Wielkie emocje i spory wzbudza budowa w Strasburgu jednego z największych w Europie meczetu Sultan Eyüp (nawiązującego nazwą do świątyni wzniesionej w Stambule w 1458). Będzie on mógł pomieścić jednorazowo ok. 2500 z prawie 30 tys. muzułmanów żyjących w tym regionie we wschodniej Francji. Obok niego mają powstać też szkoła, restauracja, biblioteka i 14 sklepów.
W marcu br. władze miasta, kierując się nieco innym ustawodawstwem w Alzacji niż w reszcie kraju, gdzie nie można przeznaczać funduszy publicznych na budowę obiektów sakralnych, przeznaczyły już na ten cel 2,5 mln euro, podczas gdy łączny koszt budowy ma wynieść 32 mln euro. Ostry sprzeciw wobec tej decyzji zgłosił jednak obecny rząd Emmanuela Macrona, nazywając projekt budowy meczetu „obcą interwencją, która wprowadza niebezpieczne podziały w życie państwa”.
Za inwestycją stoi organizacja diaspory tureckiej we Francji – Milli Görüş (Wizja Narodowa), która na swej stronie internetowej zdążyła się już pochwalić, że „w Strasburgu powstanie meczet, który w swojej symbolice dorówna tamtejszej katedrze katolickiej Notre-Dame [najstarszej i jednej z najwyższych katedr gotyckich na świecie]”.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednakże ostatnio we Francji, po całej serii ataków islamskich fundamentalistów (np. w ub. tygodniu jeden z nich zabił nożem policjantkę), szybko zmienia się atmosfera polityczna w stosunku do 6 mln żyjących tam muzułmanów. Wpływ na to mają także przyszłoroczne wybory prezydenckie, w których konkurentką obecnej głowy państwa będzie m.in. znana z prawicowych poglądów Marine Le Pen.
Z kolei minister spraw wewnętrznych Francji Gérald Darmanin podważył już podstawy prawne, którymi kierowała się rządząca Alzacją partia „Zielonych”.
Dużym problemem jest też fakt, że organizacja Milli Görüş nie chce podpisać „Karty Zasad dla Islamu we Francji”, za której pomocą prezydent Macron chciałby dostosować kulturę muzułmańską do „wartości Republiki Francuskiej”, m.in. przez odrzucenie „politycznego islamu” i używanego tam słowa „apostazja” [wyrzeczenie się wiary].
Szef budowy meczetu Eyüp Şahin i inni przywódcy tej protureckiej organizacji twierdzą, że projekt „Karty” nie był w ogóle z nimi konsultowany i że postawiono ich przed faktem dokonanym „tak, jak byśmy byli przestępcami, żyjącymi poza prawami tego kraju, a tak nie jest”. Zapewnił, że ich głównymi przeciwnikami są właśnie ekstremiści islamscy. „Dziś bardzo łatwo znaleźć sobie wrogów w przededniu wyborów i my stajemy się właśnie takimi kozłami ofiarnymi” – oświadczył Şahin.
Diasporę turecką we Francji i w innych krajach popiera oczywiście znany z ostrego języka prezydent Turcji Recep T. Erdoğan. Nowe przepisy nazwał on „gilotyną demokracji francuskiej, która stoi w jaskrawej sprzeczności z prawami człowieka, wolności wyznawania religii i wartościami europejskimi”. W odpowiedzi E. Macron określił jego słowa jako „mieszanie się w wewnętrzne sprawy Francji”.
Proponowane przez władze nowe przepisy ograniczają też wsparcie z zagranicy np. dla budowy meczetów, które nie może przekroczyć 10 tys. euro. Ma to na celu przede wszystkim ukrócenie finansowania wznoszenia meczetów za pieniądze pochodzące z Turcji, Kataru i Arabii Saudyjskiej. W tej sytuacji rodzi się pytanie: kto zapłaci za tę inwestycję?
O wyjaśnienie sprawy londyński dziennik „Telegraph” poprosił Samima Akgönüla – dziekana wydziału turkologii uniwersytetu w Strasburgu. Jego zdaniem „prawda pewnie leży pośrodku”. Przyznał, że organizacja Milli Görüş jest upolityczniona, dlatego nie chciała podpisać „Karty” prezydenta Macrona, gdyż zawiera ona warunek „niepromowania islamu politycznego”. Zarazem jednak profesor zwrócił uwagę, że staje się ona coraz bardzie niezależna i nie jest już zbliżona do Erdoğana, co było widać w ostatnich wyborach, w których popierała jego przeciwników. To, że „Wizja Narodowa” postanowiła poprosić władze miasta o fundusze na budowę, może świadczyć, według naukowca, właśnie o jej rosnącej autonomii i jednocześnie o dążeniu do integracji islamu z kulturą francuską. Jeśli rząd nie widzi w tych ludziach części społeczeństwa francuskiego, wówczas mimowolnie „rzuca” ich w ręce tureckie, podczas gdy oni sami czują się mieszkańcami Strasburga – podkreślił rozmówca gazety.
Z kolei jeden z uczestników modłów, odbywających się na razie na odkrytym dziedzińcu koło miejsca budowy, 25-letni inżynier Ömer Turhan powiedział dziennikowi: „Chodząc do meczetu we Francji czujemy się stygmatyzowani. Czego oni od nas chcą? Wynieść się stąd? Dokąd? Ja jestem Francuzem, tu się urodziłem a jestem traktowany jak cudzoziemiec. Nie ma w tym żadnej logiki. Studiowałem w Anglii i mogę powiedzieć, że tam jest łatwiej modlić się niż tu. Tu odczuwamy coraz większy nacisk ze strony skrajnej prawicy. Wszyscy, którzy krytykują budowę tego meczetu, chcą zarazem sprzeciwić się Zielonym. Trudno to zrozumieć… Uważam, że obecne zamieszanie należy po prostu przeczekać i mam nadzieję, że budowa będzie kontynuowana”.
Projekt megameczetu dla ok. 30 tys. muzułmanów ze Strasburga i okolic zatwierdzono w 2013 a uroczyste rozpoczęcie jego budowy nastąpiło w 2017 z udziałem przedstawicieli władz francuskich i rządu tureckiego. Obecnie jednak powstał problem, skąd miałyby pochodzić środki na ukończenie tej inwestycji.
KAI