Niemal każdy pamięta, jak bardzo denerwowała go nadopiekuńczość najbliższych. Zwroty typu „Włóż czapkę, przeziębisz się! Zjedz coś, będziesz głodny!” potrafiły doprowadzić do szewskiej pasji, i choć za każdym razem podkreślaliście, że „nie jesteście już dziećmi”, często nasze mamy, babcie czy ciotki pozostawały na podobne uwagi głuche. Tym bardziej do szału doprowadza, gdy w ich buty stara się wejść… rząd.
Ostatnio Rządowe Centrum Bezpieczeństwa rozesłało alert, w którym ostrzegało – uwaga, uwaga – o temperaturze przekraczającej 30 st. Celsjusza! Wzorem naszych kochanych mam, troskliwe misie z RCB przypominały o „unikaniu słońca”, „odpowiednim nawodnieniu”, a nawet o konieczności rezygnacji z wysiłku fizycznego. Do pełnego kompletu brakowało jeszcze informacji o kremie z filtrem UV, odpowiednim nakryciu głowy i okularach przeciwsłonecznych.
Nie wiem jak Państwu, ale z tej świadomości, że ktoś tam w Warszawie tak bardzo się o mnie troszczy zrobiło mi się na sercu bardzo cieplutko. Świat „zamigotał tysiącem barw” i już nie martwię się, „co ze mną będzie, kiedy znajdziemy się na zakręcie”.
Wesprzyj nas już teraz!
Ale żarty na bok. Absurdalny Alert RCB, który zdążył już stać się bohaterem memów i szyderczych komentarzy, odzwierciedla nastawienie rządzących, upatrujących w Polakach dzieci specjalnej troski.
Pozostawiając na boku hipokryzję decydentów, którzy za pomocą swoich alertów w sierpniu 2020 r. zapraszali seniorów na wybory (bo „wirus był w odwrocie”), by za kilka miesięcy te same osoby zamykać w domach i pozbawiać dostępu do lekarza, nasi rządzący wyrażają jakąś zupełnie niezrozumiałą potrzebę pokazania, jak bardzo nas kochają i ile im zawdzięczamy.
Przykładowo, programy socjalne takie jak 500 plus, w ustach polityków Zjednoczonej Prawicy zamieniają się w narzędzia „przywracania rodzinom godności”, „budowania więzi międzypokoleniowych”, a nawet urastają do rangi realizacji nauki Jana Pawła II. Rozpaczliwe próby ratowania budżetu, poprzez dociskanie śruby małym i średnim przedsiębiorcom, przebierają formę krucjat przeciwko „cwaniakom” czy „mafii vatowskiej”. Wielki program redystrybucji i konsekwentnego zadłużenia, określa się wzniośle Polskim Ładem i nazywa katalizatorem „epokowego skoku cywilizacyjnego”.
Ta cała pompatyczna narracja, płynące zewsząd „dopłaty” i „zapomogi”, mają uzmysłowić Polakom, że bez państwa – niekoniecznie obecnego rządu – nie będą w stanie sobie poradzić. Mamy być wdzięczni rządowi za wakacje za granicą, kredyt na mieszkanie, a nawet podjęcie decyzji o kolejnym dziecku. To konsekwentne pozbawianie nas poczucia sprawczości i odpowiedzialności; wzbudzanie przekonania, że Państwo – choć na co dzień wykorzystuje mechanizm nadzoru i kontroli – robi to z miłości do nas wszystkich. Przecież w jakiś sposób trzeba uzasadnić wścibianie nosa w kolejne sfery naszego życia.
Minister Cieszyński wchodzi do mojego smartfona, bym nie musiał stać godzinami w kolejkach. Minister Niedzielski, zapewne w tym samym celu – chce znać historię moich chorób. Premier Morawiecki, z byłym już ministrem Kościńskim, najchętniej pozbawiliby mnie uciążliwej możliwości płacenia gotówką, a GUS za wszelką cenę chce się dowiedzieć, czy dobrze mi się mieszka. Pewnie dlatego w spisie powszechnym pytał nawet o liczbę pokoi i współlokatorów (sic.!).
Jarosław Kaczyński, wzorem Danii, Szwecji i Holandii chciałby aby państwo było „praktycznie niewidoczne, ale w razie potrzeby zawsze pomocne i bardzo silne oraz stanowcze” (Polska Naszych Marzeń, 2011). By zapewniało łatwy i wygodny żywot, przejawiający się tym, że mało czasu poświęca się na „walkę o byt”.
Jak zdążyliśmy się przekonać, „niewidoczne” nie oznacza nieobecne. I nie wiem jak u innych, ale moi rodzice tak jak „walczyli o byt” za Wałęsy, Kwaśniewskiego i Komorowskiego, tak „walczą o byt” również za Dudy. Różnica polega na tym, że dzisiaj ta walka toczy się pod dużo czujniejszym okiem Wielkiego Brata. A państwo może uznawać nas za niepełnosprawnych umysłowo, bo…sami mu na to pozwoliliśmy.
Piotr Relich