13 maja prezydent Wenezueli Nicolas Maduro ogłosił w swoim kraju 60-dniowy stan wyjątkowy. W latynoamerykańskim państwie szaleje kryzys ekonomiczny, na ulicach trwają zamieszki. Sytuacja gospodarcza jest katastrofalna, a niedobór żywności skłania część osób do plądrowania sklepowych zapasów żywności. Manduro obciąża Amerykanów odpowiedzialnością za obecny stan rzeczy. Tymczasem opozycja dąży do odwołania prezydenta w referendum.
Prezydent Wenezueli nie przedstawił jak dotąd konkretów dotyczących funkcjonowania kraju w warunkach stanu wyjątkowego. Jednak jak przypomina Nandini Krishnamoorthy w części stanów został on wprowadzony już w 2015 r. Zawieszono wówczas uprawnienia konstytucyjne, pozostawiając ochronę praw człowieka. Istnieje zatem możliwość, że podobnie będzie i w tym przypadku.
Wesprzyj nas już teraz!
Sytuacją w Wenezueli martwi się amerykański wywiad. Jednocześnie jego przedstawiciele zapewniają, że nie popierają obalenia władzy, a jedynie troszczą się o polityczną stabilność. Tymczasem socjalistyczny prezydent Wenezueli obwinia za sytuację w kraju działania Amerykanów. Zdaniem Maduro współpracują one z krajową „faszystowską prawicą” i dążą do dokonania w kraju przewrotu.
W południowo-amerykańskim kraju panują niedobory żywności, a część obywateli dopuszcza się grabieży żywności z supermarketów. Szaleje inflacja, a rząd wprowadził radykalne środki oszczędności prądu. W ich ramach w budynkach publicznych władze Wenezueli na koniec kwietnia zmniejszyły tydzień pracy w sektorze państwowym do dwóch dni. Wcześniej, w pierwszej dekadzie kwietnia prezydent Nicolas Manduro ustanowił piątek dniem wolnym w całym kraju na czas dwóch miesięcy.
Katastrofalna sytuacja ekonomiczna sprzyja protestom i zamieszkom. Opozycja dysponująca większością w parlamencie zbiera podpisy pod wnioskiem o referendum o odwołanie prezydenta. Taką możliwość dopuszcza konstytucja tego kraju.
Ludzie prezydenta nadal sprawują kluczowe funkcje w Wenezueli, pomimo wygranej opozycji w parlamentarnych wyborach w grudniu 2015 r. Jeśli referendum zostanie zwołane przed 10 stycznia 2017 r. i wypadnie niepomyślnie dla Manduro, to odbędą się nowe wybory prezydenckie. W przypadku, gdyby doszło do niego po terminie, to w najgorszym dla socjalistów przypadku prezydent musiałby zrzec się urzędu na korzyść wiceprezydenta. Ten mógłby rządzić aż do terminowych wyborów w 2019 r. Karen DeYoung z Washington Post twierdzi, że socjalistyczny prezydent celowo opóźnia weryfikację podpisów pod wnioskiem referendalnym.
Źródła: ibtimes.co.uk / washingtonpost.com
mjend