19 sierpnia 2012

Działalność Bernarda, zwanego Miodopłynnym z powodu porywającej słodyczy swojej wymowy, przypada na wiek XII i zbiega się z czasem drugiej Wyprawy Krzyżowej. Ten cysterski mnich bywa nazywany niekoronowanym królem Europy, ponieważ z zacisza swego klasztoru rozciągał wpływ na życie religijne i polityczne ówczesnego chrześcijańskiego świata. Doradzał książętom, królom, biskupom i papieżom, godził zwaśnionych władców, porywał zastępy rycerstwa do walki z niewiernymi, zapalał niezliczone dusze do praktykowania cnót i wstępowania w ślady Zbawiciela. Sam jeden stanął na czele wielkiego ruchu odnowy w Kościele Powszechnym, przejmując pałeczkę od wsławionego w poprzednim wieku konwentu benedyktynów w Cluny – „Niknie sława kongregacji kluniackiej; pod wpływem blasku i bogactw, pod brzemieniem ułomności ludzkiej zamiera idealizm; miejsce kluniaków zajmuje święty Bernard jako reformator karności kościelnej, jako wzór cnót najczystszych i wyrocznia Kościoła” – tak charakteryzował rolę Bernarda autor znakomitej Historii powszechnej Franz Joseph Holzwarth.

W czym tkwi fenomen owego francuskiego arystokraty, urodzonego w zamku Fontaine-lès-Dijon, który w młodziutkim wieku wzgardził dobrami świata i obrał żywot umartwiony? Odpowiedź, jaką odnajdujemy w pismach, listach i samym żywocie Świętego, jest zadziwiająco prosta – jest to miłość zbudowana na gruncie pokory. Miłość Boga aż do wzgardy świata i samego siebie – miłość zbawienia dusz aż do wzgardy wszelkich ziemskich względów – miłość chrześcijańskiego ideału, który odcisnął piętno na historii Wieków Średnich. „Miłość sama przez się wystarcza” – mówi Bernard – „Poza sobą nie szuka dla siebie uzasadnienia ani korzyści. Jej korzyścią jest miłowanie. Miłuję dlatego, bo miłuję, miłuję po to, by miłować”.

Do jedynego istniejącego wówczas zgromadzenia cystersów wstąpił w wieku dwudziestu dwóch lat i choć sam mawiał, aby w życiu duchowym szukać samego Boga, a nie widocznych od razu owoców, to od pierwszych dni swojej duchownej drogi począł zbierać plon zadziwiający i straszliwy dla osób przywiązanych do ziemskich dóbr. Pociągnął bowiem za sobą ojca (matka już wtedy nie żyła), pięciu braci i trzydziestu innych mężczyzn. Kobiety ukrywały swoich synów, dziewczęta drżały o przyszłych mężów, gdy pojawił się gdzieś Bernard z kazaniem, porywając z miejsca na drogę doskonałości zakonnej. Zdarzyło się kiedyś, że złoczyńcę skazanego na śmierć wyrwał z rąk kata i zaprowadził prosto do klasztornej celi. Zgromadzenie cystersów posiadające w momencie wstąpienia Bernarda jeden klasztor w Citeaux, jeszcze za życia Doktora Miodopłynnego rozrosło się do stu sześćdziesięciu domów zakonnych.

Wesprzyj nas już teraz!

U podstaw powodzenia tego niezwykłego męża leżała miłość Boga połączona z bezwzględną walką ze słabościami własnej natury. Pokuty, jakie sobie zadawał dla spotęgowania sił duchowych, uczyniły z niego człowieka wyczerpanego już w kwiecie wieku. W roku 1118 zapadł na ciężką chorobę żołądka, a biskup Wilhelm z Champeaux zakazał mu stosowania dalszych umartwień.

Był wątłej postury, z wychudzoną twarzą, jak wspomina Gaufryd z Clairvaux: „Delikatną jego skórę na policzkach lekki rumieniec okrywał, jak gdyby tam zbiegł się wszystek ogień, jaki rozmyślanie i umartwienie pozostawiły jeszcze w jego ciele”. Kiedy jednak począł przemawiać, donośny głos rozbrzmiewał z jego piersi, a cała postać stawała się dziwnie potężna, mająca w sobie surowość proroka i powagę apostoła, a jednocześnie „taka słodycz wychodziła z ust jego, tyle zapału i życia było w jego słowach, że żadne pióro, choćby najbieglejsze, nie potrafi oddać ich łagodności i ciepła” – jak odnotowuje jeden ze świadków jego kazań. Właśnie to połączenie słodyczy i surowości stanowi specyfikę Bernarda, która fascynowała jego słuchaczy – „Miód i mleko spływały z języka Bernarda, choć prawo ogniste miał on na ustach swoich”.

Już po trzech latach żywota zakonniczego w Citeaux udało mu się otworzyć własny konwent, którego został opatem. Na siedzibę nowego domu cysterskiego Święty obrał dziką dolinę zwaną Vallis Absinthialis (Piołunową Doliną), położoną w Szampanii. Odkąd zamieszkało w niej światło ewangelicznego ideału nazwana została Jasną Doliną, czyli Clara Vallis – skąd wzięła się francuska nazwa Clairvaux. Miejsce to stało się prawdziwą oazą „świętego spokoju”, czyli duchowego pokoju uświęconego przez pracę i modlitwę. Holzwarth przytacza wspomnienie świadka atmosfery, jaka napełniała ową cysterską dolinę: „Pośród dnia panuje tu milczenie nocy, przerywane tylko uderzeniami toporów i śpiewem świątobliwych pracowników; widok to tak wzruszający, że niepodobna tu ani myśleć, ani rozmawiać o rzeczach błahych”. Stąd wyszła kolejna fala odnowy Kościoła, stąd czerpano wzór dla istniejących już i powstających wciąż zgromadzeń zakonnych.

Zaangażowanie ojca Bernarda nie ograniczało się wszakże do samych praktyk religijnych. Chociaż miłował on nade wszystko pracowite dni spędzane w zaciszu swego klasztoru – dla którego odmówił przyjęcia nominacji na arcybiskupa Mediolanu – był gotów wyruszyć choćby na koniec świata, jeśli usłyszał wzywający tam głos Boży. Tak było, gdy papież błogosławiony Eugeniusz III w roku 1146 polecił opatowi z Clairvaux zagrzewanie europejskiego rycerstwa do zbrojnej wyprawy dla oswobodzenia Ziemi Świętej. Wędrowny kaznodzieja pociągnął za sobą licznych wojowników z Francji i Niemiec, lecz niestety tym większy był żal tych narodów i samego herolda Krucjaty, gdy okazało się po dwóch latach, iż zakończyła się ona niepowodzeniem.

Interwencja świętego Bernarda przyczyniła się do zatwierdzenia reguły zasłużonego w tamtym okresie zakonu rycerskiego templariuszy, której autorstwo jest mu przypisywane. Rycerstwo chrześcijańskie wychwala on w traktacie De laude novae militiae, gdzie uzasadnia prawo do zbrojnej obrony Wiary, ludu chrześcijańskiego i miejsc świętych przed świętokradczym panowaniem islamu: „Rycerze Chrystusa (…) mogą bez trwogi walczyć orężem w obronie Pana, nie lękając się grzechu, gdy zabiją wroga, ani potępienia, jeśli sami polegną. Czy dotknie ich śmierć, czy zadadzą ją innym, zawsze będzie to śmierć w imię Chrystusa; nie ma ona w sobie nic występnego, jest bardzo chwalebna. W jednym wypadku służy Chrystusowi; w drugim pozwala dotrzeć do samego Chrystusa, ten bowiem pozwala pomścić go zabijając wrogów i sam z tym większą ochotą niesie rycerzowi otuchę. Tak więc jak mówiłem, rycerz Chrystusa może zadawać śmierć bez obaw, a umierać z jeszcze większą pewnością, gdyż osobiście odnosi korzyść z własnej śmierci, a Chrystus ze śmierci, którą on zadaje. (…) A jednak nie należy zabijać pogan, o ile można znaleźć inny sposób na to, by nie prześladowali i nie uciskali wiernych” – i dodaje w odniesieniu do muzułmanów okupujących Jeruzalem: „Ale obecnie lepiej jest ich zabijać, niż dopuścić, by zagrożenie grzechem, stojące nad głowami sprawiedliwych, popychało sprawiedliwych do niesprawiedliwości”.

Różne światowe obowiązki odrywały Świętego do końca jego dni od upragnionego pokoju klarewalleńskiego klasztoru. W roku 1051 widzimy go, jak godzi spór króla Ludwika VII z biskupem Henrykiem z Beauvais i księciem Gotfrydem z Anjou, lecz już dwa lata później jego wyczerpany organizm począł odmawiać posłuszeństwa, zwiastując tym samym wytęsknioną wśród trudów ziemskiego bojowania chwilę wiecznego połączenia się Królem i Wodzem, dla którego zawsze pracował i walczył. Wtedy jeszcze pomimo obłożnej choroby wyrusza, aby zażegnać waśń między biskupem Metzu i panami ziemskimi. Powróciwszy do Clairvaux, zakończył tam żywot 20 sierpnia Roku Pańskiego 1053. Papież Aleksander III policzył go między świętych w roku 1174, zaś Pius VIII nadał mu w roku 1830 zaszczytny tytuł Doktora Kościoła. Sługa Boży Pius XII upamiętnił świętego Bernarda encykliką z roku 1953 zaczynającą się od słów Doctor Mellifluus (Doktor Miodopłynny).

 

W Polsce wspomnienie liturgiczne św. Bernarda z Clairvaux przypada na 20 sierpnia.

FO

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 311 251 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram