10 czerwca 2024

Sukces Le Pen i ryzykowna gra Macrona. Bogdan Dobosz analizuje wyniki wyborów we Francji

(EPA/ANDRE PAIN Dostawca: PAP/EPA.)

Wybory do PE we Francji dały zwycięstwo prawicy. Szef listy Partii Socjalistycznej Raphaël Glucksmann, który wyciągnął swoją rozbitą partię na trzecie miejsce z wynikiem 14%, stwierdził, że „nie ma się z czego cieszyć, kiedy skrajna prawica zdobywa we Francji 40%”. To najlepszy komentarz dotyczący nastrojów lewicy.

Zjednoczenie Narodowe zdobyło według pierwszych sondaży od 31,5% do 32%. Kolejne miejsca, ale z o połową mniejszą ilością głosów miały listy prezydenckiego obozu „Renesans” (14,9%) i PS (14,2%).

Socjaliści odebrali sporo głosów skrajnie lewicowej Zbuntowanej Francji (LFI), która mocno zaangażowała się ostatnio w retorykę antyizraelską i propalestyńską. Lista LFI otrzymała tylko 9,1%, chociaż do niedawna była na lewicy liderem.

Wesprzyj nas już teraz!

Kolejne miejsce z wynikiem 7% zajęli centroprawicowi Republikanie, tzw. „tradycyjna” partia, która od czasu dojścia do władzy Macrona i klęski jej kandydata Fillona, nie może się podnieść z upadku. Partia ta ma dalej większość w Senacie, dużą ilość merów, ale następuje wyraźna dekompozycja jej wpływów.

Zieloni w tych wyborach uzyskali minimum. Nie spadli pod 5% próg, co tej partii mocno groziło. Niechęć m.in. do „Zielonego ładu” spowodowała, że partia EELV, która często miała lepsze wyniki do PE, niż w wyborach krajowych, tym razem walczyła o przekroczenie bariery 5%, co się jej wg pierwszych sondaży udało (wynik 5,4%). Do PE swoich posłów wprowadzi też druga partia prawicowa, czyli Reconquête (5,3%), której listę pilotowała siostrzenica Marine, Marion Marechal Le Pen.

Macron szokuje

W sumie partie prawicy mają około 40% głosów, bo należy tu dodać poparcie dla kilku mniejszych list prawicy, które progu wyborczego nie przekroczyły. Chociaż takie wyniki przewidywały sondaże, reakcja na nie prezydenta Emmanuela Macrona polityków zaskoczyła. Szef listy Zjednoczenia Narodowego (RN) Jordan Bardella, co prawda apelował zaraz po wyborach do Macrona o przedterminowe wybory, ale wydaje się, że prezydent był na to przygotowany. Niemal natychmiast wystąpił w TV i ogłosił, że „za chwile podpisze dekret zwołujący wybory do organów legislacyjnych, które odbędą się 30 czerwca w przypadku pierwszej tury i 7 lipca w przypadku drugiej tury”.

„Wysłuchałem Waszego przesłania, Waszych obaw i nie pozostawiam ich bez odpowiedzi” – dodał Macron. Termin wyborów jest bardzo bliski. Kampania potrwa niecały miesiąc. RN nie jest zbyt bogatą partią i przeznaczyła sporo środków na kampanię do PE. Tutaj warto wyjaśnić, że pieniądze zawsze były „piętą achillesową” tej partii i słynna pożyczka z banku czesko-rosyjskiego była spowodowana tym, że żaden bank francuski nie chciał finansować w poprzednich latach kampanii Marine Le Pen.

Czy partię Marine Le Pen stać na wygraną?

Prezydent Macron z pewnością nie robi „prezentu” dla Zjednoczenia Narodowego. Wspomniane 40% prawicy, być może powiększone nawet o kilka procent elektoratu Republikanów, to za mało do uzyskania samodzielnej większości. Lista Jordana Bardelli przekroczyła 50% na terytorium zamorskim Majotty (52,8%), a także w departamencie Aisne (52,2%). Kolejny najlepszy wynik to już tylko 44,5% w departamencie Var, jednym z bastionów Zjednoczenia na południowym wschodzie.

Przypomnijmy, że wybory do parlamentu we Francji są właściwie jednomandatowe i trzeba w danym okręgu uzyskać ponad 50%. Nie można wykluczyć, że pomysł przedterminowych wyborów to także próba budowy nowej, ale opartej o polityków obozu prezydenckiego, „zapory republikańskiej” przeciw „antyeuropejskiej i prorosyjskiej Le Pen”, która obejmowałaby front od komunistów, po część centroprawicy.

Dodajmy, że w chwili obecnej obóz prezydencki nie ma większości w parlamencie i rządzi szukając raz to poparcia na lewicy, raz w centrum lub korzystając ze specjalnych uprawnień, które daje rządowi Konstytucja. Być może jest to szansa poszerzenia platformy wspierającej Macrona na resztę jego kadencji w imię jakiejś „republikańskiej zgody” przeciw „skrajnej prawicy”. Ważny polityk „Renesansu” i MSZ Stephane Séjourné już wskazał, że obóz prezydencki nie będzie wystawiał kontrkandydatów przeciwko obecnym posłom, którzy „należą do koła republikańskiego”.

Przy okazji Macron załatwi antyprezydencką i propalestyńską skrajną lewicę?

Decyzja o rozwiązaniu parlamentu jest dla Macrona ryzykowana, ale ma też plusy. Wydaje się, że pozbędzie się w ten sposób opozycji skrajnej lewicy. Partia Jean-Luca Melenchona, występująca ostro przeciw prezydentowi, uzyskała 9 czerwca bardzo słaby wynik i nie powtórzy poprzedniego wyniku z wyborów parlamentarnych. Z kolei nawet sukces partii Le Pen, przy kohabitacji z wrogim prezydentem nie pozwoliłby jej partii przeprowadzać żadnych skutecznych zmian i być może w dłuższej perspektywie zatrzymałby wzrosty jej notowań.
Pojawiają się nawet opinie, że „strategia Macrona polega na tym, aby RN rządziło przez trzy lata, co zniechęci do tej partii Francuzów”. Prezydent zagrał dość ostro, ale jak twierdzi Louis Aliot, wiceprzewodniczący Zjednoczenia, „Emmanuel Macron nie miał wyboru”, bo „nie może dalej rządzić Francją, gdy większość jest przeciwko niemu”. Politycy tej partii zapowiadają walkę o zwycięstwo, ale przeprowadzenie kampanii w tak krótkim czasie i bez zaplecza medialnego, może się okazać trudne.

Minorowe nastroje panują przede wszystkim na lewicy. Poza spodziewanymi stratami LFI, oburzeni decyzją Macrona są Zieloni. Oni także poniosą negatywne konsekwencja, a ich stan posiadania w parlamencie stopnieje. Już zwołują demonstrację na Place de la République i krytykują prezydenta, że ten „nie tylko popada w samozadowolenie, ale podejmuje ryzyko zapewnienia skrajnej prawicy większości w Zgromadzeniu Narodowym” (Yannick Jadot).

Także komunista Fabien Roussel (PCF) wezwał lewicę „do pracy nad paktem dla Francji”. Warto jednak przypomnieć, że taki sojusz lewicy o nazwie Nupes rozleciał się jesienią ub. roku na tle stosunku do wojny w Gazie. Socjalista Glucksmann zauważa, że Macron podjął „niebezpieczną grę”. Centrysta Bayrou ‘partia Modem) już jednak z zadowoleniem przyjmuje „podejmowanie ryzyka” przez prezydenta w celu „wydobycia kraju z zastoju”.

Ruletka, w której Macron jest i tak… krupierem

Sama Marine Le Pen stwierdziła, że „z radością przyjęła” rozwiązanie parlamentu. „Jesteśmy gotowi sprawować władzę, gotowi położyć kres masowej imigracji, uczynić poprawę siły nabywczej Francuzów priorytetem, jesteśmy gotowi ożywić Francję. To wielkie zwycięstwo ruchu patriotycznego, które wpisuje się w sens Historii. Wszędzie na świecie widzimy powrót idei narodów i oto zamyka się bolesny globalistyczny nawias, który spowodował tak wiele cierpień ludzi na świecie” – powiedziała Marine Le Pen.
Macron zagrał va banque, ale pozycja prezydenta w ustroju Republiki daje mu, nawet w przypadku wygranej prawicy, narzędzia kontroli nad rządem. Jest to więc ryzyko „ubezpieczone”. Jednak najbliższe tygodnie zapowiadają się politycznie we Francji bardzo ciekawie…

Bogdan Dobosz  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(11)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie