1 grudnia 2014 roku, podczas wizyty w Turcji, prezydent Rosji Władimir Putin niespodziewanie zapowiedział, że Gazprom anuluje umowę na budowę gazociągu South Stream, którym gaz ziemny miał popłynąć z Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, następnie przez Serbię, Węgry i Słowenię do Austrii. Tego samego dnia Botas, turecki potentat energetyczny wraz z Gazpromem podpisały list intencyjny w sprawie budowy nowego gazociągu – Turkish Stream.
Nowym rurociągiem ma popłynąć rosyjski gaz przez Morze Czarne do granicy turecko-greckiej. W pierwszej fazie projektu, to jest począwszy od grudnia 2016 roku, Rosja ma dostarczać około 16 miliardów metrów sześciennych surowca do Turcji. W drugiej fazie – pozostałe 47 miliardów.
Wesprzyj nas już teraz!
Rezygnacja Rosji z projektu South Stream wynikała m.in. ze zbyt wysokich kosztów jego realizacji i skomplikowanej procedury legislacyjnej. Bezpośrednie rurociągi podmorskie do Turcji to znacznie mniejsze wyzwanie. Poza tym Turcja jest drugim co do wielkości – po Niemczech – rynkiem Gazpromu i jedynym europejskim partnerem z dużymi możliwościami rozwoju w ciągu następnej dekady.
W sytuacji napiętych stosunków między Rosją i resztą świata, Turcja jest atrakcyjnym partnerem dla Rosji, mimo że oba kraje dzielą sporne kwestie tj. sprzeczne interesy na Krymie, stosunek do ludobójstwa Ormian i polityka wobec Syrii.
Dobre relacje uległy ostatnio pogorszeniu z powodu zaangażowania Rosji w Syrii i naruszenia tureckiej przestrzeni powietrznej. Prezydent Recep Tayyip Erdogan zagroził przewartościowaniem swojej polityki wobec Kremla i możliwością zawieszenia współpracy energetycznej, co w praktyce nie jest możliwe, chyba że państwa zachodnie wygrałyby rywalizację o wpływy w Syrii. Wtedy do Turcji mógłby popłynąć gaz z Kataru.
Analitycy wątpią jednak, by doszło do zerwania tej współpracy, skoro Ankara jest uzależniona od rosyjskich dostaw energii. Moskwa dostarcza Turcji aż dwie trzecie gazu ziemnego. W 2010 r. Ankara wynegocjowała umowę z rosyjską firmą Atomstroyexport na budowę pierwszej w kraju elektrowni atomowej. Projekt ma kosztować 20 miliardów dolarów.
Turcja to kluczowy partner strategiczny zarówno dla państw członkowskich NATO, jak i samej Rosji. Ankara próbuje więc lawirować pomiędzy Brukselą, Waszyngtonem a Moskwą.
Po kryzysie gazowym na Ukrainie w 2006 roku, w którym Rosja zawiesiła dostawy gazu na Ukrainę, Unia Europejska oficjalnie uznała Turcję za kluczowy korytarz tranzytowy dla nie-rosyjskich dostaw gazu do Europy. W tym samym czasie Rosja zaproponowała budowę nowej nitki gazociągu, którym gaz popłynie do Europy z pominięciem Ukrainy.
Turecki prezydent wie, że stoi przed nim ogromna szansa. Ankara bowiem może stać się głównym ośrodkiem handlu energią między Europą, Bliskim Wschodem i rejonem Morza Kaspijskiego. Wojna w Syrii to między innymi wynik rywalizacji energetycznej o terytorium, przez które mają przebiegać kluczowe nitki gazociągów dostarczające cenny surowiec do Europy: z Kataru przez Arabię Saudyjską, Jordanię, Syrię i Turcję oraz z Iranu przez Irak i Syrię.
Zachodni partnerzy próbują wymusić na Turcji, by z uwagi na zdecydowaną dominację rosyjskiego gazu w kraju, Ankara zwiększyła import tego surowca np. z Azerbejdżanu czy Turkmenistanu.
Turcja i Azerbejdżan rozpoczęły realizację projektu Trans Anatolian Pipeline. Rurociągiem TANAP ma popłynąć gaz azerski, który następnie będzie rozprowadzany w całym kraju. Projekt ten wspiera Bruksela, ale nie opłaca się on Turcji. Gaz azerski – z powodu wysokich taryf przesyłowych – ma być droższy od rosyjskiego. Ma być nawet kosztowniejszy od azerskiego gazu dostarczanego do Europy przez Trans Adriatyk Pipeline. Rurorciągiem tym miałby popłynąć także gaz do Grecji przez Albanię i od Adriatyku do Włoch.
Ostatnio Turkmenistan zaproponował wysyłanie części swojego gazu przez TANAP. Realizacja umowy jednak będzie trudna w praktyce z kilku powodów. Władze Turkmenistanu zawarły umowę na dostawy gazu z Chinami. Poza tym budowa rurociągów pod Morzem Kaspijskim, którego status prawny wciąż jest nieuregulowany, to duże ryzyko. Przesyłanie gazu może w każdej chwili uniemożliwić Moskwa, która od 25 lat blokuje rozmowy negocjacyjne w sprawie ustalenia statusu prawnego morza bogatego w zasoby gazu. Turkmenistan nawet jeśli chciałby dostarczać gaz do Europy, będzie to musiał czynić poprzez rosyjskie terytorium.
Rosja jest zdeterminowana, by obejść Ukrainę i nadal być głównym dostawcą gazu dla europejskich odbiorców, a także utrzymać dominującą pozycję w Europie Południowo-Wschodniej. Dlatego Turcja ma dla niej kluczowe znacznie. Moskwa będzie blokować budowę TANAP-u, albo sprawi, że przesyłanie tego gazu będzie nieopłacalne.
Projekt Turkish Stream, przedstawiony 1 grudnia 2014 roku – wbrew temu, co twierdzą niektórzy analitycy, iż nie ma on większego znaczenia strategicznego, ponieważ zastępuje jedynie linię tranzytową gazu, który Ankara otrzymywała poprzez Ukrainę (rurociąg Trans-Balkan) – służy ugruntowaniu silnej pozycji Rosji w tej części świata. UE i Waszyngton chciałyby z koli wykorzystać Ankarę jako bastion przeciwko asertywnym strategiom energetycznym Rosji.
Źródło: foreignaffairs.com
AS