Byli sowieccy kolaboranci, młodzi bolszewicy, „tęczowi” spod znaku Biedronia i Śmiszka, oszalali ideologicznie ekolodzy, feministki i uliczne awanturnice – tak w dużym skrócie wygląda „polska lewica”, której przekrój na łamach tygodnika „Gazeta Polska” przedstawia Witold Gadowski.
„Najwyżej zawędrował oczywiście stary bolszewik, weteran robaczkowych ruchów starej nomenklatury – towarzysz Włodzimierz Czarzasty, który co prawda czasem trafia pod zimny prysznic kierowany na niego ze strony nestora pezetpeerowskich zdrajców Leszka Millera, ale ogólnie udaje, że działa politycznie, przewodzi całej lewej stronie. Kłopotu nie sprawiają mu politycy skupieni wokół idei przebiegających poniżej pasa, bo odkąd małżeństwo Śmiszko-Biedroniów dostało się do europarlamentu (po przegranych przez lewicę z kretesem eurowyborach), celebryci tęczowej flagi sprawiają teraz wrażenie nasycenia i ukontentowania, nie bardzo oglądając się na to, co dzieje się w krajowym parlamencie”, wylicza autor „Tajemnicy spowiedzi”.
Oprócz wyżej wymienionych pozostają jeszcze „bananowi” lewacy. Dlaczego „bananowi”? Ponieważ w większości rekrutują się ze starych bolszewickich rodów, które zdążyły się na tyle wzbogacić w pierwszych latach istnienia III Rzeczypospolitej, że ich potomstwo może śmiało teraz odgrywać ideowe szopki i utrzymywać się z odcinania kuponów i aplikowania do międzynarodowych fundacji wspierających wszystko, co przeczy zdrowemu rozsądkowi.
Wesprzyj nas już teraz!
„Bananowa młodzież, często żyjąca na przykład z wynajmowania mieszkań, głośno ubolewa nad problemami mieszkaniowymi młodych małżeństw, na szczęście milczy już o niedoli polskiej klasy pracującej, mając na ten temat niewiele doświadczeń własnych. Podobny jest poziom bezużyteczności tej formacji dla państwa i społeczeństwa. Lewica żeruje dziś w większości w środowiskach wielkomiejskich i obce jej są problemy polskich pracowników. (…) Polska lewica to dziś sposób na nieudolne małpowanie światowych trendów i przytułek dla młodych ludzi z komunistycznych domów. Traktowanie jej jako zjawiska politycznego zbyt nobilituje tę dziwaczną zbieraninę”, podsumowuje Witold Gadowski.
Źródło: tygodnik „Gazeta Polska”
TG