Straszenie zmianami klimatu to chleb powszedni aktywistów klimatycznych. Najgorzej jednak, gdy występują pod maską dziennikarzy, a ich „proroctwa” publikują media głównego nurtu.
Z okazji nadchodzącego Nowego Roku, Interia.pl postanowiła uraczyć swoich czytelników solidną dawką czarnych przepowiedni. Inaczej bowiem nie można nazwać „argumentów” autora, wystrzeliwującego, niczym z karabinu maszynowego, kolejne katastroficzne przykłady mające wzbudzić w nas poczucie czyhającego tuż za rogiem zagrożenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem dziennikarzy portalu, nasz kraj już w przyszłym roku mają nawiedzić na przemian gwałtowne powodzie oraz dotkliwe susze, a „gospodarowanie życiodajną cieczą”, ma stanowić jedyny sposób przetrwania. „Istnieje szansa, że w 2023 roku przez kilka dni prysznic będzie dla nas niedostępny – to i tak mały wymiar kary za to, co wyrządzamy wciąż Matce Naturze” – grzmi klimatyczna Kasandra.
Ale to nie wszystko. Polskę mają nawiedzić po raz kolejny „zabójcze przypływy gorąca”, które „zabijają seniorów”. Choć wzrost temperatur to niezaprzeczalny fakt, daleko nam jeszcze do wizji roztaczanej przez klimatycznych podżegaczy. Mało kto jednak wie, że tak rozdmuchane w tym roku „mordercze fale gorąca” to nic w porównaniu do sytuacji z 2003 roku, kiedy z tego samego powodu zmarło w całej Europie ponad 70 tys. osób. No ale wtedy nikt jeszcze nie słyszał o Porozumieniu Paryskim. Wtedy wiedziałby, że winna jest nie pogoda, ale my wszyscy.
„Globalne ocieplenie doprowadzi w ciągu kilku lat do występowania w naszym kraju wielu chorób, z którymi nie mieliśmy jeszcze do czynienia” – informuje autor. Ale już nie podaje o jakich jednostkach chorobowych mówimy i jakiej skali problemu. Nie zagłębia się również w zbadanie, czy przypadkiem chorób nie przywieźli wracający do Polski turyści, chętnie wybierający na spędzenie urlopu coraz egzotyczniejsze miejsca. Po co jednak silić się na wskazanie źródła, skoro „nauka jest już ustalona” (science is settled).
„Wyższe temperatury sprzyjają ekspansji komarów, ale także kleszczy, czyli zwierząt specjalizujących się w roznoszeniu patogenów” – czytamy. Może warto zapytać, czy również tych tropikalnych? A to wszystko – jak zostajemy poinformowani – „na własne życzenie”.
Oto właśnie istota klimatyzmu, czyli kolektywizm, odpowiedzialność zbiorowa i spojrzenie z perspektywy makro. Za spowodowane fanatyczną „betonozą” fale upałów w miastach, za nieuregulowane koryta rzek i nieliczne zbiorniki retencyjne, za łażenie w 40-stopniowym upale bez nakrycia głowy: zawsze jesteśmy winni „my wszyscy”.
Bo wciąż jeździmy samochodami, „żremy” – jak to określił popularny miliarder z Krakowa – mięso i śmiemy ogrzewać swoje domy w zimie. A rezygnując z tych luksusów pomożemy nie tylko „Matce Naturze”, ale i swojej kieszeni. Wszak nie narzeka na ceny paliwa, kto samochodem nie jeździ. Ale w ten sposób spełnimy również patriotyczny obowiązek. Bo jak przekonuje Rafał Gawin, prezes Urzędu Regulacji Energetyki, potrzeba oszczędzania „energii elektrycznej, ciepła, gazu czy wody (…) jest jednym z najlepszych sposobów pozytywnego wpływu na bezpieczeństwo energetyczne Europy”. Państwo zwolnimy z obowiązku dopłacania, a równocześnie pokażemy Putinowi gest Kozakiewicza! Genialne, prawda?
Piotr Relich