Unijne przepisy dotyczące dostępu do broni palnej będą ostrzejsze, ale nie aż tak jak domagali się eurokraci. Pomógł sprzeciw Polski i Czech.
Ministrowie spraw wewnętrznych państw Unii Europejskiej – zgodnie z osobliwą logiką nakazującą odbieranie społeczeństwom prawa do samoobrony – zadecydowali w piątek o zaostrzeniu przepisów odnoszących się do broni palnej. To godna lewicowych elit reakcja na powtarzające się na kontynencie zamachy terrorystyczne. Jeszcze bardziej rygorystycznym zasadom sprzeciwiły się Polska i Czechy.
Wesprzyj nas już teraz!
Zmiany mają dotyczyć m.in. zasad postępowania z bronią zdezaktywowaną, czyli niezdatną do użytku bojowego. Dezaktywacja, czyli np. rozwiercenie komory nabojowej czy zaspawanie lufy, powinna w sposób trwały pozbawić pistolet czy karabin możliwości wystrzelenia pocisku. Eksperci oceniają jednak, że taką broń można „wskrzesić”.
Komisja Europejska, w myśl pierwotnego projektu nowej regulacji chciała wprowadzić zakaz nabywania przez osoby prywatne niektórych rodzajów broni samopowtarzalnej, nawet zdezaktywowanej. Chodzi o większość pistoletów i niektóre karabiny. W myśl podjętych w piątek w Luksemburgu ustaleń, zakazu nie będzie, ale zezwolenie zostanie obwarowane koniecznością przejścia badań psychologicznych bądź przynależnością do klubu strzelectwa sportowego.
Wbrew zakusom KE, zmienioną dyrektywą nie zostaną objęci kolekcjonerzy.
– Szczerze mówiąc, cieszyłbym się, gdyby Rada UE była bardziej ambitna, zwłaszcza jeśli chodzi o przepisy dotyczące broni samopowtarzalnej i kolekcjonerów – skomentował rozczarowany Dimitris Awramopulos, komisarz spraw wewnętrznych.
Znowelizowana dyrektywa ma wyznaczyć minimalne standardy dotyczące dostępu do broni. Poszczególne państwa będą mogły ustanawiać na własnym terenie ostrzejsze reguły. Ostateczny kształt przepisów rządy krajów UE negocjować będą z Parlamentem Europejskim.
RoM
rp.pl/PAP