15 listopada 2022

Sprawa apostazji Podsiadły: głos pokolenia wołającego o ratunek

(Oprac. GS/PCh24.pl)

W najgłośniejszej sprawie ostatnich dni najbardziej interesuje to, co wyszło niejako na jej marginesie, a wobec czego sama decyzja o apostazji stanowi zaledwie jedną z wielu tragicznych konsekwencji.

Zaprawdę dziwi to nagłe poruszenie związane z apostazją Dawida Podsiadło. Sama zapowiedź formalnego opuszczenia Kościoła – bo wszak nie wiadomo czy popularna gwiazda znajdzie czas udać się do rodzinnej parafii „poprosić o apostazję” – z niewiadomych powodów poruszyła katolicką opinię publiczną. Tak jakby po uczestniku proaborcyjnych spędów i zwolenniku bolszewickiego Berniego Sandersa można było spodziewać się czegoś innego. I tak jakby niedawna antykatolicka rewolucja spod znaku czerwonej błyskawicy niczego nas nie nauczyła.    

Niektórzy duchowni poczęli nawet rozdzierać szaty nad „wspólnotą, która zawiodła” biednego i wrażliwego artystę, nie dostrzegając, że całość należy traktować przede wszystkim jako zmyślną kampanię marketingową, doskonale skrojoną na miarę dorastającego w katolickiej kulturze, ale już się z nią nie identyfikującego odbiorcy.

Wesprzyj nas już teraz!

Nieprzypadkowo jego szumne zapowiedzi apostazji, wygłaszane podczas turnee medialnego od Onetu po Newsweek akurat łączą się w czasie z premierą krążka, którym nie zainteresowałby nikt poza branżą i wiernym fandomem, gdyby nie cała antykatolicka otoczka. A tak Podsiadło ląduje na szczycie rankingu najczęściej słuchanych polskich artystów w serwisach streamingowych. Czyli, mówiąc po młodzieżowemu: „zażarło”.

Decyzja o apostazji wcale jednak nie przeszkadza muzykowi w komponowaniu muzyki do filmu „Johnny”, poświęconemu postaci ks. Jana Kaczkowskiego. Ale to podobno Kościół i katolicy są największymi hipokrytami.

Najbardziej jednak śmieszą komentarze w stylu: „Podsiadło ma jaja, żeby mówić takie rzeczy w Polsce”. Tak jakby obracający się na warszawskich salonach, tworzący głównie dla post-religijnego pokolenia muzyk przejmował się tym, co powiedział jeden czy drugi biskup. Zwłaszcza, gdy Podsiadło, jak sam przyznaje, nie był w Kościele od przynajmniej dziesięciu lat. Ogłaszając swoją apostazję, czy tekst „Postu”, muzyk nie wykazał się więc żadną odwagą.

W tej całej sprawie interesuje jednak coś, co wyszło niejako na marginesie całej sprawy, a wobec czego sama decyzja o apostazji stanowi zaledwie jedną z wielu tragicznych konsekwencji.

Ucieczka z Nibylandii

Przy okazji doświadczenia wojny na Ukrainie, Dawid Podsiadło „po raz pierwszy poczuł, że trzeba wydorośleć”. – Moje codziennie problemy, o których napisałem wiele piosenek, wydały się błahe – stwierdził w wywiadzie dla Newsweeka pt. „Czas dorosnąć”.

Piosenkarza dotknęła jednak nie tyle sama tragedia wojny, co uświadomienie sobie, że świat gier komputerowych, życia bez zobowiązań i wiecznej adolescencji stanowi zaledwie substytut rzeczywistości; plac zabaw dla dzieci, na którym spędził zbyt wiele czasu. A pociąg życia pędzi nieubłagalnie, o czym świadczy niezrozumienie najmłodszego pokolenia artystów pokroju Maty czy Young Leosi.

W muzyku nastąpiło to, co psycholog kliniczny, prof. Jordan Peterson nazywa „uderzeniem rzeczywistości”. – Możesz naciągać rzeczywistość jak gumę. Ale w pewnym momencie ona pęknie i uderzy cię prosto między oczy. To boli. Dziękuj Bogu, jeżeli nastąpi to przed 30-tką. Spotkałem się z przypadkami, gdzie to zderzenie nadchodzi przed 40. rokiem życia. I uwierzcie mi, nie jest to przyjemny widok – mówił podczas wykładu na Uniwersytecie w Toronto.

Podsiadło w 29. roku życia uświadomił sobie, że nie jest już „beztroskim licealistą”, pięknoduchem wierzącym, że „czyste serce i dobra energia” wystarczą do zbudowania dobrego człowieka i świata. Że życie polega na czymś więcej niż czerpaniu obszernymi garściami z wszelkich dostępnych przyjemności. Przy czym trzeba zaznaczyć, że mowa tu bardziej o zabawkach w stylu PlayStation czy klocki Lego niż realizowaniu zawołania sex, drugs & rock’n’roll.

Tym samym Podsiadło rzeczywiście staje się głosem pokolenia. Pokolenia wielkomiejskich beztroskich Piotrusiów Panów, niezdolnych do poświęceń niewolników własnych namiętności. Ukrywających całe pokłady agresji pod radosnym i rzekomo empatycznym obliczem „nice guy’a”. Nieszczęśników, skupiających swoje wysiłki nie na walce z własnymi słabościami, ale obarczanym za osobiste niepowodzenia systemem. Pokolenia pogrążonego w najgorszym kryzysie cywilizacji zachodniej; kryzysie męskości.

Autor nie bez powodu – być może za ostro – ocenia opisywane zjawisko. Sam bowiem przez lata zmagał się (i wciąż zmaga) z podobnym problemami. Dlatego wie, że ich najlepsze rozwiązanie oferuje właśnie Kościół; przez osobę Ducha Świętego uzdalniający do stawania się wciąż w pełni mężczyzną, mężem i ojcem. Tylko we współpracy z Łaską, człowiek jest w stanie żyć tu i teraz, mierzyć się z wyzwaniami i koncentrować się na sprawach naprawdę ważnych, zostawiając bzdury daleko za sobą. Podjąć walkę z własnym grzechem i niedoskonałościami, krok po kroku realizując swoje powołanie na tym świecie.

 „Człowiek, który nie stawia czoła cierpieniu, nie akceptuje życia. Ucieczka przed cierpieniem jest ucieczką przed życiem” – pisał papież Benedykt XVI. A nikt też tak nie uczy podejmować życiowego krzyża jak czyni to Jezus Chrystus. Tej prawdy jednak Dawid Podsiadło nie usłyszy w gabinecie psychoterapeuty, ale w Kościele, z którego tak pochopnie rezygnuje.

Piotr Relich

Piotr Semka o apostazji Podsiadły: może być w pełni zadowolony z wypowiedzi bp. Muskusa i o. Kramera

 

Dawid Podsiadło chce złożyć akt apostazji. Ale czy wie, skąd odchodzi?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij