Progresywne środowiska katolickie wykorzystują postacie wielkich świętych kobiet Kościoła, by zyskiwać sztuczne argumenty na rzecz liberalnej rewolucji w Kościele. Katarzyna ze Sieny, Teresa z Ávila, Teresa z Lisieux czy Hildegarda z Bingen są instrumentalizowane jako rzekome feministki avant la lettres, których przykład ma dowodzić, że Kościół winien zaakceptować ideały rewolty feministycznej. Jest jednak problem, bo choćby św. Hildegarda nie przyłączyłaby się raczej do synodalnych wariactw, ale wezwałaby katolików do powrotu do prawdziwej wiary.
Jak pisze na łamach konserwatywnego katolickiego dziennika „Die Tagespost” z Würzburga Regina Einig, przykładów na taką instrumentalizację niestety nie brakuje. W dniu, w którym Kościół katolicki wspomina św. Katarzynę ze Sieny, rewolucjoniści z krajów niemieckojęzycznych uczynili Dzień Diakonisy. Św. Teresa z Ávila prezentowana jest na jednej z progresywnych stron katolickich jako mistyczka i feministka. Z kolei feministyczni badacze u św. Teresy z Lisieux doszukują się ukrytego w pismach przesłania feministycznego, którego nie wypowiadała na głos z obawy przed represjami w Kościele…
W obronie św. Hildegardy z Bingen staje teraz benedyktyńska zakonnica, s. Maura Zátonyi, przewodnicząca Akademii św. Hildegardy w Rüdesheim-Eibingen. S. Zátonyi zajmuje się pisaną spuścizną świętej z Rupertsbergu od 20 lat. Jak podkreśla, może z autorytetem powiedzieć, że św. Hildegarda nie byłaby dziś bynajmniej zwolenniczką niemieckiej Drogi Synodalnej! Święta walczyła bowiem zawsze o „sprawę wiary”, a nie o kapłaństwo kobiet, pisze powołując się na s. Zátonyi Regina Einig.
S. Zátonyi podkreśla, że św. Hildegarda akceptowała zawsze kościelną hierarchię. Według benedyktynki jeżeli święta z Rupertsbergu znalazłaby się dziś na Zgromadzeniu Synodalnym, mogłaby co najwyżej wygłosić płomienną mowę, w której wzywałaby katolików do powrotu do wiary. Dla niej bowiem prawdziwą reformą było nawrócenie do Boga i prawdziwego nauczania Kościoła.
Źródło: die-tagespost.de
Pach