Ekonomista dr Sven R. Larson, opierając się na danych Eurostatu i Europejskiego Banku Centralnego (EBC) skonstatował, że „Europa potrzebuje pilnie niezależnej komisji ds. kryzysu gospodarczego, kierowanej przez liderów biznesu i ekonomistów, a nie brukselskich polityków”, by wyprowadzić gospodarkę z trudnej sytuacji.
Ani dane Eurostatu, ani tym bardziej perspektywy gospodarcze zarysowane w prognozach EBC nie napawają optymizmem. Potwierdza się, że Europę czeka kryzys gospodarczy, a nie tylko stagnacja.
„Zbliża się koniec 2025 roku, a zatem czas na podsumowanie europejskiej gospodarki. Niestety, nie jest to budujące doświadczenie” – zauważa ekonomista. Jak wylicza, z danych Eurostatu dotyczących produktu krajowego brutto i jego składowych do trzeciego kwartału 2025 r. wynika, iż średni wzrost PKB dla tych trzech kwartałów w samej UE wyniósł 1,48%, przy czym w strefie euro jest on nawet niższy i wyniósł 1,35%.
Wesprzyj nas już teraz!
Z 26 państw członkowskich (Irlandia wymaga odrębnego potraktowania) jedynie 5 osiąga próg solidnego wzrostu wynoszący 3%. Łącznie dziewięć krajów przekracza krytyczny poziom 2%. Larson dodaje, że „gospodarki, które nie są w stanie utrzymać realnego wzrostu PKB na poziomie 2% w dłuższej perspektywie, będą doświadczać powolnego, stopniowego spadku poziomu życia. Gospodarki te zazwyczaj wykazują również inne oznaki stagnacji strukturalnej, czyli ubóstwa przemysłowego: stopa bezrobocia wśród młodzieży przekracza 20%, konsumpcja prywatna stanowi mniej niż 50% PKB, a wydatki rządowe i podatki przekraczają 40% PKB”.
Jego zdaniem, zważywszy na wzrost PKB poniżej 2%, „istnieje duże prawdopodobieństwo, iż kraje te spełniają również inne kryteria trwałej stagnacji i powolnego spadku poziomu życia”. A z danych Eurostatu wynika, że 11 krajów ma realny wzrost PKB na poziomie poniżej 1%. Zaliczają się do nich między innymi Francja i Niemcy.
„Jak niedawno wyjaśniłem – komentuje ekonomista – fatalny stan gospodarki europejskiej ilustrują również prognozy na najbliższą przyszłość, które wcale nie są lepsze. Łączny PKB strefy euro wzrośnie zaledwie o 1,4% do 2027 r. UE jako całość może liczyć na to, że będzie bardzo blisko tego poziomu”.
Analizując kolejne wykresy i dane Eurostatu, Larson konstatuje, że 27 krajów UE „nie było w stanie osiągnąć przyzwoitego łącznego wzrostu gospodarczego od przełomu tysiącleci. Po średniej na poziomie 2,9% w latach 1996-2000, wskaźnik ten spadł do 1,7% do 2005 r. Następnie, z powodu podwójnej recesji (której gospodarka amerykańska nie doświadczyła) z najniższymi punktami w latach 2009 i 2013, PKB UE wzrósł zaledwie o nieco ponad 1% przez dziesięć długich lat. Lata 2016–2019 charakteryzowały się lepszą średnią: wzrost gospodarczy o 2,2% odnotowano ponad dwukrotnie na krótki okres, aż do sztucznego zamknięcia gospodarki w 2020 r. Regulacje gospodarcze związane z pandemią wygasły w połowie 2022 r.; średni wzrost w okresie od I do II kwartału 2022 r. wyniósł 1,4%. Nasz okres gospodarczy po pandemii rozpoczyna się w III kwartale 2022 r. i kończy w III kwartale 2025 r. Jego 13 kwartałów charakteryzuje się średnim wzrostem PKB na poziomie 1,15% – zaokrąglonym do 1,2%” – czytamy w analizie dr Larsona zamieszczonej na stronie europeanconservative.com 31 grudnia.
Europejski Bank Centralny przewiduje wzrost w całym 2025 r. na poziomie 1,4%, ale w 2026 r. ma on spaść do 1,2% i nieco wzrosnąć do 1,4% w 2027 r. W opinii ekonomisty te dane powinny zaalarmować Europejczyków. Pisze wręcz o „skandalu”, iż tak „fatalne wyniki gospodarcze Europy nie są głównym tematem wiadomości na całym kontynencie”.
Co istotne, jednoznacznie konstatuje, że to przyjęcie wspólnej waluty euro wręcz „zatopiło” europejską gospodarkę. Wskazał na „rygorystyczne” reguły fiskalne obowiązujące wszystkich członków UE egzekwowane w strefie euro. Ta ukierunkowana polityka skupiająca się na równoważeniu budżetu, a nie na wzroście gospodarczym i generowaniu dobrobytu, nie jest jedyną przyczyną „powolnego, ale wydaje się nieuniknionego upadku gospodarczego Europy”.
Innym czynnikiem jest „wielki rząd” i wszechobecna ingerencja, wręcz „inwazja regulacyjna” państwa. Tym co pogrąża europejski dobrobyt są droga energia, obciążenia podatkowe, „inwazja państwa regulacyjnego na sektor prywatny”, „szkodliwy wpływ zasiłków państwa opiekuńczego na aktywność zawodową i przygnębiające konsekwencje „zielonej transformacji” dla inwestycji przedsiębiorstw”.
Europa podjęła także szereg błędnych decyzji gospodarczych o negatywnych konsekwencjach długoterminowych dla gospodarki. Chodzi zwłaszcza o handel zagraniczny, w tym relacje z USA, ale także o sankcje wobec Rosji.
Ta ostatnia kontynuuje uniezależnienie swojej gospodarki od Zachodu, zwiększając obroty z tzw. krajami WNP, obejmującymi Armenię, Azerbejdżan, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan i Mołdawię (Turkmenistan ma „status uczestnika”). Rosyjski handel z tą wspólnotą ma być obecnie około trzy razy większy niż handel z UE i wynosi 10 mld dolarów miesięcznie. Żadna z tych transakcji nie jest denominowana w walutach zachodnich. Handel ten obejmuje wiele branż, od surowców, takich jak: aluminium, miedź, złoto, żelazo, ropa naftowa i cynk po produkty bliskie surowcom, takie jak drut aluminiowy, drut żelazny i rafinowana ropa naftowa, a na produktach przemysłowych kończąc, takich jak na przykład elektronika, chemikalia i ciężki sprzęt czy produkty spożywcze.
„Są argumenty moralne przemawiające za sankcjami, ale należy je również skonfrontować z ich skutecznością – i ich wpływem na europejską gospodarkę. Chociaż UE znajduje się w stanie długotrwałej stagnacji gospodarczej, jeszcze tego lata rosyjska gospodarka nadal radziła sobie dobrze, wbrew wcześniejszym przewidywaniom Zachodu. Jak wyjaśniłem w mojej analizie z sierpnia, Rosja zdaje się osiągać punkt, w którym jej odporność się wyczerpuje; jeśli jednak tak się stanie, nie będzie powodu do świętowania w Europie, która nie jest w stanie zwiększyć PKB nawet o 1,5% rocznie” – stwierdza Larson.
W jego przekonaniu, „Europa potrzebuje komisji ds. kryzysu gospodarczego”. Jednak, na jej czele nie mogą stanąć politycy, lecz „liderzy biznesu, niezależni ekonomiści i inni analitycy, którzy nie są związani z obecną strukturą polityczną w Brukseli”. Europejskie elity polityczne bowiem „nie rozumieją ani nie troszczą się poważnie o przywrócenie wzrostu gospodarczego i dobrobytu na kontynencie”.
Źródło: europeanconservative.com
AS