18 lipca 2023

Św. Tomasz – śmiertelny wróg liberalnego Lewiatana [700. ROCZNICA KANONIZACJI]

Filozofia i teologia św. Tomasza z Akwinu są od kilku dziesięcioleci zawzięcie zwalczane. Podejmuje się próbę ich całkowitego usunięcia z przestrzeni Kościoła, a przynajmniej zepchnięcia na margines i zamknięcia w klatce z napisem: „Uwaga! Integryzm. Nie dotykać!”. Przyczyna tej walki jest oczywista: nauka Doktora Anielskiego jest najlepszą bronią w wojnie z herezjami zrodzonymi przez bestię ruchu rewolucyjnego. Tomizm wykazuje błędy samych fundamentów nowoczesności, a nade wszystko błędu koronnego, jakim jest agnostycyzm.

18 lipca przypada 700. rocznica kanonizacji Akwinaty. To tylko początek wielkiej rocznicowej triady: w 2024 roku minie 750 lat od śmierci autora „Summy teologicznej”, w roku 2025 – 800 lat od narodzin. Wydawałoby się, że to doskonały czas na wielkie kościelne uroczystości i nadanie recepcji i rozwojowi tomizmu nowej siły. Niestety, w Kościele nie dzieje się z tej okazji zbyt wiele; pierwsza z tych rocznic przechodzi niemal niezauważona. Dlaczego?

Strategiczna decyzja: sojusz ze światem liberalnym

Wesprzyj nas już teraz!

Przyczyna jest brutalnie prosta. W 1962 roku św. Jan XXIII podjął strategiczną decyzję o rozpoczęciu pogłębionego dialogu ze światem współczesnym. Tę decyzję potwierdził i umocnił jego następca św. Paweł VI. Symbolicznie rzecz biorąc, od roku 1965 – czyli od końca II Soboru Watykańskiego – Kościół pogodził się z myśleniem liberalnym, które dominuje w świecie Zachodu od 1945 roku, kiedy supremację ideową nad całym tym światem objęły Stany Zjednoczone. Próby odrzucenia paradygmatu liberalnego podjęte przez Portugalczyków, Hiszpanów i Chilijczyków nie powiodły się; po 1965 roku na ich zarzucenie naciskał zresztą już sam Kościół, krytykując próby „restauracji” społecznego panowania Jezusa Chrystusa podejmowane przez antyliberalnych przywódców, lżonych przez międzynarodową „społeczność” liberalną jako dyktatorzy. Kościelny sojusz z liberalizmem ma tymczasem swoje głębokie konsekwencje.

Między Hobbesowskim Lewiatanem a tolerancjonizmem Locke’a

U podstaw impetu rewolucyjnego, którego liberalizm jest jak dotąd najtrwalszym dzieckiem, leży fundamentalny błąd epistemologiczny: agnostycyzm. W przestrzeni politycznej założenie agnostyczne zdaje się mieć niewątpliwe zalety. Gdy herezjarchowie XVI stulecia rozbili jedność religijną Europy wybuchły krwawe wojny. Katolikom nie udało się zdławić buntu, w efekcie czego narodził się pęknięty świat: część jego mieszkańców wierzyła w nieomylność Kościoła katolickiego, część przyjmowała religijny subiektywizm. Dla uniknięcia stanu permanentnej wojny należało przyjąć jakiś modus vivendi. Jedną z pierwszych propozycji przedłożył Tomasz Hobbes, proponując w „Lewiatanie” przekazanie całości autorytetu, również religijnego, suwerenowi państwowemu. Jakkolwiek koncepcja ta przewidywała jedność religijną danej wspólnoty, w związku z literalnie diabelskim charakterem idei poddania Objawienia władzy doczesnej była możliwa do przyjęcia wyłącznie przez protestanckich buntowników. W przypadku Anglii mogło to być skuteczne, o ile angielskiemu Lewiatanowi udałoby się wyrżnąć wszystkich katolików, co było jeszcze teoretycznie możliwe; w odniesieniu do całej Europy projekt Hobbesa nie miał jednak szans powodzenia. Być może dlatego liberałowie, począwszy od protestanta Johna Locke’a, głosili już wprost tolerancję, zgodnie z dość oczywistym rozpoznaniem: uznanie różnorodności wiary będzie gwarantować stabilność społeczną, podczas gdy próba narzucenia wszystkim jednej wiary – będzie prowokować rozruchy. W tamtym kontekście historycznym, w którym rywalizowało ze sobą wiele ośrodków władzy, była to obserwacja niewątpliwie prawdziwa. Protestanci mogli ją przyjąć: wydawała się nie gwałcić ich subiektywizmu.

Agnostycyzm – błąd fundamentalny

Zasada różnorodności wymaga jednak przyjęcia agnostycyzmu: uznania, że rozum ludzki nie może poznać prawdy. Wcześni liberałowie mogli argumentować, że nie gwałci to bynajmniej wolności sumienia: prywatnie ludzie mogą wysuwać roszczenie do prawdy, ale umawiają się, by na agorze tolerować różnorodność. Instytucje publiczne będą zatem agnostyczne, nawet jeżeli agnostykiem nie byłby żaden człowiek, którego te instytucje reprezentują. To myślenie nie wzięło jednak pod uwagę poważnej trudności. System demokracji liberalnej ma skłonność do tego, by zmuszać obywateli do naginania swojej woli według cokolwiek „sztucznej” woli instytucjonalnej. Tym samym agnostycyzm z kompromisu i umowy, która miała być czysto teoretyczna i ograniczona do agory, staje się obowiązkowym paradygmatem myślenia, którego nie można odrzucić, nie popadając w konflikt ze wspólnotą polityczną, której jest się członkiem.

Dlaczego? Bo demokracja liberalna zasadzająca się na agnostycznych instytucjach, ale pozwalająca obywatelom na wolność myśli, jest wewnętrznie sprzeczna. Jeżeli tej wolności ktokolwiek użyje do tego, by wychodząc od wiary w istnienie obiektywnej prawdy zaproponować przekształcenie agnostycznych instytucji w zgodzie z rozpoznaną prawdą – staje się automatycznie wrogiem systemu. Demokracja liberalna musi go zatem zniszczyć, tym samym gwałcąc zasady, na których została zbudowana – i przeradzając się nieuchronnie w dyktaturę. Nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji: to nie tyle slogan, co najgłębsza prawda o systemie wyrosłym z rewolucyjnego ducha. Ogłoszenie istnienia „prawa do błędu” sprawia, że wiara w prawo do błędu staje się obowiązkowa, a ci, którzy ją odrzucają – którzy nie chcą uczyć jej swoich dzieci – muszą zostać przemieleni.

Innymi słowy, w sytuacji, w której odrzucono roszczenie Kościoła katolickiego do bycia „głosem Boga”, ostatecznie i tak triumfuje Hobbes: świecki autorytet publiczny wymusza na wszystkich przyjęcie jednego poglądu, a przynajmniej udawanie, że się go przyjęło. „Lewiatan” okazał się być realistyczny, a tolerancjonizm Locke’a i jego uczniów – naiwną bajką.

Tolerancja dla ateizmu

Co więcej, pierwsi liberałowie nie wyobrażali sobie rządów ateistycznych. Głosząc tolerancję religijną głosili tolerowanie – co do zasady – różnych poglądów na to, kim są ludzie, którzy mówią w imieniu Boga. Jak ujął to mason Gotthold Lessing, nie sposób powiedzieć, która z trzech religii – chrześcijaństwo, islam, judaizm – jest prawdziwa; tym więcej nie sposób powiedzieć, która „denominacja” chrześcijańska jest prawdziwa. Wszystkie te religie i wyznania obejmowały jednak uznanie Boga jako Stwórcy. Jednak wiek XIX przyniósł ze sobą zanegowanie samego istnienia Boga. Zjawisko ateizmu przetrwało komunizm. Dziś liberalna demokracja obejmuje tolerancję nie tylko różnych sposobów oddawania czci Bogu Stwórcy, ale również negowania istnienia tego Boga albo nawet bluźnienia Mu. Tolerancja dla niewiary jest obecnie tak samo istotowym aspektem liberalizmu, jak tolerancja dla wiary.

Dwie drogi Kościoła po 1945 roku

Kościół katolicki po II wojnie światowej miał zatem do wyboru dwie drogi: przyjąć agnostycyzm i koegzystować pokojowo z liberalizmem, albo podtrzymywać własne roszczenie do prawdy i tym samym prowokować konflikt. Konflikt tym ostrzejszy, że katolickie roszczenie do prawdy jest, można rzecz, archetypicznym wrogiem liberalizmu: przecież to właśnie przeciwko roszczeniom Kościoła ustalono zasady liberalne.

W 1965 roku Kościół wybrał strategiczne dostosowanie. Wierność tej strategii była na przestrzeni lat różna. Papieże nie od razu wyciągnęli z niej wszystkie konsekwencje, część z nich długo negowali. Być może – gdyby zachowali wierność wobec Tradycji – ostatecznie doszłoby do rezygnacji z tej strategii, w związku z faktem, że liberalizm jest istotowo niekompatybilny z katolicyzmem.

Jednak w 2013 roku na tronie św. Piotra zasiadł Jorge Mario Bergoglio, który za swoją przyjął maksymę kardynała Carlo Marii Martiniego: Kościół jest zapóźniony względem świata o 200 lat i trzeba to zapóźnienie znieść. O ile Paweł VI, Jan Paweł II i Benedykt XVI dostosowywali Kościół do liberalizmu wybiórczo, punktowo, czasem powierzchownie, a niekiedy nawet przeciwko liberalizmowi gwałtownie protestowali – Franciszek wybrał drogę pełnej akomodacji. Skutki tego obserwujemy właśnie dziś, co dla każdego jest oczywiste: rewolucyjna moralność seksualna, indyferentyzm religijny, rezygnacja z celów eschatologicznych Kościoła na rzecz budowy doczesnego braterstwa i dostatku.

System 2013 roku

Niektórzy mogliby bronić niektórych elementów nauczania Franciszka: papież promuje przecież dialog wielkich religii, a zatem stara się zbudować rzeczywistość współpracy religijnej, która uznaje zdolność do rozumowego uznania, iż istnieje Bóg. Niestety, po pierwsze w praktyce współpraca obejmuje nie tylko ludzi wierzących, ale wszystkich ludzi „dobrej woli”, a zatem również ateistów nakierowanych na polepszanie materialnych warunków egzystencji ludzkości. Po drugie, przyjęcie indyferentyzmu religijnego, jako poglądu warunkowanego agnostycznie, już samo w sobie jest błędem i herezją, a nie można głosić jednego błędu po to, aby zwalczać drugi; po trzecie wreszcie, tolerancja dla niewiary jest logiczną konsekwencją agnostycyzmu, mielibyśmy zatem do czynienia z próbą cofnięcia dyskusji do okresu sprzed rewolucji ateistycznej – nawet gdyby to było możliwe, taka rewolucja przecież musiałaby nastąpić ponownie, bo jest niejako wpisana w system agnostyczny.

Śmiertelny wróg liberalizmu

Wróćmy teraz do św. Tomasza. Doktor Anielski jest wrogiem liberalizmu – wrogiem śmiertelnym. Sednem jego nauki jest przekonanie o możliwości rozumowego poznania istnienia Boga. W związku z tym filozofia tomistyczna – i warunkowana przez nią teologia – jest zagrożeniem dla fundamentów systemu liberalnego. Podkreślam: zagrożeniem śmiertelnym. To oznacza, że nie może być żadnego pojednania liberalizmu z tomizmem, żadnej współpracy ani żadnej inspiracji. Oczywiście, można próbować wykorzystać Akwinatę do tego, by cynicznie wzmocnić fundamenty ideowe nowego paradygmatu. Dotyczy to zwłaszcza teologii i tak robi na przykład adhortacja apostolska Amoris laetitia z 2016 roku, gdzie Doktor Anielski pojawia się jako autorytet mający podpierać… rewolucję w moralności i rozumieniu sumienia. Podobnie czynią katoliccy ewolucjoniści, próbując wyprowadzić ze św. Tomasza akceptację dla myśli Karola Darwina. Takie próby są i będą wspierane.

Wyrok: niepamięć

Jeżeli jednak obecne są jeszcze w Kościele badania nad Tomaszem autentycznym, to dzieje się tak tylko do czasu: dopóki system nowego modernizmu nie ma jeszcze w Kościele pełnej władzy, dopóty jest zmuszony tolerować tych, którzy wbrew nakazowi ducha czasu zajmują się Akwinatą. To się oczywiście prędzej czy później skończy, a św. Tomasz podzieli los liturgii trydenckiej. Papież Franciszek w 2021 ogłosił w motu proprio Traditionis custodes, że tylko nowa liturgia jest wyrazem rytu rzymskiego i ostatecznie wszyscy katolicy mają zostać doprowadzeni do uczestnictwa w Novus Ordo Missae. Jestem przekonany, że to samo będzie dotyczyć filozofii i teologii św. Tomasza: zostaną skazane na damnatio memoriae, a jedynym miejscem ich uprawiania będą wspólnoty tradycyjne, tak długo, oczywiście, jak nie zostaną zdławione przez sekularnego Lewiatana – wspartego w tych wysiłkach przez synodalny Kościół. Stanie się tak dlatego, że filozofia św. Tomasza warunkuje teologię optymistyczną poznawczo, czyli programowo antyagnostyczną. To sprzeczne z neomodernizmem, a żeby Kościół katolicki mógł przeprowadzić skuteczną akomodację do świata liberalnego, jego filozofią musi stać się właśnie neomodernizm jako teologiczna aplikacja błędów protestanckich XVIII i XIX stulecia.

Lux mundi

Chrystus jest światłością świata. Misją Kościoła katolickiego jest ukazywać tę Światłość ludziom wszystkich kultur. W momencie dziejowym, w którym głównym zagrożeniem dla misji Kościoła jest próba jej unieszkodliwienia poprzez ogłoszenie agnostycyzmu paradygmatem nie tylko świeckich filozofii państwowych, ale również katolickiej teologii, absolutnie konieczne jest wykorzystanie takich narzędzi, które bronią możliwości poznania prawdy, a co z tym idzie – rozpoznania samego Chrystusa jako Boga Wcielonego i zapowiedzianego Mesjasza.

Każde działanie na rzecz odnowy tomizmu w Kościele jest zatem działaniem o podwójnym ukierunkowaniu. Po pierwsze, jest wyrazem sprzeciwu wobec herezji modernistycznej i w związku z tym próbą uniemożliwienia ogłoszenia fałszu prawdą, co jest konieczne dla zachowania samej substancji Kościoła. Po drugie, ma głęboki sens cywilizacyjny: zabezpieczając fundamenty doktrynalne Kościoła rzuca wyzwanie nieporządkowi politycznemu i wskazuje, że istnieje opór wobec dyktatury agnostycznego relatywizmu. W konsekwencji trudno wyobrazić sobie lepsze narzędzie ewangelizacji. Oby 700. Rocznica kanonizacji Doktora Anielskiego, pomimo milczenia, które wokół niej panuje, stała się jednym z momentów przełomowych, budzących wolę walki katolików o jedyne prawo, jakie naprawdę ma człowiek: prawo do Prawdy w Jezusie Chrystusie.

Paweł Chmielewski

Największy święty wśród uczonych. Św. Tomasz z Akwinu

UMYSŁ A DUSZA. Św. Tomasz przeciwko Kartezjuszowi

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij