawania małżeństw jednopłciowych, jakie pomiędzy 1998 a 2012 rokiem zostały wpisane do konstytucji trzydziestu stanów. W każdym z owych stanów, które w celu wzmocnienia ochrony prawnej tradycyjnie pojmowanej instytucji małżeństwa wcześniej zapisały w swoich najwyższych aktach prawnych jego definicję jako związku wyłącznie kobiety i mężczyzny, obywatele potwierdzali w głosowaniach powszechnych aprobatę dla takiej decyzji. Wyniki owych referendów udowadniały, że poparcie, jakie w badaniach opinii publicznej uzyskują małżeństwa homoseksualne lub alternatywne formy legalizacji związków osób tej samej płci, jest najczęściej znacząco wyższe niż to osiągane przy urnach wyborczych, a różnice pomiędzy oboma wskaźnikami zazwyczaj wynoszą kilkanaście bądź nawet kilkadziesiąt procent.
Bardzo znamienne, że na kilka lat przed domknięciem przez Sąd Najwyższy debaty dotyczącej prawnego uznania związków jednopłciowych, gdy Ameryka dyskutowała nad różnymi wariantami spełniania żądań, jakie w tym zakresie wysuwały środowiska LGBT, ogólnokrajowe badania opinii publicznej realizowane pomiędzy 2004 a 2008 rokiem w większości sugerowały, iż między 60 a 70% Amerykanów opowiada się za przyznaniem parom homoseksualnym prawa do zawierania unii cywilnych lub tak zwanego domowego partnerstwa, czyli tamtejszych odpowiedników tego, co w Europie nazywa się związkami partnerskimi.
Jednak właśnie w tym okresie na przekór sondażom mieszkańcy kilku stanów zwanych swingującymi ze względu na wyrównane szanse republikanów i demokratów podczas wyborów federalnych (między innymi Ohio, Michigan, Wisconsin, Floryda), które nie należą do znacznie bardziej konserwatywnych niż średnia dla Stanów Zjednoczonych, zatwierdzali z około 60% poparciem, czyli dość wyraźną większością, poprawki do własnych konstytucji stanowych zabraniające wprowadzania nie tylko małżeństw homoseksualnych, ale także instytucji alternatywnych wobec małżeństwa. Ostatnim ze stanów, który przyjął konstytucyjny zakaz prawnego uznawania wszelkich związków jednopłciowych była Karolina Północna, gdzie 61,04% głosujących poparło niniejszą inicjatywę podczas referendum w maju 2012 roku. To tylko jeden z wielu przykładów stanu, w którym wynik plebiscytu zaprzeczył przeprowadzanym w uprzednich latach sondażom wskazującym na około 60% poparcia dla jakiejś formy nadania prawnego statusu i przywilejów związkom homoseksualnym.
Również w 2012 roku w kilku stanach odbyły się referenda, które zwolennicy tak zwanej równości małżeńskiej słusznie uznali za pozytywny dla siebie przełom, gdyż w stanach Maine, Maryland oraz Waszyngton ponad połowa głosujących opowiedziała się za zmianą prawnej definicji małżeństwa ze związku kobiety i mężczyzny na parę dwóch osób niezależnie od płci. Jednakże wyniki tychże referendów po raz kolejny udowodniły, że przeciwnicy owej „równości małżeńskiej” są grupą niedoszacowaną w badaniach opinii społecznej. Akty prawne zmieniające definicję związku małżeńskiego uzyskały bowiem akceptację 52,60% głosujących w stanie Maine, 52,43% w Maryland oraz 53,70% w stanie Waszyngton, podczas gdy wyniki większości sondaży (choć w tych przypadkach nie wszystkich) w każdym z tych stanów wprowadzały w błąd opinię publiczną, sugerując, że przewaga zwolenników wprowadzenia małżeństw jednopłciowych wyniesie kilkanaście procent lub nawet przekroczy granicę dwudziestu procent.
Skoro sondaże przeprowadzane w tych konkretnych stanach zawyżały poparcie dla małżeństw homoseksualnych, to zapewne nadal zawyżały je także te, które realizowano w skali ogólnokrajowej, co oznacza, że nie jest możliwe, jak twierdziły ośrodki odpowiedzialne za ich realizację, by już w 2012 roku więcej niż 50 % obywateli USA opowiadało się za dostępem do instytucji małżeństwa dla par jednopłciowych. Tymczasem właśnie w 2012 roku Stany Zjednoczone doświadczały wielkiej kampanii medialnej, której przesłaniem było żądanie wprowadzenia w całym kraju możliwości zawierania „małżeństw” przez pary osób tej samej płci, a jednym z podstawowych argumentów na podjęcie takiej decyzji miało być wykazywane w badaniach opinii publicznej poparcie dla tego postulatu ze strony ponad połowy Amerykanów.
Nie powinno przeto podlegać wątpliwościom, że również współcześnie realizowane w USA sondaże zawyżają poparcie dla małżeństw homoseksualnych. Te przeprowadzane w ostatnich dwóch latach, na przykład przez renomowany Instytut Gallupa, doprowadziły do sytuacji, w której media na całym świecie niekiedy oznajmiają, że poparcie dla tak zwanej równości małżeńskiej w tym kraju sięgnęło 70%. Jednakże w listopadzie 2020 roku w Nevadzie, która należy do bardzo liberalnych stanów, gdzie także wyborcy Partii Republikańskiej wykazują się znacznie mniejszym konserwatyzmem, odbyło się referendum nad usunięciem z tekstu stanowej konstytucji wzmianki, iż małżeństwo jest związkiem tylko kobiety i mężczyzny (z powodu wyroku Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych zapis ten nie posiadał już mocy prawnej). Choć wynik okazał się przygnębiający, gdyż faktyczne poparcie dla nowego typu małżeństw wyraziło 62,43% głosujących w stanie Nevada, to rezultat tradycyjnie okazał się odległy od wyników badań opinii publicznej. W sondażach bowiem akceptację małżeństw jednopłciowych zazwyczaj deklarowało między 75% a 80% ankietowanych.
Przykłady Irlandii, Słowenii, Szwajcarii, części stanów USA, a także azjatyckiego Tajwanu, jednoznacznie dowodzą, że zazwyczaj rezultaty referendów w sprawie zmiany definicji małżeństwa lub innego typu formalizacji związków jednopłciowych znacząco rozmijają się z wynikami badań opinii publicznej. Słowo „zazwyczaj” jest tutaj bardzo istotne, gdyż plebiscyt z 2017 roku w sprawie uznania małżeństw homoseksualnych w Australii (61,60% za) oraz chorwackie referendum z 2013 roku w kwestii poprawki do konstytucji definiującej małżeństwo jako wyłącznie związek kobiety i mężczyzny (66,28% za dopisaniem artykułu uniemożliwiającego zmianę definicji małżeństwa) również udowodniły, że sondażowe wskaźniki poparcia dla postulatu prawnej redefinicji związku małżeńskiego w tych krajach najczęściej były nieco wyższe niż podczas plebiscytu, ale kilka procent nie jest dużą różnicą.
Pozostaje jednak pytanie, co jest przyczyną sytuacji polegającej na tym, że w niejednym państwie wszystkie instytucje przeprowadzające badania opinii publicznej znacząco przeszacowywały wskaźniki społecznej aprobaty dla tzw. równości małżeńskiej. Brak podstaw, by uważać za wiarygodną hipotezę, że powodem takiego stanu rzeczy jest masowe i celowe fałszowanie badań przez instytucje, które je wykonują. Oczywiście, część ośrodków może intencjonalnie podnosić wskaźniki uzyskiwanego w sondażach poparcia dla postulatów tęczowej rewolucji, a niektóre z nich, na przykład te realizujące z upoważnienia organów decyzyjnych Unii Europejskiej badania ankietowe w ramach cyklu Eurobarometr, nie powinny być uznawane za wiarygodne przez krytycznego obserwatora, jednak nawet w państwach liberalnego zachodu nie każda instytucja wykonująca analizy nastrojów społecznych jest uwikłana ideologicznie.
W amerykańskiej publicystyce pojawiły się opinie, że owe różnice między wynikami sondaży i referendów w wielu stanach przypuszczalnie wynikły z poprawności politycznej, a ta sprawia, iż sporo ankietowanych kłamie na temat swoich faktycznych poglądów, gdyż nie chce otwarcie przyznawać się do sprzeciwu wobec rewolucji obyczajowej. Rzeczona hipoteza nie jest sensowna, choćby dlatego, że pomija fakt, iż nikt nie ma obowiązku uczestniczenia w żadnych badaniach, a część zaproszonych do udziału odmawia i nie zamierza odpowiadać na pytania. Ponadto opisywane zjawisko zawyżania poparcia dla najważniejszych postulatów środowisk LGBT można określić jako jedyne w swoim rodzaju. W państwach, w których ono wystąpiło, wyniki badań opinii publicznej nie oddalają się tak znacząco od rezultatów wyborczych i zazwyczaj nie zaniżają poparcia dla prawicowych oraz antysystemowych polityków, podobnie jak nie podawały odbiegających od rzeczywistości prognoz przed referendami dotyczącymi ważnych kwestii społecznych, między innymi aborcji.
Najprostsze i najbardziej logiczne wytłumaczenie fenomenu opisywanego w niniejszym artykule jest łatwe do ustalenia, jeżeli tylko jest się świadomym prostego faktu, który z jakiegoś trudnego do wytłumaczenia powodu zdaje się mało znany. Mianowicie, respondenci biorący udział w badaniach opinii publicznej nie reprezentują całego społeczeństwa, lecz jedynie wyrażają zdanie tej jego części, która chce brać w nich udział, a to w praktyce oznacza, że nie zawsze muszą być reprezentatywni.
W Irlandii po ogłoszeniu wyników referendum, w którym 62,07% głosujących poparło małżeństwa homoseksualne, ale 37,92% zagłosowało przeciw, redaktorzy najpopularniejszego dziennika w tym kraju, jakim jest „Irish The Times”, zasugerowali, że powodem tego, iż żadna instytucja przeprowadzająca sondaże nie przewidziała tak dużego odsetka przeciwników zmiany definicji małżeństwa, jest mniejsza otwartość konserwatywnej części społeczeństwa. Właśnie tej gazecie udało się zbliżyć do sedna problemu. Nie jest nim jednak mniejsza otwartość sama w sobie, co raczej niechęć do rozmawiania o tematach, które dla bardziej tradycjonalistycznej części społeczeństwa są wręcz absurdalne.
W 2018 roku, gdy w Irlandii odbyło się referendum, w wyniku którego zalegalizowano aborcję, to pomimo odnotowywanego w badaniach opinii publicznej znacznego odsetka niezdecydowanych pracownie je przeprowadzające trafnie oszacowały, że około dwie trzecie głosujących poprze usunięcie z konstytucji zapisów gwarantujących ochronę życia poczętego, dlatego różnice między prognozami a wynikiem plebiscytu nie przekroczyły granicy wynoszącego 3% błędu statystycznego. Problemem nie jest więc większa niechęć do uczestniczenia w sondażach wśród osób o poglądach konserwatywnych, lecz niechęć do dyskusji na temat zmiany definicji tak podstawowych pojęć społecznych, jak małżeństwo i rodzina. Natomiast zjawisko odnotowywanego w badaniach spadku poparcia dla małżeństw homoseksualnych tuż przed datą referendum, które wystąpiło w niektórych krajach, jak Irlandia, Szwajcaria, Słowenia, można wytłumaczyć zwiększonym zainteresowaniem uczestnictwem w sondażach związku z nadchodzącym plebiscytem. Podobny mechanizm działa w państwach demokratycznych przed wyborami parlamentarnymi oraz prezydenckimi, gdy na krótko przed datą elekcji wyraźnie rośnie odsetek realizowalności sondaży i zbliża się on do osiąganej frekwencji wyborczej.
Co charakterystyczne, instytucje badawcze zazwyczaj nie ujawniają danych o odsetku realizowalności, czyli faktycznym odsetku zgadzających się wziąć udział w danym sondażu w stosunku do liczby osób zaproszonych, aby w nim uczestniczyły. Z tego powodu trudno ustalić jak duży procent populacji w poszczególnych państwach jest skłonna wyrażać swoje opinie w badaniach dotyczących stosunku do homoseksualizmu tudzież uznania związków osób tej samej płci. Oczywiście nie jest tajemnicą, iż w każdym społeczeństwie większość stanowią osoby zasadniczo niewyrażające chęci do brania udziału w sondażach, a do ewentualnych wyjątków należą przede wszystkim te wykonywane tuż przed budzącymi powszechne zainteresowanie wyborami bądź referendami. W przypadku innego rodzaju badań opinii publicznej o odsetku udanych prób decydują różne czynniki, z których najważniejszy to temat, jakiego te dotyczy, a także ilość pytań i przewidywany czas na ich odpowiedzenie.
Ponieważ w poszczególnych rodzajach badań opinii publicznej biorą udział przede wszystkim osoby zainteresowane tematami, o jakich ankieterzy chcą rozmawiać, toteż nie powinno dziwić, że wyniki sondaży poświęconych kwestiom związanym z tym, co często określa się mianem ideologii LGBT, zazwyczaj zawyżają odsetek społeczeństwa reprezentujący postawy akceptacji, w tym poparcia dla dyskutowanych bądź już wprowadzonych w życie praw, które służą usankcjonowaniu rewolucji obyczajowej opartej na normalizacji zachowań i zaburzeń niegdyś traktowanych przez ogół jako dewiacje. Do wystąpienia takiej sytuacji potrzebna jest tylko większa chęć zwolenników rzeczonej rewolucji do brania udziału w badaniach dotyczących ich poglądów na problematykę mniejszości seksualnych przy jednoczesnej niechęci ze strony wielu potencjalnych respondentów, którzy uznają, że sama dyskusja o definicji małżeństwa i rodziny jest czymś absurdalnym.
Warto dodać, że badania opinii społecznej stają się coraz mniej reprezentatywne, gdyż odsetek ich realizowalności spada od kilku dekad, zwłaszcza w państwach wysoko rozwiniętych. Do przyczyn takiego trendu należy kryzys społeczeństwa obywatelskiego, ale rolę odgrywają również inne czynniki, jak rozpowszechnienie telefonów komórkowych, które inaczej niż stacjonarne potencjalny respondent może odebrać w różnych miejscach, gdzie nie zamierza rozmawiać, a być może również przeprowadzanie przez podmioty badające nastroje społeczne większej ilości sondaży dotyczących tematów mało interesujących dla przeciętnych obywateli.
Przykładem dotkniętej kryzysem realizowalności badań opinii publicznej jest renomowana amerykańska agencja Pew Research Center. Władze tej instytucji nigdy nie informują o tym, jaki odsetek zaproszonych do wzięcia udziału w konkretnym badaniu, które wykonuje się drogą wywiadów telefonicznych lub osobistych bądź przy połączeniu tych dwóch metod, zgodziło się w nich uczestniczyć, ale raz na kilka lat podają średni odsetek udanych prób dla wszystkich przeprowadzanych przez siebie ankiet telefonicznych w Stanach Zjednoczonych, a ten w 2018 roku wyniósł 6%, podczas gdy w 1997 roku 36%.
Do podobnych problemów przyznaje się, mający siedzibę w Waszyngtonie, Instytut Gallupa, czyli najstarsza na świecie agencja, która zajmuje się badaniami opinii społecznej. Kierownictwo tego instytutu potwierdza, że w 1997 roku średnio 27% Amerykanów wytypowanych do uczestnictwa w sondażach telefonicznych faktycznie wzięło w nich udział, natomiast w 2017 roku już tylko 7%.
Zarówno Pew Research Center, jak i Instytut Gallupa, podobnie jak wiele instytucji prowadzących badania opinii publicznej w różnych państwach wyłącznie na poziomie krajowym, zareagowało na niekorzystne dla siebie trendy tworzeniem paneli internetowych, gdzie realizowana jest znaczna część sondaży, a próbą badawczą są zarejestrowani internauci, którzy zostali wyselekcjonowani tak, aby przynajmniej w teorii spełniać kryteria reprezentatywności. Brak jednak podstaw, by uważać, że osoby, które dokonują rejestracji w panelach, żeby stale uczestniczyć w badaniach, są bardziej reprezentatywne, ponieważ muszą one posiadać pewną ponadprzeciętną otwartość do dzielenia się własnymi poglądami. Warto przy tym zaznaczyć, że z powodu podawania odbiegających od rzeczywistości wyników poparcia dla partii politycznych nowy sposób wykonywania sondaży uchodzi za mniej reprezentatywny niż tradycyjne metody ich realizacji.
Zagadnienie różnic pomiędzy rezultatami sondaży a referendów w kwestii wprowadzenia małżeństw homoseksualnych bądź innej formy uznania związków jednopłciowych to tylko część pewnego większego problemu związanego z przeprowadzaniem badań opinii społecznej, jakim jest przywiązywanie się do ich wyników przez klasę polityczną. Kierowanie się sondażami przez polityków nie tylko w doraźnych działaniach, ale także przy kształtowaniu programu to najważniejszy przejaw powszechnie występującego w demokracji zjawiska zwanego sondażokracją. Twórcami owej sondażokracji są media, które kształtują w obywatelach państw demokratycznych, a nawet elitach, nieuzasadnione przekonanie, że wyniki badań opinii publicznej należy bezwarunkowo przyjmować jako obiektywne źródło wiedzy o nastrojach panujących w społeczeństwie oraz o wyznawanych przez niego poglądach i wartościach. W przypadku „praw”, jakich już kilkadziesiąt lat temu zażądały dla siebie środowiska LGBT, a które w pierwszych dwóch dekadach dwudziestego pierwszego wieku zostały wprowadzone w życie w państwach zachodnich, środki masowego przekazu nie tylko odegrały decydującą rolę w oswajaniu społeczeństw z pojawieniem się w debacie publicznej tematów niegdyś trudnych do wyobrażenia, ale także znacząco dopomogły w budowaniu akceptacji dla dokonywanej rewolucji obyczajowej.
Nagłaśnianie przez media wyników sondaży, w których spora część lub większość uczestniczących respondentów deklarowała aprobatę dla wprowadzenia możliwości zawierania małżeństw i adopcji dzieci przez związki jednopłciowe, musiało prowadzić do popularyzacji tych postulatów w masach społecznych oraz mainstreamowych ugrupowaniach politycznych charakteryzujących się chęcią przypodobania się wyborcom za wszelką cenę. Wszak w ustroju demokratycznym wielu obywateli może zmieniać poglądy na podstawie argumentacji, że nie warto oponować wobec woli większości, a politykom szczególnie udziela się takie myślenie.
W świetle zaprezentowanych faktów uprawnione jest twierdzenie, że istnieje pewien mechanizm społeczny, który wpływa na zjawisko przeszacowywania wykazywanego w sondażach poparcia dla wprowadzonych w życie lub proponowanych postulatów środowisk LGBT. Niniejszy mechanizm oczywiście dotyczy także państw, w których spełniono żądania mniejszości seksualnych, ale nie przeprowadzano z tego powodu głosowania powszechnego, jak również krajów, gdzie nie doszło do żadnej rewolucji w definiowaniu małżeństwa i rodziny, jednak pewne postulaty pozostają przedmiotem dyskusji. Oczywiście, ów mechanizm powinien dotyczyć również Polski, a jego istnienie zostanie zweryfikowane, jeżeli kiedyś i w Polsce odbędzie się referendum w sprawie któregoś z postulatów forsowanych przez ruch LGBT.
Marcin Czyba