Doradcy z Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej są w strefie Gazy i pomagają dżihadystom w wystrzeliwaniu rakiet dalekiego zasięgu w kierunku Tel Awiwu – tak twierdzą specsłużby z Bliskiego Wschodu. Amerykańscy eksperci alarmują, by administracja prezydenta aktywniej włączyła się w uspokojenie sytuacji.
Doradcy z Iranu najprawdopodobniej pomogli wystrzelić pięć irańskich pocisków Fajr-5 w kierunku Tel Awiwu. Jedna rakieta wystrzelona ze strefy Gazy eksplodowała w Rishon Letzion, jakieś siedem mil na południe od Tel Awiwu. Około trzech godzin później kolejny wybuch słychać było w rejonie Tel Awiwu.
Wesprzyj nas już teraz!
Od wczoraj izraelski system obrony przeciwrakietowej przechwycił 105 rakiet. 274 pociski dotarły do Izraela, głównie do miast leżących w pobliżu strefy Gazy. Jak zaznacza „The Daily Telegraph”, to była pierwsza od wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. próba ataku na stolicę Izraela. Do niedawna uważano, że Tel Awiw jest poza zasięgiem rakiet ze strefy Gazy. Eskalacja napięcia miedzy Izraelem a Palestyńczykami rozpoczęła się w zeszłym tygodniu, kiedy Hamas wystrzelił ponad 120 rakiet w kierunku Izraela w ciągu czterech dni.
W środę służby izraelskie wyeliminowały Ahmeda Jabari, szefa tzw. militarnego skrzydła Hamasu. Izrael uruchomił także dziesiątki ataków prewencyjnych w strefie Gazy ukierunkowanych na infrastrukturę. Rzecznik IDF Yoav Mordechai przekonywał w czwartek, że jego kraj prowadzi działania operacyjne w strefie Gazy przeciwko wyrzutniom rakietowym a nie posterunkom policji, urzędom i innym tego typu obiektom.
Prób przywrócenia pokoju podjęły się władze egipskie. Egipt pośredniczył w nieformalnym rozejmie między Hamasem i Izraelem w poniedziałek, który został zerwany dwa dni później. Dotychczas 19 Palestyńczyków – w tym zarówno bojowników jak i cywilów – zostało zabitych w wyniku izraelskich nalotów. Po drugiej stronie zginęło trzech izraelskich cywilów. Do zaangażowania w proces pokojowy wezwał Egipcjan amerykański Departament Stanu. – Prosimy Egipt, by wykorzystał swoje wpływy w regionie, aby pomóc w rozładowaniu napięcia – mówił wczoraj rzecznik departamentu.
Według ekspertów Izrael przyczynił się do eskalacji napięcia z Palestyńczykami z Gazy. W środę izraelskie służby zamordowały komendanta wojskowego Hamasu, Ahmeda Jabari i przeprowadziły ataki powietrzne na wyrzutnie rakiet dalekiego zasięgu. Te działania – jak twierdzą analitycy Foreign Affairs – były ryzykowne. Izrael może z tego powodu więcej stracić niż zyskać.
Tel Awiw chciał zmusić Hamas do zaprzestania wystrzeliwania rakiet w kierunku Izraela ze strefy Gazy i do rozprawienia się z innymi grupami terrorystycznymi tam działającymi, nad którymi teoretycznie powinna sprawować kontrolę Palestyna.
W latach 2008-2009 izraelska inwazja na Gazę doprowadziła do śmierci ponad 1000 Palestyńczyków i ogromnych zniszczeń. Po tej operacji – chociaż retoryka Hamasu wobec Izraela pozostawała wroga -liczba rakiet wystrzeliwanych w kierunku państwa izraelskiego spadła. Większość z nich nawet nie była inicjowana przez Hamas, ale przez bardziej radykalne grupy, takie jak np. Palestyński Islamski Dżihad. Hamas obawiał się, że wystrzelenie dużej liczby rakiet skłoniłoby Izrael ponownie do surowego odwetu i zniszczenia strefy Gazy.
Z czasem jednak Hamas coraz bardziej akceptował ataki na Izrael. Liczba wystrzeliwanych rakiet w kierunku Izraela zaczęła gwałtownie rosnąć. Władze w Tel Awiwie twierdzą, że ponad 200 rakiet eksplodowało w kraju w 2010 roku. Liczba ta wzrosła do ponad 600 w 2011 roku i ponad 800 w 2012, zanim rozpoczęła się obecna operacja. Większość tych ataków było wszczynanych przez inne ugrupowania palestyńskich wojowników. Ostatnio jednak Hamas bardziej się w nie zaangażował. Izraelski premier Benjamin Netanyahu skarżył się, że przez ten tydzień ataki rakietowe uniemożliwiły normalne życie ponad miliona Izraelczyków, stąd jego rząd podjął „działania obronne.”
Władze w Tel Awiwie próbują zmusić Hamas do powstrzymania innych grup terrorystycznych atakujących Izrael. Podobną strategię realizowano w Jordanii w 1970 r., która zakończyła się sukcesem w Libanie. Tam jednak rząd był zbyt słaby, by rozprawić się z działalnością terrorystyczną i kraj pogrążył się w chaosie. W 2006 roku, ta sama logika zadecydowała o wszczęciu wojny przeciwko islamistom w Libanie. Hezbollah niechętnie utrzymuje pokój bojąc się, że ataki rakietowe z Libanu znowu doprowadzą do wyniszczającej izraelskiej odpowiedzi. Od sześciu lat wzdłuż granicy Liban-Izrael panuje względny spokój.
Tym razem analitycy zauważają, że Hamas może nie być w stanie powstrzymać ataków rakietowych. Śmierć Jabariego rozwścieczyła militarne skrzydło tej organizacji. Jego następca prawdopodobnie będzie jeszcze bardziej wojowniczy i może naciskać na rewanż.
Sytuację ponadto komplikuje Arabska Wiosna, zwłaszcza upadek prezydenta Hosni Mubaraka – sojusznika Izraela. Podczas kryzysów Kair często współpracował z Izraelem naciskając na Hamas. Dziś jednak nowemu prezydentowi Mohammadowi Morsiemu bliżej do Hamasu niż Izraela…
Izrael chce odstraszyć wroga i przywrócić względny spokój. Jeśli Tel Awiwowi nie zależy na wojnie, to musi podjąć rokowania z Hamasem. Ewentualną wojną nie są zainteresowane Stany Zjednoczone, ponieważ komplikacji uległyby i tak już bardzo napięte stosunki Waszyngtonu z Egiptem i innymi krajami arabskimi.
Źródło: DT, FP, FA, wnd.com, AS.