Amerykańska strategia wobec Chin musi obejmować komponent morski i lądowy. Waszyngton w konfrontacji z Państwem Środka nie może polegać jedynie na potędze morskiej, ale musi także zyskać silne poparcie mocarstw lądowych w Azji, jeśli chce wywierać skuteczną presję na Pekin – sugerują dwa najnowsze opracowania geostrategów amerykańskich, o których pisze „The Diplomat”.
Francis P. Sempa, autor książek: „Geopolityka: od zimnej wojny do XXI wieku” oraz „Globalna rola Ameryki” komentuje najnowsze dwa opracowania amerykańskich strategów dotyczące ograniczeń strategii morskiej wobec Chin w związku z perspektywą długiej „zimnej wojny” w Azji.
Wesprzyj nas już teraz!
W lutowym wydaniu „Proceedings”, czasopisma US Naval Institute, opublikowany został tekst Thomasa Mahnkena, prezesa Centrum Oceny Strategicznej i Budżetowej, a także byłego współpracownika sekretarza obrony. W eseju „Strategia morska do radzenia sobie z Chinami” autor skupia się na amerykańskiej strategii morskiej w Azji, której celem jest odstraszanie Chin. W razie wojny zaś taktyka miałaby przynieść zwycięstwo Stanom Zjednoczonym oraz sprzymierzonym z nimi krajom.
Z kolei drugi artykuł autorstwa prof. Jakuba Grygiela – byłego doradcy biura planowania polityki Departamentu Stanu – zatytułowany „Granice potęgi morskiej”, ukazał się w jesiennym wydaniu periodyku „Naval War College Review”. Naukowiec pisze o ograniczeniach strategii morskiej.
Zgodnie z sugestią Mahnkena, strategia morska USA opiera się na „pierwszym łańcuchu wysp”, obejmujących Japonię, Tajwan, Filipiny i półwysep Azji Południowo-Wschodniej. USA mają za wszelką cenę nie dopuścić do przebicia się Chińczyków przez ten obszar, wspierając w walce regionalnych sojuszników. To ich armie muszą bronić morskiego obszaru za pomocą „sił lądowych, ekspedycyjnych, morskich i powietrznych” wspieranych przez zasoby cybernetyczne i kosmiczne.
Amerykanie mieliby rozmieścić swoje siły lądowe w tych krajach i siły morskie wokół tego łańcucha, by nie tylko wspierać sojuszników, ale także „zagrażać Chinom z wielu osi”. Zdaniem Mahnkena, większa obecność wojskowa USA w dodatku odpowiednio uzbrojona, skłoni Pekin do przemyślenia strategii politycznej i powstrzyma przed militarną aneksją Tajwanu, a jeśli nie, to i tak USA i sojusznicy w ewentualnej wojnie odniosą zwycięstwo.
Prof. Grygiel bardziej koncentruje się na ograniczeniach potęgi morskiej i wskazuje, że pilne jest zawarcie sojuszy z lądowymi mocarstwami w Azji, zwłaszcza w obliczu strategicznej współpracy Chin z Rosją.
W obszernej analizie, obejmującej ocenę strategii morskich od starożytności do czasów współczesnych, autor przywołuje Temistoklesa, Peryklesa, Johna Adamsa, ale i Halforda Mackindera, Nicholasa Spykmana i innych myślicieli strategicznych, sugerując, że jeśli potęga morska chce odnosić sukcesy, musi sprzymierzyć się z potęgą lądową.
Wyjaśnia, że Chiny, kwestionując ład światowy, rzucają Ameryce wyzwanie, które ma charakter zarówno morski, jak i kontynentalny. Jego zdaniem, nie wystarczy oprzeć się jedynie na strategii morskiej, bo ma ona ograniczenia.
Mocarstwom morskim nie jest łatwo przełożyć swoją supremację na morzu na „wpływ polityczny na lądzie”. Dlatego między innymi Wielka Brytania zawsze szukała sojuszników lądowych. Od wieków Brytyjczycy wspierali koalicje kontynentalne. Podobnie wielkie mocarstwa lądowe, np. Francja Napoleona czy Niemcy Hitlera zabiegały o alians z potęgami morskimi i kontrolę nad regionami przybrzeżnymi.
Analityk przywołuje geopolityczną koncepcję „Wyspy Świata” Mackindera, jądra heartlandu (mocarstwo lub sojusz mocarstw, kontrolując euroazjatycki ląd wraz z wyspami, może panować na świecie, zdobywając przewagę na lądzie i morzu). Grygiel wyjaśnia, że koncepcja Mackindera często była błędnie interpretowana. Wielu wydawało się, że jest on zwolennikiem silnej potęgi lądowej. Tymczasem strategowi chodziło o to, że potęgi morskie muszą mieć odpowiednią ilość baz lądowych, podczas gdy te lądowe mogą wykorzystać swoje zasoby do oskrzydlenia potęg morskich.
Z tego wynika, że mocarstwa morskie, chcąc wpływać na geopolitykę kontynentalną muszą rozwijać swoją obecność w regionach przybrzeżnych mocarstw lądowych, wywierać presję (gospodarczą, militarną i polityczną) na lądowe granice wroga i sprawować kontrolę nad morzami śródlądowymi.
W obecnej rywalizacji z Chinami kluczowe są dwie kwestie: Amerykanie nie mogą mieć aż tak dużego wpływu na kontynent azjatycki w obliczu słabnięcia sojuszy kontynentalnych. Z kolei nawet porażka Chin na morzu niekoniecznie będzie miała wpływ na siłę Państwa Środka jako mocarstwa kontynentalnego.
USA mają niewielki kontyngent żołnierzy na Półwyspie Koreańskim, chociaż posiadają znaczne siły morskie w Japonii i nieco mniejsze na Guam, Filipinach oraz w Australii. Utrzymują bliskie relacje z Singapurem. Chcą pozyskać nowe bazy wojskowe na Oceanie Indyjskim. W tym celu ulepszają relacje m.in. z Indiami i Wietnamem. Są to jednak aktywa morskie, które miałyby pomóc chociażby w zakłóceniu dostaw surowców energetycznych drogą morską z Afryki do Chin.
Pekin, by uniknąć zakłóceń w dostawach, rozbudowuje w Eurazji szlaki lądowe w ramach Inicjatywy Pasa i Szlaku. Amerykanie zaś tracą wpływ na to.
Profesor Grygiel obawia się, że wobec partnerstwa Chin i Rosji, amerykańska strategia morska winna ulec modyfikacji. Dlatego postuluje „wzmocniony sojusz z Indiami i próby wbicia klina między Chiny a Rosję jak zrobił to prezydent Richard Nixon na początku lat siedemdziesiątych”.
Źródło: thediplomat.com
AS