Gdyby tytułowe stwierdzenie dotyczyło prób oszukiwania biologii przez starzejących się wyznawców kultu młodości, to moglibyśmy tylko wzruszyć ramionami. Ale, gdy idzie o przyszłość symbolicznie strategicznej dla polskiej kultury Narodowej Sceny Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, to warto się nad taką pozornie nielogiczną supozycją zastanowić. Tym bardziej, że „już za chwilę” odbędzie się tam w końcu ogłoszony przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego konkurs na stanowisko dyrektora.
Najpierw warto odczarować upowszechniany przez lewaków mit, że oto właśnie krwiożerczy PiS niszczy państwo, bo chce wymieniać dyrektorów instytucji kultury. Jazgot „w tym temacie” jest okrutny, choć przykłady zmian, które tak oburzają salonowy mainstream, a dokonały się w okresie obecnych rządów, choć niekoniecznie za ich przyczyną – co należy podkreślić – można policzyć na palcach jednej ręki. Ponadto te ledwie zauważalne zmiany to nie efekt jakiegoś zajazdu rządowych hord na galerie czy teatry, a skutek konkursów zgodnych z zapisami obowiązujących ustaw i przepisów wykonawczych. W tym samym czasie, jak samorządowa Polska długa i szeroka, kilkakroć więcej konkursów skończyło się nominacjami dla jedynie słusznych kandydatów, co zdarzało się czasami w dość kontrowersyjnych okolicznościach.
Wesprzyj nas już teraz!
Teatr Stary w Krakowie jest w tym kontekście przykładem nader znamiennym, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że jest to jedna z kilku zaledwie instytucji artystycznych w stu procentach podległych ministerstwu odpowiedzialnemu za kulturę. Z jednej strony mamy więc tutaj do czynienia z przykładem tragicznego zaniechania – jak oceniają ci, którzy już lata temu protestowali przeciwko obecnej polityce repertuarowej oraz przeciwko zawodowej degrengoladzie sceny oddanej w ręce Jana Klaty. A z drugiej strony te „totalitarne pisiory”, czekając na koniec kadencji dyrektorskiej Klaty, wykazały się akuratnym do bólu legalizmem, a na dodatek modelową ogładą w obcowaniu ze swymi politycznymi i światopoglądowymi wrogami.
No, ale mamy w końcu ten konkurs. I tak, jak kiedyś czekaliśmy na odwołanie człowieka wylansowanego m.in. dzięki reżyserowaniu antypolskich spektakli za pieniądze Niemców, tak teraz będziemy oczekiwać na przegraną pana Janka w prawdziwej konfrontacji ofert i intelektualnych predyspozycji. I właśnie tego – transparentnego konkursu oni (czytaj: lewaccy okupanci polskich instytucji kultury) boją się najbardziej. Od dawna bowiem chodzi o to, aby kandydatów kochających Ojczyznę wpuścić w końcu „na boisko”, a nie wynik meczu załatwiać na rzecz polskojęzycznych wnuków Gramsciego w szatni. Przykładów nie brakuje. Nawet tak ekstremalnych, jak pozakonkursowe bezczelne próby przedłużania kadencji dyrektorskiej osobom bez wyższych studiów (nie udało we Wrocławiu, ale udało się w Tarnowie).
W przypadku Krakowa również chodziło o to „boisko”. Od dawna domagał się tego pan Jacek Zembrzuski. Państwo nie wiedzą, kto to jest? No właśnie! Taki jest efekt zawłaszczenia przez lewaków polskiej kultury, a przy okazji obraz służących im od lat mediów. Taki, że Polacy nie tylko nie wiedzą, w jakim kraju żyją; na co chorują i umierają, jako naród; kto ich państwo okrada i jak to robi; ale również nie wiedzą, kto ich może wyleczyć. To embargo nałożone na polskość i Polaków jest wciąż niestety skuteczne.
Jacek Zembrzuski nie jest lekarzem. Nie jest również jakimś Morfeuszem z filmu „Matrix”, który wyjmie z kieszeni dwie kolorowe pigułki i zaproponuje nam wybór prawdziwego życia. Jacek Zembrzuski jest od stóp do głów człowiekiem teatru. Wie o nim więcej niż dużo, a ponadto jest teatru praktykiem, a nie tylko gadułą wymądrzającą się na temat. Jest reżyserem i scenografem z 35-letnim stażem zawodowym, mającym za sobą kilkadziesiąt realizacji na prawie dwudziestu scenach w kraju i zagranicą. Niezwykłym atutem Zembrzuskiego jest jego tzw. droga życiowa przez teatr od fascynacji lewicową alternatywa (Teatr 8 Dnia) po taka oto konstatację:
Lewica ma bardzo rozbudowany program kulturalny, częściowo odziedziczony po czasach komunizmu, częściowo skopiowany z Zachodu. W jego ramach „kultura” ma służyć rewizji polskiej tożsamości narodowej, odciągać Polaków od chrześcijaństwa, głosić coraz to nowe ideologie rekonstrukcji społeczeństwa i na podstawie tych ideologii wychowywać nowego człowieka.
Przypomina mi się tutaj to znane zdanie: „Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią, ale kto na starość socjalistą pozostał, ten jest po prostu głupi”. Jedno jest pewne – Jacek Zembrzuski nie tylko nie jest głupi, ale na dodatek pomimo swych siwych włosów jest człowiekiem niezależnym, a więc w sumie więcej niż potrzebnym nam kandydatem na odnowienie Starego.
U kogoś tak emocjonalnego, jak pan Jacek (o czym świadczy jego iskrzący się autorski blog) rzadkim jest precyzja planowania i tegoż planowania horyzonty. Program proponowany przez Zembrzuskiego dla Teatru Starego iskrzy się (o właśnie!) doborem repertuaru i personaliami proponowanych do współpracy twórców. Przez najbliższe trzy lata m.in.: Dostojewski, Krasiński, Ibsen, Szekspir, Słowacki, Witkiewicz, Wyspiański, Eurypides, Mrożek, Różewicz, Fredro, a po stronie reżyserskiej m.in. Dorota Latour, Krzysztof Kelma, Andrzej Pawłowski, Włodzimierz Staniewski, Antoni Libera, Jan Komasa, Eimuntas Nekrosius, Zbigniew Rybczyński. Tak, to na pewno nowa jakość i na pewno szansa na powrót do starego Starego. Zresztą zgodnie z deklaracją autora tego programu:
Zadanie, które sobie stawiam, polega na odbudowaniu perfekcyjnej j a k o ś c i i znaczenia Teatru, które pamiętam z okresu, gdy nazywał się Stary Teatr i nie był ani awangardowy, ani konserwatywny, tylko zespołowy, polifoniczny: żywy, zachwycający artystycznie i bulwersujący jedynie mentalnie.
Według Zembrzuskiego Klata z Narodowego Starego Teatru zrobił „scenę niedorozwiniętą intelektualnie i infantylną”, a oprócz tego jest „Głównym Szkodnikiem polskiego teatru, bo daje przykład – i płaci”, przy czym sam „jest kiepskim reżyserem i celebrytą populistycznym”. Jednym słowem, co deklaruje pretendent Zembrzuski: „Janie Klato stawaj na pole, do konkursu”.
W programie Jacka Zembrzuskiego jest takie piękne i mądre stwierdzenie o teatrze, który musi być „Domem Aktorów”. To mądre przywołanie prawdy o sensie bycia w sztuce, gdzie gospodarzami „tworzenia” są aktorzy właśnie, czyli te niezwykłe narzędzia stworzone przez Pana Boga, aby innym otwierać drogę do transcendencji, bo tylko na takiej drodze można stać się lepszym człowiekiem, a w efekcie piękniejszym i mądrzejszym może być cały pejzaż, w którym żyjemy. Pozostając więcej niż z nadzieją na odzyskanie dla DOBRA krakowskiej narodowej sceny, przytoczmy jeszcze jedną wypowiedź jej – oby – przyszłego dyrektora:
Odpuszczenie kultury (oddanie jej przeciwnikom politycznym) będzie miało dla obozu zmian fatalne skutki, bo dotyczy sfery SYMBOLICZNEJ (troska o nią doprowadziła do zwycięstwa wyborczego); gospodarka jakoś „sama się wyżywi” i będzie się kręcić, a straty w kulturze i symbolach będą prowadzić do eskalacji klątw i poczucia, że (im) wszystko dozwolono.
Tomasz A. Żak