1 czerwca 2024

Stracone pokolenie, depopulacja i śmierć Polski. Dlaczego Polki nie chcą rodzić dzieci?

(pixabay.com)

Szybkie odseparowanie dziecka od rodziców powoduje, że praktycznie wtedy rola matki i ojca sprowadza się do roli „inkubatora”, którym ani matka, ani ojciec nie chcą być. W związku z tym wiele małżeństw dochodzi do wniosku, że jedno dziecko im wystarczy – mówi w rozmowie z PCh24.pl Marek Grabowski, prezes Fundacji Mamy i Taty.

 

Dzietność w Polsce w 2023 r. wyniosła zaledwie 1,158. Tak źle nie było od lat. Czy to już depopulacja?

Wesprzyj nas już teraz!

Zeszliśmy do takiego poziomu tego wskaźnika, jaki kilkanaście lat temu miał Hong Kong. Zajmował on wówczas ostatnie miejsca w rankingach dzietności. I kiedy jeszcze kilka lat temu dyskutowano o sytuacji demograficznej w Polsce tłumaczono, że nie grozi nam coś takiego jak Hong Kongowi, bo jest to region biurowy przypominający „warszawski Mordor”, czyli biura, biura, biura i trochę mieszkań – w związku z czym podkreślano, że niski wskaźnik dzietności jest tam uzasadniony.

Dzisiaj jesteśmy właśnie jak wówczas ów Hong Kong. Mamy w Polsce depopulację i co gorsza – jest to depopulacja na własne życzenie.

Na własne życzenie? Przecież od 2015 roku mamy wprowadzony w Polsce szereg działań nazywanych pro-demograficznymi…

W zasadzie poczynając od wyprawki 1000 Plus wprowadzonej jeszcze „za pierwszego Tuska” mamy w Polsce do czynienia z działaniami na pół gwizdka.

Program 500 Plus do momentu, kiedy dotyczył rodziców drugiego i kolejnych dzieci, działał. Niestety logika wyborcza, czyli chęć uzyskania, jak wskazywały wówczas badania, jednego-dwóch punktów procentowych więcej w wyborach przez obóz Zjednoczonej Prawicy spowodowała, że ten program „zdemokratyzowano” i z miejsca przestał on działać. Być może należało wprowadzić rozwiązania norweskie, to znaczy: z każdym kolejnym dzieckiem kwota rośnie, np. za pierwsze dziecko 500 zł, za drugie 1200 zł, za trzecie 2000 zł etc. Może wówczas program nadal by działał, może miało by to ręce i nogi.

Rządy Zjednoczonej Prawicy cały czas forsowały w jakiejś mierze budowy przedszkoli i żłobków. Moim zdaniem tego typu działania spotęgowały obecny dramat demograficzny. W pierwszych dwóch, trzech latach rodzi się bardzo silna więź między dzieckiem, a rodzicami, która powoduje, że chcą oni mieć kolejne dziecko, ponieważ czują po prostu korzyści emocjonalne związane z posiadaniem dzieci.

Podjęto też inne działania pro-demograficzne jak Rodzinny Kapitał Opiekuńczy – jednak został on obecnie zlikwidowany. A kluczem dla skutecznej polityki demograficznej jest jej stabilność.

Przedszkola i żłobki działają zatem odwrotnie niż nas się przekonuje?

Szybkie odseparowanie dziecka od rodziców powoduje, że praktycznie wtedy rola matki i ojca sprowadza się do roli „inkubatora”, którym ani matka, ani ojciec nie chcą być. W związku z tym wiele małżeństw dochodzi do wniosku, że jedno dziecko im wystarczy.

Kolejna kwestia to pandemia, która pokazała przede wszystkim stosunek służby zdrowia i możliwości kontaktu rodziców z dziećmi. Mam osobiście bardzo duży żal do władzy, do samych lekarzy, że tak mocno ograniczali obywatelom, w tym matkom z chorymi dziećmi, dostęp do opieki medycznej.

Prowadziłem na ten temat badania w czasie których rozmawiałem z młodymi matkami, które urodziły dziecko w czasie pandemii. Po tym, co wówczas doświadczyły mówiły wprost, że nie chcą mieć kolejnych dzieci, bo jeżeli lekarz w ogóle zgodził się przyjąć małego noworodka, czy niemowlaka, to kazał mu zakładać maseczkę. Dziecko się dusiło, męczyło, płakało, krzyczało. Dla rodziców był to po prostu koszmar. Koszmar, którego nie chcą ponownie przeżywać.

Ostatnia kwestia, ale nie najmniej ważna: nie możemy zapominać o czynnikach kulturowych. Te czynniki kulturowe są również kluczowe, jeśli nie ważniejsze niż tych kilka wcześniej wymienionych elementów.

Sam niemal codziennie jestem świadkiem, jaki jest nacisk, żeby kobiety jak najszybciej po ciąży wracały do pracy, a swego rodzaju ukoronowaniem tego stanu rzeczy jest tzw. babciowe. Znam przykład kobiety, która była niecałe pół roku na urlopie macierzyńskim. Wróciła do pracy, ponieważ „w domu z dzieckiem się jej nudziło”…

Rozumiem tę kobietę. Poszukiwanie „wolnego” od dziecka, chwili odpoczynku, wytchnienia nie jest niczym nadzwyczajnym ani nowym.

Przy normalnym układzie rodzinnym, jaki jeszcze do niedawna istniał w Polsce, mieliśmy do czynienia ze wsparciem babć i dziadków, którzy potrafili na 2-3 godziny odciążyć rodziców, aby mogli wyjść z domu; spotkać się z kimś; udać się na spacer, do kina etc. W dzisiejszym świecie 24 godziny z małym dzieckiem dla większości są czymś trudnym.

W społeczeństwach tradycyjnych taka sytuacja – jedna osoba 24 godziny z dzieckiem – nie miała miejsca. Rodziny nie były rozproszone i jakoś starano się sobie pomagać, wspierać etc. Obecnie rodziny są zatomizowane, a dziadkowie są pod presją, że skoro są na emeryturze, to powinni żyć według modelu dziadków niemieckich, czyli wycieczki, wyjazdy, prace na działce, uniwersytet trzeciego wieku, kółko teatralne i brydżowe etc. Dziadkom i babciom wmawia się, że mają zajmować się sobą, cieszyć się życiem i w zasadzie czymś obciachowym jest zajmowanie się wnukami. Materiałów promujących taki styl życia dziadków jest od groma w telewizji, internecie i prasie. „Nie po to poszłam na emeryturę, żeby zajmować się wnukami”, głoszą nagłówki.

Kolejna kwestia, to wulgaryzacja życia publicznego i wrzucanie w przestrzeń publiczną haseł antynatalistycznych okraszonych bluzgami, wyzwiskami etc. Nie będę cytował tych haseł, bo chyba niestety wszyscy je znają. Mamy tutaj do czynienia z propagandą polegającą na oderwaniu aktu seksualnego od demografii. To pierwsze tak, zawsze, wszędzie i z każdym, a drugie nie, nie i jeszcze raz nie. To wszystko ma miejsce w przestrzeni publicznej i na jednych słabiej, a na innych mocniej oddziałuje.

Jeszcze jedna sprawa: wprowadzane przez nową władzę zmiany w edukacji. Ma nie być na przykład prac domowych, tylko jakieś dodatki dla chętnych, ale nauczyciel nie będzie mógł ich oceniać. Ja tę zmianę widzę w sposób następujący: dzieci i młodzież będą zamiast odrabiania prac domowych jeszcze więcej czasu spędzać przy smartfonach, laptopach i na konsolach.

Przerażające jest to, że 20-30 lat temu młodzi ludzie mieli ochotę się spotykać, wyjść gdzieś, coś zrobić, czasem narozrabiać. Po prostu chcieli żyć! Łączyli się w grupy, chłopcy prosili dziewczyny o chodzenie etc. i to przynosiło efekty w postaci tego, że po latach „chodzenia” mieliśmy trwałe małżeństwa. Obecnie zaś młodzi ludzie żyją w swoim zamkniętym świecie, nie mają okazji i po prostu nie chcą się spotykać, a jak już to robią, to poprzez aplikacje randkowe, które w rzeczywistości są aplikacjami burdelowymi. Są to zazwyczaj spotkania bez zobowiązań, bez budowania jakichkolwiek relacji, nie mówiąc już o związku.

Patrząc na te wszystkie zmiany kulturowe, które są napędzane i wspierane przez rządzących nie dziwmy się, że w wynikach Głównego Urzędu Statystycznego mamy takie, a nie inne liczby.

W latach 2015-2023 demografia i wszelkie działania demograficzne – nie będę oceniał czy słuszne, czy niesłuszne – podejmowane przez Zjednoczoną Prawicę, były ostro krytykowane przez ówczesną opozycję, obecną władzę z „koalicji 13 grudnia”. 500 Plus na drugie i każde kolejne dziecko? SKANDAL! PiS wyklucza miliony dzieci! 500 Plus na każde dziecko? KATASTROFA! ROZDAWNICTWO! Pieniądze pójdą do patologii i zostaną przepite! Teraz ci sami ludzie mówią, że jeszcze więcej rozdawnictwa to INWESTYCJA, tylko że poza rozdawnictwem nie mają oni żadnego pomysłu na demografię…

Powiem więcej: obecna władza się po prostu poddała. Na cały ten problem trzeba patrzeć szerzej. Weźmy na przykład pomysł Europejskiego Obszaru Edukacyjnego. Co on oznacza w praktyce? Że nie będzie polskich programów szkolnych, tylko jeden wspólny program dla całej UE. Nikt nie będzie atakował szefa MEN o to, że coś źle przygotował, bo ten zawsze odpowie, że realizuje wytyczne Brukseli i Berlina. Moim zdaniem będzie to równia pochyła, a poziom nauczania nieustannie będzie się obniżał. Dlaczego? Ponieważ program Europejskiego Obszaru Edukacyjnego, o czym czytamy wprost w dokumentach UE ma służyć temu, aby migranci z krajów odległych mogli bezproblemowo przejść przez system edukacyjny. Oznacza to, że UE wprost stawia na migrantów.

Liberalny Zachód Europy po prostu poddał się jeśli chodzi o demografię i kulturę. Zdaniem tamtejszych polityków lepiej ściągać tam migrantów, którzy będą wykonywać czarną robotę, a przede wszystkim będą na nich głosować, na co wskazują badania przeprowadzane chociażby w Niemczech.

Taki jest więc „europejski” pomysł, żeby zwiększyć swoją bazę wyborców o migrantów z Iraku, Afganistanu, Turkmenistanu etc. Oni trochę popracują, później być może wyjadą, albo się ich relokuje do innego kraju UE. Nie wygląda jednak na to, żeby tworzyli oni społeczność na wzór społeczności tureckiej w Niemczech, która po drugim, trzecim pokoleniu jednak jakoś się germanizuje, przyjmuje niemiecką kulturę i jakoś przynajmniej operuje językiem niemieckim.

Moim zdaniem, to co szykuje nam Zachód, to model francuski – getto, przemoc, kradzież, gwałt, morderstwo etc. Oni się jednak tym nie przejmują. Mają nową rzeszę wyborców, więc jest dobrze. Być może partia premiera Tuska uznała, że skoro ten model sprawdził się w Niemczech, a PO niemal wszystkie wzorce kopiuje właśnie z Niemiec, to sprawdzi się też w Polsce i nie ma sensu walczyć o demografię.

Według badań „najważniejsza przyczyna bardzo wysokiej bezdzietności w Polsce, dotykającej ok. 30 proc. 40-latków” to… brak związku. Proszę o komentarz.

Co tu komentować, Panie redaktorze? Z moich obserwacji wynika, że młodzież w ogóle nie aspiruje do tego, aby być w stałym związku. Jeszcze 20 lat temu, jak ktoś był w liceum to miał jakąś potrzebę bycia z kimś, żeby chociaż raz na dwa tygodnie wyjść do kina czy na jakąś pizzę. Nie chodziło nawet o to, że była to jakaś para, tylko że chłopak z dziewczyną byli ze sobą trochę bliżej, miło spędzało im się czas w swoim towarzystwie itd.

Niestety, ale aspiracje młodzieży się zmieniły. Jak ktoś z kimś jest to musi to ostentacyjnie oznajmiać światu, a jak z nikim się nie jest to też dobrze. I tak to się kręci.

Ale 40-latkowie, to raczej nie młodzież…

Dlaczego nie? Mentalnie wielu 40-latków i 40-latek chce być nastolatkami. Ponad rok temu byłem świadkiem następującej sytuacji. Naprzeciwko mnie siedziało dwóch facetów. Pierwszy miał prawie 40 lat, a drugi zbliżał się do pięćdziesiątki. 40-latek powiedział w pewnym momencie: „W sumie z nikim nie mieszkam i nie jestem w żadnym związku. Wyszumię się jeszcze przez kilka lat i jak będę miał z 45, maksymalnie 50 lat uznam, że to będzie czas na ustatkowanie się”. Na to drugi mu odpowiada: „Ja mam już prawie 50 i dalej się nie wyszumiałem, więc nie myślę o ustatkowaniu się”.

Ja pobrałem się w wieku 27 lat i już wówczas wydawało mi się, że jest to dość późno. Dzisiaj małżeństwa są zawierane później. Jak ktoś ma ponad 30 lat, pół życia spędza w pracy, a drugie pół na grach komputerowych i Netflixie, to po prostu nie chce mu się dostosowywać do drugiej osoby, nie chce się zaangażować, nie chce być z tą drugą osobą na dobre i na złe. Wychowało się pokolenie inwalidów interpersonalnych, ludzi nie potrafiących budować nawet nie stałych, ale jakichkolwiek związków, oglądających na potęgę Instagrama i kilkaset filmików na TikToku dziennie, którzy są zadowoleni z prostej konsumpcji.

Ktoś powie, że podobne problemy są w innych krajach, np. w Japonii. To prawda. Japonia od lat boryka się z problemem, że Japończycy bardzo długo nie byli w żadnych związkach. Prowadzono specjalne kampanie społeczne, żeby ludzie zmienili swoje postępowanie. W Japonii jednak powodem takiego stanu rzeczy było to, że oni niesamowicie dużo pracowali, a sama praca była dla nich wręcz bożkiem. Po 12 godzinach pracy szli na sake i pobawić się na maszynach hazardowych, a potem spać.

W Polsce zaś widać wyraźnie, że młodym ludziom ani do końca nie zależy na pracy, ani na związkach. Życie im umyka przez palce. To pokolenie jest w mojej ocenie, w jakiejś mierze stracone. Właśnie dlatego jestem rozczarowany, że rząd w Polsce tak szybko się poddał w tej kwestii, że zrezygnował z promowania pozytywnych wzorców etc. Zamiast tego mamy wmawianie, że wszystko ma być przyjemne. Lektury mają być przyjemne, nauka ma być przyjemna, szkoła ma być przyjemna i absolutnie od nikogo nie można nic wymagać. Tydzień pracy ma być skrócony do czterech dni, a może nawet do trzech jak chcą niektórzy. Rodzina jest przedstawiana jako patologia, siedlisko rozpaczy i traumy. Mógłbym wymieniać dalej, ale tutaj się zatrzymam.

Nie dziwmy się więc, że młodzi ludzie, którzy tego słuchają, którzy czerpią wiedzę o życiu z TikToka, z YouTube i Netflixa dochodzą do wniosku, że rodzina im nie potrzebna, bo lepsza od niej jest na przykład pornografia i na niej poprzestają.

Dlaczego wciąż jedna z najsilniejszych instytucji w Polsce, jaką jest Kościół katolicki, milczy w sprawie demografii? Dlaczego można odnieść wrażenie, że Kościół nie staje do walki o przyszłość Polski?

Taki stan rzeczy trwa od wielu lat. Polska umiera, a Kościół milczy. Obserwujemy zapaść tradycyjnej rodziny, a Kościół milczy. Dla wierzącego katolika zarówno ojczyzna jak i rodzina są jakąś drogą do zbawienia. Tego uczono mnie na lekcjach religii. Po co nam Polska? Po co nam rodzina? Polska ma nam pomóc w osiągnięciu zbawienia! Rodzina ma nam pomóc w osiągnięciu zbawienia. Tylko tyle i aż tyle.

Kościół jednak się schował. Kościół boryka się ze swoimi nierozwiązanymi problemami. W jakiejś też mierze boryka się ze skandalami obyczajowymi, które są bardzo mocno podkręcane przez jego wrogów. I najważniejsze: Kościół już nawet nie jest reaktywny. Kiedyś Kościół nadawał ton w dyskusji. Do tego co mówił np. kardynał Franciszek Macharski odnosili się wszyscy, nawet komuniści.

Teraz ani komuniści, ani inni do niczego nie muszą się odnosić. Mało tego: jak pojawił się pomysł Rafała Trzaskowskiego o zdejmowaniu krzyży, to musieliśmy czekać kilka dni na mizerną reakcję Kościoła. To pokazuje, jaka jest kondycja Kościoła, nad czym bardzo ubolewam…

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij