Ulubieniec salonu i idol tzw. katolików otwartych o. Ludwik Wiśniewski w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” strofuje polskich biskupów. Za co? Za mieszanie się do polityki i próby wywierania nacisku na Bronisława Komorowskiego.
„Naciskając na głowę państwa w sprawie konwencji antyprzemocowej, biskupi uderzają w konstytucyjną zasadę rozdziału Kościoła od państwa i niszczą pokój społeczny” – pisze o. Wiśniewski.
Wesprzyj nas już teraz!
I znów wszystkiemu są winni biskupi… Ileż to już razy słyszeliśmy te słowa. Padały one często z ust komunistycznych propagandzistów. Tym argumentem posługują się także obecnie ich ideowi spadkobiercy. Nierzadko różnej maści „naprawiacze” Kościoła właśnie w postawie „konserwatywnych” biskupów wciąż dostrzegają główną przeszkodę na drodze unowocześnienia polskiego katolicyzmu. Jednym z bardziej prominentnych i wpływowych przedstawicieli tzw. otwartych jest właśnie o. Wiśniewski. Stąd jego słowa można odczytywać jak emblematyczne dla sposobu myślenia tego środowiska.
Już samo przywołanie przez o. Wiśniewskiego jako autorytetu w sprawach „rozdziału Kościoła od państwa” osoby prezydenta USA J.F. Kennedy’ego wzbudza spore zaskoczenie. Bo cóż zadeklarowała wspomniany polityk? „Nie jestem katolickim kandydatem na prezydenta. Jestem kandydatem Partii Demokratycznej, któremu przydarzyło się być katolikiem” – stwierdził JFK. Jakże dalekie jest to od złożonej przez ojca niepodległej Irlandii Eamona de Valery deklaracji: „Najpierw jestem katolikiem, potem Irlandczykiem i politykiem”.
Być może tak jasne postawienie sprawy oraz wyłożenie kart na stół wzbudza przyzwyczajonych do akademickiego niuansowania intelektualistów takich jak o. Wiśniewski. Dlatego też m.in. tak bardzo oburza publicystę „Tygodnika Powszechnego” list, który skierował do Bronisława Komorowskiego bp Ignacy Dec. Czytamy w nim: „Panie Prezydencie jest Pan katolikiem od chwili chrztu, a zwolennikiem określonej partii od pewnego czasu. Partie i rządy przemijają, a słowo Boga trwa na wieki (…) Pomni na słowa pierwszego papieża, św. Piotra Apostoła, który powiedział przed Sanhedrynem: Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi, prosimy o niepodpisywanie aktu ratyfikacji”.
Nie zaskakuje fakt, iż zdaniem dominikania to „jaką konkretnie decyzję ma podjąć ustawodawca, jaką decyzję ma podjąć prezydent – jest kwestią ich sumienia, a nie sumienia takiego czy innego biskupa”.
Bez wątpienia o. Wiśniewski zgadza się z tymi wszystkimi, dla których interwencja biskupa „jest niedopuszczalną próbą wywarcia presji na głowę państwa”. W opinii dominikanina „przekonanie, że Kościół a konkretnie biskupi najlepiej wiedzą, jak powinny być zredagowane państwowe ustawy, aby służyły dobru całego kraju i wszystkich obywateli – to niebezpieczny mit”. Widać wyraźnie, jaki Kościół marzy się o. Wiśniewskiego…milczący, wycofany i zgadzający się na wszystko. Żywcem wyjęty z marzeń sennych redaktora Michnika.
luk