Proszę Państwa! Oto dokonał się cud na miarę przemiany Szawła pod Damaszkiem – lecz zamiast boskiego objawienia, Rafał Trzaskowski ujrzał w badaniach opinii publicznej elektorat ideowej prawicy, który ma już serdecznie dość plastikowych kandydatów, politycznej poprawności i tchórzliwego dreptania ku centrum.
Ci ludzie nie pragną kolejnego farbowanego lisa recytującego zaklęcia czarnoksiężników od marketingu politycznego – oni wyczekują Wodza, który poderwie Polskę z kolan, odrzuci zagraniczne kagańce i bez wahania sięgnie po należne jej miejsce w nowym koncercie mocarstw. Odkrywając ich istnienie – jakby uderzony gromem z niebios – Rafał Trzaskowski przejrzał na oczy. Zrozumiał, że Polska to nie tylko kawiarniane zakątki Wilanowa, ale i miejsca, w których dumni Polacy chodzą z wysoko podniesionym czołem. Zrozumiał, że całe życie dusił się w kokonie wstydu i winy, utkanym przez zdrajców i najemników obcych ośrodków wpływu. A gdy ta prawda, niczym diamentowy pocisk, trafiła go prosto między oczy, spadł ze swego elektrycznego roweru i z głębi duszy wyrzekł: „Rodzina to podstawa! Moralność publiczna – konieczność! A krzyż? Bronić go trzeba od Tatr, aż po Bałtyk!”
Rafał znaczy prawda
Wesprzyj nas już teraz!
Oczywiście, jacyś niedowiarkowie i podejrzliwcy mogliby twierdzić, że to nie cud, lecz zręczna transmutacja PR-owych alchemików, lecz nie dajmy się zwieść malkontentom! Bystre oko zawsze mogło dostrzec w Trzaskowskim nutę rupieciarza i tradycjonalisty. Tweedowa marynarka nie kłamie. Krzątająca się po kuchni żona nie kłamie. Wrodzona elegancja i szlachetne maniery nie kłamią. Drugie imię po Kazimierzu Jagiellończyku – o!, to już w ogóle mówi samo za siebie! Gdyby tylko mógł, Trzaskowski wsiadłby do wehikułu czasu i przeniósł się w epokę, gdy koronowane głowy zasiadające na polskich tronach trzęsły połową Europy! Ale nawet i bez tego mógłby przecież wycofać się do zacisznych rodzinnych posiadłości, gdzie otoczyłby się śladami dawnego, lepszego świata. Został jednak z nami – by powieźć nas z powrotem do cywilizacji ładu i hierarchii. A że czynił to metodami nieoczywistymi? Cóż, „Bądźcie roztropni jak węże…” – powiada Pismo.
Niedoceniona jest jednak ludzka ślepota. Ci, którzy poprzestali na powierzchni zjawisk, bredzą coś o tym, że Rafał popierał „krwawe bachanalia dzieciobójczyń” i „marsze dewiantów”. Ach, naiwności! Kto myśli tak płytko, ten nie dostrzega, że wszystko to wypływało z troski o rodzinę i Wielką Polskę! Bo przecież aborcja to nic innego jak planowanie rodziny w sposób racjonalny – a im bardziej przemyślana rodzina, tym trwalsza! A na czym innym zależy konserwatystom, jeśli nie na trwałości tej najbardziej naturalnej z instytucji? Wszak wszyscy wiemy, ile problemów tworzą niechciane ciąże w naszej wspólnocie, żyjącej pod jednym polskim niebem! I po co nam ten chaos? I co z tym całym LGBT? No cóż, im większe prawa dla nich, tym więcej małżeństw, tym większa stabilność – a przecież prawdziwemu konserwatyście chodzi właśnie o silne i trwałe rodziny! A deprawacja młodych komiksami z zabawiającymi się ze sobą nastolatkami? Cóż, to nic innego jak powrót do greckiej kolebki piękna, dobra i prawdy, z której wszyscy wyrośliśmy. Jakim bielmem nienawiści zarosły oczy maruderów, że nie dostrzegają tak fundamentalnych prawd!
Widzimy więc jasno, że wbrew pozorom nie ma tu żadnej „zmiany” ani „nagłego nawrócenia”. Po prostu pewne rzeczy musiały dojrzeć, pewne okoliczności musiały się ułożyć. Rafał zawsze miał w sobie to coś – szlachecką godność, akademicką rozwagę, kindersztubę staromodnego wychowania. Teraz nadeszła pora, byśmy i my to dostrzegli.
Rafał znaczy siła
Niepojmująca tych złożoności czerń zanosząc się gminnym rechotem, nie rozumie, że oto na naszych oczach zrodził się poskromiciel półdzikich nachodźców. Rafał Trzaskowski, niczym Gandalf Szary na moście w Morii, staje naprzeciw nadciągających barbarzyńców i grzmi: „Nie przejdziecie!”. Czyni to co zawsze. Przecież warszawskie metro to duma białego człowieka. Spokojne ulice, sterylne tramwaje, godny podziwu spokój – oto kapitał, którego zazdrości nam cały zachodni świat. A gdyby przyszło walczyć o jego utrzymanie, Rafał nie zawaha się ani przed ostrym słowem na arenie międzynarodowej, ani przed męską decyzją o deportacji obcego elementu – jak będzie trzeba, to i tego, który przybył legalnie.
Ochrona polskiego pracownika to kolejny priorytet jedynego prawicowego kandydata tych wyborów. Nie pozwoli, by kolorowi najeźdźcy odebrali Polakom miejsca pracy, pozostawiając ich rodziny na pastwę losu. Wspomnijmy popadające w ruinę polskie rubieże zaniedbane przez poprzednie władze pseudopatriotów. Rafał zna rozwiązanie – polski przemysł i wielkie inwestycje! Dość gadania o „gigantomanii”, dość dogmatów o kapitale bez narodowości! Wielkość Polski wymaga odwagi i zdecydowanych decyzji. Koniec z wysysaniem prowincji przez wielkomiejskie molochy, które od dziesięcioleci drenowały serce polskości. Niech prezydenci jadą na sianokosy, a ich małżonki chwytają za stery traktorów! Symboliczna to zapowiedź nadchodzącej ludowej kontrrewolucji, koniecznej do uratowania świata dawnych wartości. I Rafał wie to lepiej niż ktokolwiek inny. A jeżeli ktoś jeszcze wątpi w szczerość tej przemiany, wystarczy spojrzeć, jak Rafał brata się z polskim ludem, jak w takt swojskich przyśpiewek Zenka Martyniuka unosi ręce w geście chłopskiej wspólnoty. Nie ironicznie, jak ten Gombrowicz, lecz szczerze, z przekonaniem.
A co z relacjami międzynarodowymi? O, tutaj Rafał także nie zawiedzie. Idąc tropem wielkich liderów zza oceanu, z którymi zawsze utrzymywał znakomite kontakty, poprowadzi Polskę ku (kontr)rewolucji zdrowego rozsądku. Nie na kolanach, jak pożałowania godni pisowczycy, lecz jak równy z równym. Onieśmieli rozmówców szlachetną angielszczyzną, by następnie przypomnieć o dawnych, dobrych relacjach Republikanów z Europejską Partią Ludową. A gdy zajdzie potrzeba, upomni się o swoje – dość traktowania Polski jak pionka w cudzych wojnach! Koniec z gubiąca nas tradycją powstańczo-romantyczną; pora na twardą politykę interesów narodowych. Zacznie od tego, co w sercu wielu – od upomnienia się o sprawiedliwość dla Wołyniaków. Już za długo polskie władze kluczyły i lawirowały. Rafał zażąda nie tylko ekshumacji i przeprosin, ale i reparacji. I to z odsetkami!
Rafał znaczy zwycięzca
Cudowne przemiany to element naszej narodowej tradycji, ale nie w przypadku Rafała – on się nie zmienił, on jedynie odnalazł drogę, którą zawsze miał przed oczami. Prawica, zamiast sarkać i zarzucać mu wyborcze kuglarstwo, powinna wdzięcznie otworzyć przed nim ramiona. Oto bowiem nadszedł wybawiciel, który ocali nas przed liberalną degeneracją. Nie zasłużyliśmy na niego, ale on mimo wszystko przyszedł – aby odbudować Polskę jako regionalną potęgę, przywrócić wiarę w nasze zasady i wybawić polskie powiaty z widma balcerowiczyzmu i klątwy magdalenkowych układów.
I… last but not least – tylko Rafał Kazimierz Trzaskowski może powstrzymać szaleńczą kosmopolityczną politykę Donalda Tuska i dobić śmiercionośnego gada rewolucji kulturowej. Nie zawaha się użyć prawa weta, by powstrzymać świetlany po(d)stęp – sztuczkę ducha czasów – tej demonicznej siły, która uwodzi, by pchnąć nas w przepaść. Tradycjonaliści długo nie mieli swojego kandydata, ale oto jest! Decyzja należy do nas – czy po raz kolejny damy się zwieść wyborczym maskaradom i sztuczkom PR-owców, czy dostrzeżemy prawdę i wybierzemy właściwie.
Ludwik Pęzioł