16 marca 2023

Stary gangster na drodze do odkupienia. Serialowy powrót Sylvestra Stallone

Motyw odkupienia dziwnie często powraca w ostatnich produkcjach. Czyżby kultura żywych trupów (uśmierconych niegdyś przez wirusa liberalizmu) zaczęła dusić się w ciasnych ramach tego, co miało być nieograniczoną swobodą…?

Już w latach 90. we wspaniałym serialu Przystanek Alaska jeden z amerykańskich bohaterów podziwiał obyczaje Indian, które pełne były kurtuazji, tradycji i szacunku dla niewinności. Może tego nam brakuje? – pytał Chris Stevens, gdy jego indiański przyjaciel szedł na randkę z przyzwoitką i rozważał małżeństwo „z rozsądku”.

Bohater serialu Tulsa King, w którego wciela się Sylvester Stallone, nie ma wprawdzie takich dylematów moralnych odnośnie przygodnych romansów z kobietami spotkanymi w barze bądź stadninie koni, ale niewątpliwie przechodzi swoją drogę do „odkupienia”.

Wesprzyj nas już teraz!

Widać w nim autentyczną wewnętrzną przemianę. Bardzo wymowną w swojej intuicyjności. Były capo włoskiej mafii w Nowym Jorku spędził dwadzieścia pięć lat w więzieniu, kryjąc głowę przestępczej rodziny. Za kratami czytał bardzo dobrą literaturę i pisał bardzo kiepskie wiersze, a gdy wyszedł nie zamierzał wprawdzie zmienić stylu życia, ale widać było, że wewnątrz coś pękło…

Nie ma w głowie żadnych pewnych zasad, który miałby się trzymać. Nie odwołuje się do katolicyzmu, który epizodycznie pojawia się w serialu jako że mamy do czynienia z włoską mafią. Ale widzimy, jak ta sama męskość, której używał niegdyś do mafijnego życia w Nowym Jorku, służy do realizowania nieco bardziej szlachetnych odruchów i dążeń.

Sam motyw „zesłania” tego mieszczucha z przestępczego syndykatu (który – jak dowiadujemy się na początku – wypadł z gry i zasłużył na „emeryturę”) na daleką prowincję w stanie Oklahoma jest dość świeży, a na pewno barwny.

Nieraz zadawałem sobie pytanie, dlaczego dawni bohaterowie kina akcji nie wracają właśnie w takiej – uwspółcześnionej, nieco dojrzalszej, mniej idealistycznej i bardziej niedoskonałej – odsłonie? Wydaje się, że nowy serial ze Stallonem wypełnia tę lukę.

Wpisuje się też moim zdaniem – jak wspomniałem na początku – w nurt współczesnej kultury, przez którą zaczyna coraz wyraźniej przemawiać zmęczenie nihilizmem. Ile można dekonstruować rzeczywistość, skoro wszystko zostało już dawno zdekonstruowane, a strzępki dawnej kultury wgniotły już tyle razy w ziemię buciory kolejnych barbarzyńców z neomarksistowskich kuźni?

Tulsa King daje sporo satysfakcji nie tylko dzięki wątkowi dramatycznemu. Cieszy sam fakt powrotu Sly’a w dobrej formie i w dobrym serialu, tym bardziej, jeżeli mamy w pamięci nader kiepskiego Samarytanina, w którym ostatnio wystąpił.

Okazuje się, że 76-letni aktor z pokolenia ekranowych macho, którzy raz na zawsze mieli schować atrybuty swojej alfa-wspaniałości potrafi po prostu być sobą – bez patosu, ale także bez posmaku odgrzewanego kotleta. Wielkie chapeau bas dla twórców i dla samego Sly’a, który stanął na wysokości zadania, dając z siebie dużo emocji i autentyzmu.

Choć nie spodziewam się spektakularnego nawrócenia i solidnych podstaw filozoficznych motywu odkupienia, to mimo wszystko z ciekawością będę czekał na drugi sezon serialu…

Filip Obara

Dekonstrukcja po katolicku: James Bond jako agent rewolucji seksualnej

https://m.pch24.pl/mocarny-hummer-bez-silnika-dlaczego-dawni-twardziele-juz-nikomu-nie-dokopia/

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij