Wszystko wskazuje na to, że abp Carlo Maria Viganò zostanie wkrótce obłożony najcięższą kościelną karą – ekskomuniką. To sytuacja tragiczna, ale hierarcha sam tego chciał – i to w dosłownym sensie. Były nuncjusz apostolski w Waszyngtonie ogłosił czarno na białym, że nie uznaje władzy ani papieża Franciszka, ani urzędów Kurii Rzymskiej. Argument, który przedstawia na swoją obronę, jest jednak nader słaby.
Dykasteria Nauki Wiary jest nie tylko najważniejszym urzędem doktrynalnym Watykanu; ma również sekcję dyscyplinarną, która zajmuje się przestępstwami duchownych. To właśnie dlatego urzędnicy tej Dykasterii napisali 11 czerwca do abp. Carlo Marii Viganò, wzywając go do swojego biura – w związku z oskarżeniami o przestępstwo schizmy. Kodeks Prawa Kanonicznego za schizmę przewiduje karę ekskomuniki, sprawa jest zatem najwyższej wagi – dotycząc członkostwa w Kościele, dotyczy zbawienia wiecznego.
Dykasteria wskazała, że Carlo Maria Viganò zawinił w czterech obszarach. Publikował oświadczenia, które skutkują odrzuceniem elementów koniecznych do zachowania komunii z Kościołem katolickim; odrzucał prawomocność pontyfikatu papieża Franciszka; zerwał z komunię z papieżem; odrzucił II Sobór Watykański. Podpisany pod listem ks. John Kennedy, sekretarz sekcji dyscyplinarnej Dykasterii, polecił arcybiskupowi stawić się w Rzymie 20 czerwca; albo najdalej do 28. czerwca. Możliwe byłoby też pisemne odniesienie się do zarzutów. Jeżeli się nie pojawi ani nie odpisze, zostanie osądzony pod swoją nieobecność. Ks. Kennedy pisał w liście o „oczywistych” dowodach na schizmę, stąd nie ma wątpliwości, jaki zapadnie wyrok. Tym więcej, że arcybiskup Viganò nie tylko nie pojawił się w Dykasterii 20 czerwca, ale publicznie oświadczył też, że również w przyszłości ani się nie pojawi, ani nie prześle Dykasterii żadnego pisma.
Wesprzyj nas już teraz!
Zarzuty, jakie Dykasteria stawia arcybiskupowi, wydają się być formalnie słuszne – i przyznaje to zresztą sam arcybiskup. Na swojej stronie internetowej opublikował obszerne oświadczenie, stwierdzając, że jest „dumny” ze stawianych mu oskarżeń. Zadeklarował, że „nie jest w komunii i w istocie nie chce być” z papieżem i ludźmi, którzy go otaczają. Potwierdził też odrzucenie nauczania II Soboru Watykańskiego. Nie zgodził się jedynie ze stwierdzeniem, jakoby nie pozostawał w jedności z Kościołem katolickim. Abp Viganò uważa, że to on reprezentuje autentyczny katolicyzm i w związku z tym – jest w takiej jedności.
Obłożenie abp. Viganò ekskomuniką będzie wydarzeniem o złożonych przyczynach i poważnych konsekwencjach. Arcybiskup jeszcze kilka lat temu cieszył się dobrą sławą. Do 2016 roku sprawował prominentną funkcję dyplomatyczną nuncjusza apostolskiego w Waszyngtonie. W 2015 roku organizował w tej roli pielgrzymkę papieża Franciszka do Stanów Zjednoczonych. Obracał się na najwyższych szczytach hierarchii kościelnej i politycznej. Przełom nastąpił w 2018 roku, kiedy arcybiskup opublikował oskarżenia pod adresem papieża Franciszka związane z osobą Theodore’a McCarricka. McCarrick, przestępca homoseksualny, miał być obłożony niejawnymi karami przez Benedykta XVI, a Franciszek wiedząc o tym – miał je de facto zignorować i korzystać z dyplomatycznych usług zwyrodnialca. Zdaniem Viganò papież skompromitował się do tego stopnia, że powinien zrezygnować z urzędu biskupa Rzymu. Apel arcybiskupa był niezwykle ostry i w oczywisty sposób przekraczał właściwą granicę – nikt nie powinien wywierać tego rodzaju presji na urzędującego papieża. Mimo wszystko z racji na wagę i wiarygodność oskarżeń abp Viganò został potraktowany poważnie; nawet ówczesny przewodniczący Konferencji Episkopatu USA kard. Daniel DiNardo apelował o drobiazgowe zbadanie całej sprawy. Na oskarżenia arcybiskupa pośrednio odpowiedział też Franciszek, zlecając zaufanym włoskim dziennikarzom Andrei Torniellemu i Giannemu Valente napisanie odpowiedzi w książkowej formie; po polsku ich praca wyszła pod tytułem „Dzień sądu”.
W kolejnych miesiącach arcybiskup Viganò zaczął występować z coraz szerszą paletą tematów, zabierając głos w obronie tradycyjnej doktryny i liturgii Kościoła. Nierzadko robił to w dość kuriozalnej formie, na przykład proponując w 2020 roku nie tyle jakąś korektę, ale po prostu odwołanie II Soboru Watykańskiego. Inna sprawa, że bolesnych tematów doprawdy nie brakowało: Amoris laetitia, Pachamama, od 2021 roku również walka z Mszą trydencką, a wszystko to w czasie pandemii Covid-19. Viganò zaangażował się przeciwko restrykcjom sanitarnym i szczepieniom, politycznie zdecydowanie wsparł Donalda Trumpa przeciwko Demokratom. Swoją bezkompromisową postawą zyskał sobie sympatię tradycyjnych katolików na całym świecie.
Wkrótce zaczął przyjmować bardzo dziwną postawę. Nie pisał już o Franciszku jako o papieżu, ale konsekwentnie określał go świeckim imieniem i nazwiskiem: Jorge Mario Bergoglio. Sugerowało to w oczywisty sposób, że nie uznaje prawomocności jego władzy papieskiej. W sposób ostateczny abp Viganò potwierdził to w grudniu 2023 roku. Opublikował w sieci obszerny artykuł, gdzie wezwał wprost do nieposłuszeństwa wobec decyzji Franciszka, stwierdzając, że Bergoglio jest jak biblijny „dzik w Winnicy Pańskiej”, a przede wszystkim – nie jest w ogóle papieżem. Hierarcha zaprezentował specyficzną koncepcję, zgodnie z którą kardynał Bergoglio nigdy nie objął w legalny sposób tronu św. Piotra. Chodziłoby o wadę zgody (vitium consensus): Jorge Mario Bergoglio został wybrany na swój urząd, ale od początku miałby mieć intencję szkodzenia Kościołowi; jako że przyjmując wybór kardynałów nie chciałby wykonywać tego, do czego zostaje powołany – to faktycznie nie został nigdy papieżem. W ten sposób Jorge Mario Bergoglio byłby uzurpatorem: zasiada na urzędzie papieskim, ale nie jest papieżem. Abp Viganò na poparcie tej tezy wskazywał działania grupy z Sankt Gallen poprzedzające wybór Franciszka oraz późniejsze działania papieża, w jego ocenie skrajnie szkodliwe dla Kościoła katolickiego. To ciekawa hipoteza, jest z nią jednak pewien istotny problem: jest hipotezą. Abp Viganò nie wie, jaką miał intencję Franciszek, przyjmując wybór, bo taka wiedza o drugim człowieku nikomu nie jest dana; może mieć tylko swoje przypuszczenia. Czynić z przypuszczeń dowiedzioną prawdę to jednak skrajny subiektywizm.
Zarazem hierarcha ogłosił, że zakłada we Włoszech własne seminarium kapłańskie. Wszedł w ścisły kontakt z ekskomunikowanym biskupem Richardem Williamsonem, przed laty wyrzuconym za notoryczne nieposłuszeństwo z Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Włoscy dziennikarze zajmujący się tematyką kościelną podali informację, zgodnie z którą abp Viganò przyjął z rąk bp. Williamsona sakrę biskupią sub conditione – na wypadek, gdyby sakra otrzymana przed laty z rąk św. Jana Pawła II nie była ważna, jako że św. Jan Paweł II również mógłby nie być legalnym papieżem.
Wszystko to konstytuuje działania o ewidentnie schizmatyckim charakterze. Dla tradycjonalistów na całym świecie to tym bardziej bolesne, że abp Viganò nieustannie powołuje się na przykład abp. Marcela Lefebvre’a. Odpowiadając 20 czerwca na list Dykasterii Nauki Wiary stwierdził nawet, że nie zamierza się tłumaczyć, bo utożsamia się całkowicie ze słowami, jakie na obronę swoich działań kilkadziesiąt lat temu w Kongregacji Nauki Wiary wygłosił właśnie abp Lefebvre. Problem w tym, że założyciel Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X nigdy nie odmówił papieżowi legalności sprawowania władzy ani nie odrzucił formalnie autorytetu urzędów Kurii Rzymskiej. To wszystko zrobił za to abp Viganò, stawiając się w zupełnie innej sytuacji niż abp Lefebvre.
Smutne jest też zaangażowanie abp. Viganò na rzecz Federacji Rosyjskiej. Nie chodzi tylko o politykę albo nawet ocenę przyczyn wybuchu wojny przeciwko Ukrainie; z perspektywy katolickiej jeszcze gorsze jest wyraźne poparcie, jakiego hierarcha udzielił prawosławnej koncepcji mówiącej o Moskwie jako o Trzecim Rzymie. Abp Viganò nazwał Moskwę „Trzecim Rzymem” w artykule z 2022 roku. Spadła na niego ostra krytyka. Zarzuty sformułował między innymi Roberto de Mattei, przypominając, że chodzi tutaj o herezję, która ma korzenie w XVI wieku u mnicha Filoteusza z Pskowa. Według Filoteusza starożytny Rzym upadł… z powodu herezji. Konstantynopol upadł również z powodu herezji – w tym wypadku miała to być kara za zawarcie unii z papieżem (unia florencka, 1439). Dlatego narodził się trzeci Rzym – Moskwa. Niestety, abp Viganò nie wyciągnął z tego wniosków. Rok później w wystąpieniu adresowanym do Rosjan powtórzył, jakoby to Moskwa była obecnie dziedzicem misji Rzymu.
Abp Viganò mimo wszystko budzi i nadal będzie budzić sympatię części tradycyjnych katolików. Wielu ludzi widząc, że jego przeciwnikiem jest Franciszek, instynktownie bierze stronę arcybiskupa, pamiętając o ekscesach obecnego pontyfikatu. Jednak zasada, zgodnie z którą każdy krytyk Franciszka automatycznie zasługuje na zaufanie, jest błędna. Tym więcej, gdy idzie o najpoważniejsze kwestie: jedność z Rzymem, albo tej jedności brak. Jest oczywiste, że spod ręki papieża Jorge Mario Bergoglia wyszło na przestrzeni ostatnich 11 lat wiele skrajnie niekorzystnych dla Kościoła dokumentów. Nie można jednak reagować na kryzys wypowiadaniem posłuszeństwa papieżowi i Kurii Rzymskiej ani ogłaszaniem na podstawie własnych hipotez czy przypuszczeń, że są uzurpatorami. To jest właśnie uzurpacja: takiej władzy nie ma ani arcybiskup Viganò, ani w ogóle nikt w Kościele. Abp Viganò staje się już tylko pseudo-tradycjonalistycznym, kościelnym anarchistą. Jego postawa, niezależnie od intencji, jest nacechowana subiektywizmem i w ostateczności głęboko szkodzi Kościołowi, uderzając w jego widzialność.
Papieża Franciszka należy znosić jako dopust Boży, a decyzji ewidentnie szkodzących wierze – nie należy wykonywać, o czym pouczająco pisze choćby bp Athanasius Schneider. Jak wskazuje ten sam hierarcha, trzeba modlić się o nawrócenie wszystkich hierarchów Kościoła i o danie Kościołowi świętych przywódców, z nowym świętym papieżem na czele.
Droga katolicka jest drogą poszanowania autorytetu, a nie buntu wobec uprawnionej władzy.
Paweł Chmielewski
Sprawa arcybiskupa Viganò. Czy powinien zostać ekskomunikowany?