30 stycznia 2015

Społeczeństwo bez gotówki czy bez wolności?

(fot. REUTERS/Anthony Bolante/FORUM)

Jeden z najbogatszych ludzi świata, Bill Gates zachwyca się perspektywami rozwoju krajów Trzeciego Świata. Wśród nich wymienia odwrót tamtych społeczeństw od płatności gotówkowych ku transakcjom cyfrowym. W swoim entuzjazmie nie jest odosobniony. Wspierają ten trend banki centralne i prywatne, a także rządy wielu krajów, także zachodnich. Mało kto jednak zauważa, że jest to krok ułatwiający totalną kontrolę społeczeństwa.


W opublikowanym na łamach gatesnotes.com w połowie stycznia br. liście założyciel Microsoftu wraz z żoną Melindą stwierdził, że „w ciągu najbliższych 15 lat cyfrowa bankowość da biednym większą kontrolę nad aktywami i pomoże im zmienić życie na lepsze”. Kluczem do tego mają być telefony komórkowe. Zdaniem autorów listu, 2 miliardy osób nieposiadających rachunku bankowego będzie wykorzystywać przenośne aparaty do dokonywania płatności. Z kolei operatorzy zaoferują im nie tylko możliwość mobilnych przelewów, ale także kredyty i ubezpieczenia.

Wesprzyj nas już teraz!

Według Gatesów, zakładanie oddziałów bankowych w ubogich rejonach jest po prostu nieopłacalne, alternatywę stanowi zatem bankowość mobilna. Tym bardziej, że w krajach rozwijających się ponad 70 procent osób dysponuje telefonami komórkowymi. W samym Bangladeszu oferująca mobilne usługi finansowe firma bKash obsługuje 2 miliony transakcji dziennie. Świadczy to o gwałtownym zapotrzebowaniu na usługi finansowe wśród mieszkańców krajów ubogich. Zachwycony magnat komputerowy wskazuje nawet na ewentualność korzystania z takich rozwiązań w przyszłości przez kraje rozwinięte.

Nie tylko Trzeci Świat

„Postęp” ku społeczeństwu pozbawionemu banknotów i monet nie charakteryzuje oczywiście wyłącznie krajów trzeciego świata. Jednak w większości państw nadal króluje gotówka. Jak czytamy w raporcie MasterCard Advisors, autorstwa Hugh Thomasa, aż 85 proc. transakcji konsumenckich przeprowadza się właśnie przy użyciu gotówki. Pionierami na drodze postępu są tu: Singapur (61 proc. transakcji bezgotówkowych), Holandia (60 proc.), a zaraz po nich – Francja, Szwecja, Kanada, Belgia i Wielka Brytania. Wszystkie te kraje zostały uznane za zaawansowane na drodze ku społeczeństwu bezgotówkowemu. Autorzy raportu zauważają, że możliwe jest znaczne przyspieszenie tego procesu, poprzez innowacje technologiczne i działalność rządu.

Władze nie zwlekają zresztą ze wsparciem tej idei. Jak pisał już w 2013 r. Michał Żuławiński na łamach bankier.pl, limity płatności gotówką wprowadza się w wielu krajach. W Hiszpanii już nielegalne jest posługiwanie się nią przy transakcjach opiewających na więcej niż 2,5 tysiąca euro, a w Grecji – powyżej 1,5 tys. euro. We Włoszech gotówką można zapłacić rachunek wynoszący maksimum tysiąc euro. W Polsce zaś ograniczenia obowiązują jak na razie tylko firmy. Gotówką mogą one rozliczać transakcje w wysokości maksimum 15 tysięcy euro. Jednak działająca przy NBP Rada ds. Systemu Płatniczego w Programie Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego na lata 2014–2020 postanowiła o zmniejszeniu limitu do tysiąca euro. Jak podał Jacek Uryniuk na portalu gazetaprawna.pl, autorzy programu postulują także inne zmiany jak limity dla osób fizycznych na płatności za towary luksusowe i zakaz płacenia gotówką przy należnościach publiczno-prawnych.

Entuzjaści społeczeństwa bezgotówkowego malują przyszłość w różowych barwach. Piszą o oszczędnościach, bezpieczeństwie i wygodzie cyfrowych płatności. Nie wspominają jednak o drugiej stronie medalu. Różnica polega nie tylko na wygodzie, „nowoczesności” itp., ale także na anonimowości. Samo w sobie przekazanie pieniędzy w gotówce nie zostawia żadnych śladów a z płatnościami elektronicznymi jest dokładnie odwrotnie. Transakcja jest tu ściśle powiązana z nazwiskiem posiadacza konta, karty czy telefonu służącego do płatności.

Dać brzytwę wariatowi

Zwolennicy społeczeństwa bezgotówkowego twierdzą, iż powiązanie to jest zaletą, ponieważ ogranicza „szarą strefę”, zaś uczciwi ludzie nie muszą się przecież obawiać, że dokonywane przez nich transakcje mogą zostać przez kogoś zidentyfikowane. W normalnym systemie rzeczywiście by tak było. Ale – nawet zakładając, że obecny system jest jeszcze normalny i daleki od totalitaryzmu – wcielanie w życie idei społeczeństwa bezgotówkowego można porównać do np. zostawiania otwartych drzwi do samochodu. Wprawdzie samo w sobie jest to wygodne i nie musi zawsze owocować kradzieżą, przy założeniu, że przechodnie są uczciwi. Jednak ryzyko jest zbyt duże.

W rękach mającej totalitarne zapędy władzy system bezgotówkowy może łatwo stać się narzędziem pełnej kontroli. Osoby podejrzane o nieprzychylne nastawienie wobec władzy mogą być wówczas łatwo śledzone – znane będą ich upodobania, miejsce przebywania i, oczywiście, poziom zamożności. W skrajnym wypadku będzie można im po prostu zablokować konto, skazując na śmierć głodową lub żebractwo o jedzenie. Trudno więc odmówić racji Kitowi Danielsowi, publicyście prisonplanet.com, zdaniem którego promocja rozwiązań bezgotówkowych prędzej doprowadzi do zniewolenia niż wyrwania ludzi z biedy.

Ponadto przykład Cypru z 2013 r. pokazał, że zdesperowane państwo nie ma oporów co do konfiskaty środków z kont bankowych. Państwo zgarnęło wówczas 6,75 procent wartości mniejszych depozytów i 9,9 proc. depozytów większych. Jak pisał po wydarzeniach cypryjskich Lars Seier Christensen na portalu inwestycyjnym tradingfloor.com, „gdy zrobisz to raz, możesz to zrobić ponownie. Jeśli skonfiskowałeś 10 procent pieniędzy z banku klienta, możesz skonfiskować 20, 50, a nawet 100 procent. Przypuszczam, że będzie gorzej, gdy zwiększy się panika polityków, którzy desperacko starają się utrzymać euro”.

Obawom tym trudno odmówić uzasadnienia. Próba nagłego zaprowadzenia całkowitego socjalizmu w obecnej sytuacji wiązałaby się niewątpliwie z oporem właścicieli. Wprawdzie mogą oni popierać (i często to robią!) rozmaite wątpliwe regulacje, jednak zupełna konfiskata własności prywatnej nie leży w ich interesie. Przełamanie oporu posiadaczy nie byłoby łatwe. Tymczasem w przypadku, gdyby wszystkie pieniądze przybrały już ostatecznie postać wyłącznie cyfrową, sytuacja stałaby się znacznie prostsza…

Choć taka wizja może wydawać się należącą do sfery science fiction, to jej realizacja nie byłaby trudna, gdy weźmiemy pod uwagę powszechne w świecie zachodnim powiązania między rządami a bankami. Jak zauważa Scott A. Shay na cnbc.com, w Stanach Zjednoczonych JP Morgan jest większy od 3 tysięcy mniejszych banków. Ponadto 4 największe banki dysponują 60 procentami całego rynku. Taka konsolidacja sektora usług finansowych w połączeniu z jego bliskim powiązaniem z wpływowymi grupami sprawującymi władzę znacznie ułatwiłaby ewentualne przejęcie pieniędzy klientów przez państwo. Forsować społeczeństwo bezgotówkowe oznacza w tej sytuacji coś znacznie gorszego, niż dać małpie brzytwę. Konsekwencje tego trudno przewidzieć, ale groźba politycznego totalitaryzmu i gospodarki w pełni kontrolowanej przez państwo jest całkiem realna.

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij