Andrzej Sławiński, szef Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego stwierdził w telewizji TVN CNBC, że spowolnienie w polskiej gospodarce nie będzie długie i bolesne, a odbicie nastąpi dzięki ożywieniu w krajach strefy euro. Należałoby zapytać: Panie Sławiński, od kiedy ma Pan te objawy?
Ekonomista wyraził przekonanie, że spowolnienie nie powinno być bardzo bolesne i bardzo długie, ale raczej płytkie. Odbicie gospodarki nie będzie zaś, jego zdaniem, spektakularne. – Sytuacja w strefie euro w przyszłym roku będzie słaba, ale lepsza niż w tym roku, a w 2014 roku powinniśmy widzieć na poziomie dla nas wystarczającym, aby nie rosło bezrobocie, spadały inwestycje – dodał.
Wesprzyj nas już teraz!
„Eksperci” w TVN CNBC tyle razy zaklinali rzeczywistość gospodarczą, że z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, że kto ich słucha, sam sobie szkodzi. Słowa szefa Instytutu Ekonomicznego NBP są bowiem sofizmatem, w którym zostały przemilczane dwa problemy o pierwszorzędnym znaczeniu.
Po pierwsze, nie możemy liczyć na jakiekolwiek wsparcie i ratunek z zewnątrz, jeżeli samodzielnie nie uporamy się z problemami na naszym „podwórku”. Obserwujemy rosnącą opresję podatkową, a podnoszenie podatków będzie miało ten efekt, że zbliży nas niebezpiecznie do sytuacji, w jakiej znalazły się państwa południa Europy. Zmagamy się z rosnącym szybko długiem publicznym, którego część rząd od stycznia 2013 r. będzie próbował kolejny raz zamieść pod dywan za pomocą nowej ustawy. W budżecie na przyszły rok już teraz brakuje około 20 mld złotych. Rząd ma dwa wyjścia, jednakże każde z nich to wybór między tyfusem, a malarią: obniżyć wydatki lub podnieść deficyt. Ponadto, będziemy musieli zmierzyć się jeszcze z rosnącym bezrobociem, które w nadchodzącym roku być może sięgnie 15 proc.
Po wtóre, ułudą jest to, że polską gospodarkę podźwignie strefa euro, która w najbliższych miesiącach i latach sama wpadnie w jeszcze większą recesję, niż obecnie. Rosnący w zatrważającym tempie poziom zadłużenia tzw. państw PIGS doprowadzi do dalszego wzrostu bezrobocia. Interwencje Europejskiego Banku Centralnego oraz obniżki stóp procentowych nie przywrócą wzrostu gospodarczego. Ograniczanie bilansów przez europejskie banki spowoduje, że kredytowanie gospodarki na większą skalę przestanie być możliwe, ucierpią inwestycje, wzrośnie bezrobocie i w ten sposób koło się zamknie.
Wobec powyższego, strefa euro nie uratuje, ale dodatkowo pogrąży polską gospodarkę, która i tak ma przed sobą naprawdę „trudny” rok. Europejski kryzys, w zależności od swego natężenia i czasu trwania, odbije się na kondycji polskiej gospodarki, na wielkości PKB oraz stopy bezrobocia. Jest to logiczny wniosek, jaki można wysnuć z zasady działania naczyń połączonych, a takimi niewątpliwie są poszczególne europejskie gospodarki.
Tomasz Tokarski