Ustawa o podatku od niektórych instytucji finansowych, której projekt wprowadzony został pod obrady Sejmu na początku grudnia 2015 roku (pierwsze czytanie) jest pierwszą próbą zmiany ważnych regulacji prawnych dotyczących gospodarczych aspektów funkcjonowania kraju dokonaną przez rząd kontrolowany przez polityków PiS. Chodzi o zmianę warunków funkcjonowania większej części sektora finansowego działającego na terenie Polski.
Proponowana ustawa ma dla systemu finansowego działającego w Polsce znaczenie fundamentalne. Nie tylko z uwagi na następstwa, jakie przewiduje wprost. Innymi słowy, nie chodzi jedynie o wprowadzenie wysokiego podatku majątkowego (0,0366% miesięcznie od banków i 0,05% miesięcznie od firm ubezpieczeniowych od wartości aktywów przekraczających 4 mld PLN, z wyłączeniem z opodatkowania wartości kapitału własnego) nałożonego na instytucje finansowe. Chodzi, jak sądzę, o kierunek zmian w obrębie działającego w Polsce systemu finansowego, jaki można ostrożnie wytyczyć, bazując na pierwszym kroku poczynionym przez rząd PiS i szeregu zapowiedzi nie milknących wcale dzisiaj. Ten kierunek jest jasny i zadziwiająco wprost artykułowany był w trakcie kampanii wyborczej – to polonizacja sektora finansowego.
Wesprzyj nas już teraz!
Podatek bankowy w różnych formach funkcjonuje dzisiaj w szeregu krajów europejskich. Moda na jego wprowadzanie rozpoczęła się w związku z tzw. kryzysem finansowym, który, w zauważalny sposób eksplodował w 2007-2008r. Celem wprowadzanych przepisów było obłożenie podatkiem tych instrumentów lub tych składników majątku, których wykorzystywanie wiązało się ze wzrostem ryzyka działalności finansowej (np. ryzykowne instrumenty, takie jak instrumenty pochodne – vide Niemcy, czy krótkoterminowe zobowiązania – vide UK). Innym celem było stworzenie funduszy, które mogłyby być wykorzystane w razie zaistnienia kolejnej sytuacji kryzysowej (Niemcy). Jeszcze innym zamysłem miało być ukaranie przedstawicieli sektora finansowego za straty, jakie poniesione zostały przez rządy państw, które z budżetowych pieniędzy zmuszone były ratować zagrożone upadłością banki (vide proponowana, lecz nie wprowadzona w życie Financial Crisis Responsibility Fee – czyli Opłata w związku z ponoszeniem Odpowiedzialności za Kryzys Finansowy dyskutowana w USA od 2010r.). W zależności od celu podatek miewa różną konstrukcję i wysokość stawki. Opodatkowane bywają aktywa, pasywa (najczęściej krótkoterminowe zobowiązania, wyłącza się kapitał własny), czy niektóre operacje podejmowane przez banki (zwłaszcza operacje na instrumentach pochodnych). Podatek miewa zróżnicowaną co do wysokości stawkę – od stosunkowo niskich poczynając (0,088% dla niektórych składników majątku w UK), kończąc na bardzo wysokich (Węgry – 0,45% całości aktywów, najwyższa w UE). Nigdzie, z wyjątkiem Węgier, podatek bankowy nie przyczynił się wprost do istotnej zmiany stosunków własnościowych wewnątrz sektora. Ale do przykładu Węgier właśnie politycy PiS i ich sympatycy odwołują się częściej, niż do innych, gdy mowa jest o planach na polityczną przyszłość.
Przewiduje się, że wpływy budżetowe osiągnięte tytułem wprowadzonego podatku wyniosą w 2016r. ok. 6,5-7mld PLN. Owa kwota stanowić będzie dochód budżetowy bez względu na kondycję finansową płatnika podatku (nie przewiduje się zwolnień dla podmiotów generujących stratę, czy np. poddanych postępowaniu naprawczemu). Wiele wskazuje jednak na to, że na tym jednak nie koniec atrakcji. Członkowie PiSu ustami swoich najwyższych oficjeli już w kampanii wyborczej zapowiadali podjęcie innych kroków dotyczących kwestii wiążących się z funkcjonowaniem w Polsce sektora finansowego ze szczególnym uwzględnieniem bankowości. Taką kwestią jest palący problem przewalutowania kredytów denominowanych we frankach szwajcarskich. Jeśli w trakcie trwania bieżącej kadencji sejmowej rządząca partia zdecyduje się podjąć tę kwestię, to postawi to przynajmniej kilka banków w bardzo trudnej pozycji, tym bardziej, że będą one mocno odczuwać ciężar nowego podatku. Warto pamiętać przy tej okazji, że wystarczyło, by zaczęło się głośno mówić o potrzebie rozwiązania kwestii kredytów frankowych (jeszcze bez podejmowania jakichkolwiek działań w tej sprawie), by kilka firm od lat budujących swoją markę w Polsce w pośpiechu zmieniło swoją inwestycyjną strategię. Duży portfel kredytów frankowych miał np. Nordea Bank, który sprzedał swoje aktywa na polskim rynku bankowi PKO BP SA, czy Kredyt Bank, który został przejęty przez BZWBK SA. W kolejce są następni do zakończenia swojej przygody z bankowością w Polsce, przy czym nie wszyscy wykazują w swoim akcjonariacie przewagę kapitału zagranicznego.
Maruderzy (i ich rynkowe udziały) z problemami w bilansach i rachunkach wyników, obciążeni podatkiem oraz koniecznością uregulowania kwestii frankowych staną się łatwym i przypuszczalnie stosunkowo tanim łupem dla potencjalnych nabywców. Tym bardziej, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że zainteresowanie ze strony zagranicznych graczy wejściem na rynek o tak niesprzyjających uwarunkowaniach politycznych może być ograniczone. W taki sposób może rozpocząć się proces taniego przejmowania majątku wycofujących się z rynku firm. I dla tego, kto będzie wtedy gotowy do kupna, rozpocznie się okres strzyżenia owiec. Czy do grona kupujących włączy się wtedy Skarb Państwa realizujący rządowe zapowiedzi polonizacji sektora finansowego? Zobaczymy.
To, jakie owo strzyżenie będzie mieć wpływ na stan gospodarki i stabilność sektora usług finansowych, zależeć będzie od tego, w jaki sposób w szczegółach zostanie ono przeprowadzone. To z kolei będzie pochodną poglądów na kwestie ekonomiczne czołowych polskich polityków (Kaczyński, Duda, Szydło), o których dziś pewnego powiedzieć da się niewiele.
Ksawery Jankowski