19 lipca 2012

Św. Wawrzyniec z Brindisi

(Św. Wawrzyniec z Brindisi)

Juliusz Cezary Russo urodził się 22 lipca 1559 r. w Brindisi, w Królestwie Neapolu, w dobrze sytuowanej rodzinie weneckiej. W wieku szesnastu lat wstąpił do zakonu kapucynów, przyjmując imię Wawrzyniec. Po ukończeniu studiów w Weronie, został wyświęcony i zaczął głosić kazania, zyskując ogromny posłuch w północnej części Włoch. W 1596 r. przeniósł się do Rzymu, gdzie został generałem zakonu kapucynów. Było to stanowisko, które piastował pięciokrotnie.

Na wniosek cesarza Rudolfa II, który znał dobrą opinię o kapucynach, papież Klemens VIII wysłał św. Wawrzyńca do Niemiec, by pomógł zorganizować krucjatę przeciwko Turkom. W tym czasie Mohamed III, sułtan Konstantynopola, przekroczył Dunaj z zamiarem podbicia Węgier i Austrii, by następnie móc wkroczyć do Włoch. Przechwalał się, że przemieni ołtarz w Bazylice św. Piotra w żłób, w którym każe paść tureckie konie.

Cesarz Rudolf zorganizował swoją armię i zaprosił wszystkich władców niemieckich, by przyłączyli się do niego w obronie chrześcijaństwa. Obawiając się jednak, że to zaproszenie nie będzie należycie przyjęte, wysłał do książąt niemieckich św. Wawrzyńca, by ten pozyskał odpowiednią pomoc. Kapucynowi udało się osiągnąć zamierzony cel. Niebawem też nadeszło wyczekiwane wsparcie. Arcyksiążę Maciej został wybrany na generała połączonych sił chrześcijańskich. Na jego prośbę papież nakazał Wawrzyńcowi dołączyć do armii, by tam pełnił funkcję kapelana i doradcy. Kapucyn wykonał polecenie bez wahania.

Wesprzyj nas już teraz!

Gdy św. Wawrzyniec przybył na pole bitwy w październiku 1601 r., zastał armię ustawioną w szyku bojowym. Duchowny uniósł krzyż do góry i zapewnił żołnierzy, że odniosą zwycięstwo. Następnie przygotował ich do walki poprzez modlitwę i sakrament pokuty.

Główny komendant

W dniu bitwy katolicki dowódca dysponował zaledwie 18 tys. rycerzy, którzy mieli przeciwstawić się armii tureckiej, liczącej blisko 80 tys. ludzi. W obliczu tak dużej dysproporcji sił, pozostali dowódcy doradzali mu daleko idącą ostrożność i odwrót. Arcyksiążę Maciej posłał po św. Wawrzyńca, by zapytać go o zdanie. Kapucyn radził, żeby zaatakować wroga i zapewnił o rychłym zwycięstwie. Jego gorliwa wiara sprawiła, że strach, jaki pojawił się wśród dowódców poszczególnych oddziałów, ustąpił. Podjęto decyzję, by wydać bitwę wrogowi i żołnierze zajęli wyznaczone pozycje. Tuż przed bitwą, św. Wawrzyniec przemawiał do rycerzy z niezwykłą charyzmą, co zachęciło ich do ataku na Turków z niewiarygodną siłą.

Turcy odparli pierwsze uderzenie, ale św. Wawrzyniec, który jechał na samym przedzie sił katolickich, wciąż zachęcał żołnierzy do nieustannego atakowania wroga, nawołując: „Do ataku!”, „Naprzód!”, „Zwycięstwo należy do nas!”. Żołnierze ponownie uderzyli. Wróg przerażony rozpierzchł się na wszystkie strony. Bitwa pod Stuhlweissenburgiem (dziś Székesfehérvár) rozegrała się 11 października 1601 r. 14 października siły katolickie stoczyły z muzułmanami kolejną bitwę i znowu odniosły zwycięstwo. Turcy wycofali się za Dunaj, straciwszy 30 tys. ludzi.

Trudno wyrazić, jak wielkim podziwem darzyli św. Wawrzyńca rycerze i dowódcy. Książę Mercoeur, jeden z dowódców oświadczył, że duchowny zrobił więcej niż wszystkie wojska razem wzięte, i po Bogu i Jego świętej Matce jest on trzecią osobą, której zawdzięcza się zwycięstwo. Jeszcze raz udało się uchronić Europę przed barbarzyńskimi muzułmanami.

Komentarz prof. Plinia Corrêi de Oliveira

Po pierwsze, warto zwrócić uwagę na kontrast osobowości istniejący między św. Wawrzyńcem – zwracającym się do szlachty, zapraszającym ją do udziału w krucjacie – a książętami i żołnierzami. Z jednej strony możemy sobie wyobrazić arystokrację ubraną w wykwintne stroje dworskie właściwe dla tamtych czasów, zgromadzoną w odświętnych salach. A z drugiej – mamy brata kapucyna z brodą, ubranego w prosty habit, w prostych sandałach na nogach i sznurem przepasanym wokół bioder, z których zwisał różaniec. W jego ręku znajdował się gruby kij pielgrzyma.

Kawaleria ubrana była we wspaniałe zbroje, ozdobione piórami hełmy, w rękach trzymała połyskujące w świetle miecze, włócznie i tarcze…

Nie istnieje nic, czym ten skromny kapucyn mógłby zaimponować szlacheckiej gromadzie, z wyjątkiem ubóstwa franciszkańskiego. Jednak on, jako wysłannik Boga i papieża, reprezentuje całym sobą największą władzę chrześcijaństwa, która przewyższa władzę ziemską. Był tak przekonujący w swoim kapucyńskim posłannictwie i upieraniu się przy konieczności zorganizowania krucjaty, że większość książąt zdecydowała się ruszyć na pomoc cesarzowi.

Po drugie, po odniesieniu pierwszego zwycięstwa – gdy udało mu się przekonać do krucjaty innych książąt niemieckich – otrzymuje kolejne polecenie, by dołączył jako kapelan i doradca do powstałej armii. Wyżej opisana scena jego przybycia na pole bitwy jest przepiękna. Na miejscu zastaje rycerzy oczekujących w najwyższej gotowości bojowej na mającą się rozegrać bitwę. Możemy sobie wyobrazić różne części składowe armii: kawalerię w zbrojach, hełmach ozdobionych pióropuszami, z lśniącymi mieczami, włóczniami i tarczami; artylerię z licznymi, ozdobnymi (co było powszechne w owym czasie) armatami; piechotę z tysiącami żołnierzy zgrupowanymi w bataliony, którzy trzymali halabardy, włócznie i muszkiety – prototypy współczesnych karabinów.

Cała armia czekała, by z uwagą wysłuchać prostego kapucyna. A on mówił w sposób uroczysty i tak przekonująco, że wszyscy byli pod wielkim wrażeniem, zarówno oficerowie, jak i zwykli żołnierze. Opis doskonale odzwierciedla ówczesną świetność Kościoła konstantyńskiego. My już nie pamiętamy o tym splendorze. Niemniej jednak był to typowo ziemski blask glorii Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Katolicka armia zainspirowana przez św. Wawrzyńca podejmuje pierwszą szarżę przeciwko Turkom.

Po trzecie, przed bitwą pod Stuhlweissenburgiem (czy Székesfehérvár – miasto, królewska perła) kapucyn wygłasza dwa kazania, zachęcając armię do zabijania wroga naszej Świętej Religii. Jeśli wszyscy ruszą do boju z tym świętym zamiarem, duchowny gwarantował, że odniosą zwycięstwo. Nie ma w tym opisie najmniejszego śladu pacyfizmu, a jedynie wezwanie do unicestwienia Turków. Następnie przygotował on armię do ataku poprzez modlitwę i sakrament pokuty. Mówił żołnierzom, których było znacznie mniej niż sił wroga, by prosili o łaskę Niebios.

Dał zachętę do walki, gdy książę Maciej poprosił go o radę. Znowu w imię Boga zapewnił o zwycięstwie.

W czasie drugiego kazania skierowanego do żołnierzy, święty mówił z tak niezwykłą energią i charyzmą, że rycerze nie czekali na szarżę wroga, lecz sami ruszyli do ataku. Widzimy, że Wawrzyniec wzbudził w nich święty gniew podobny do tego, który błogosławiony papież Urban II i św. Bernard rozpalili wśród rycerzy podczas I i II wyprawy krzyżowej. Znamy słowa tamtych kazań i wiemy, jak bardzo zachęciły one katolików do tego, by ponieść ofiarę dla chwały Bożej. Nie znamy dokładnie słów św. Wawrzyńca, ale możemy sobie je wyobrazić.

Kazania wygłaszane w kluczowych momentach stanowią samo sedno istoty – że tak się wyrażę – Kościoła wojującego. Później, w okresie sentymentalnej pobożności, która wkroczyła do Kościoła i zachęcała do zachowania pacyfistycznego nastawienia względem wroga, takie kazania uważano za przesadzone. Z czasem w ogóle znikły. Z pewnością nikt nie usłyszy ich dzisiaj. Zamiast tego, wielu duchownych głosi kazania przesadnie umiarkowane i będące raczej ukłonem w stronę wroga niż zachętą do jego zwalczania. Tak długo, jak duch ten będzie panował w Kościele, nieunikniona jest porażka. Nikt nie wygra bitwy, jeśli nie będzie przekonany, że musi pokonać wroga naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Po czwarte, mamy kolejny fragment sceny, w której widzimy, jak św. Wawrzyniec dosiadłszy konia, gna na samym przedzie armii, krzycząc do żołnierzy: „Do ataku! Naprzód! Zwycięstwo jest nasze!” Cóż to za człowiek o niezwykłej odwadze, który rusza do boju, nie mając do dyspozycji żadnej broni! Jakże cudowny portret świętego został tu odmalowany, świętego, który w samym środku walki zachęca siły katolickie do ataku. Nic więc dziwnego, że rycerze idąc za przykładem św. Wawrzyńca byli napełnieni niebieskim zapałem do walki. Dlatego ich wielka szarża spowodowała, że Turcy zaczęli uciekać w popłochu z pola bitwy.

Po piąte, możemy sobie wyobrazić, co by się stało z Europą, gdyby bitwa pod Stuhlweissenburgiem została przegrana. Tureccy żołnierze doszliby do Budapesztu, Wiednia, a potem do Rzymu. Z powodu wielu protestanckich powstań, których doświadczała w owym czasie Europa, siły katolicyzmu były poważnie nadwyrężone. Byłaby to istna katastrofa. Zachód został ocalony od dominacji tureckiej przez człowieka Bożego – św. Wawrzyńca – który na nowo wzniecił ducha krucjat pośród katolickich wojowników.

W Piśmie św. znajdziemy ostre potępienie tych, którzy nie chcą walczyć: Przeklęty ten, co wypełnia dzieło Pańskie niedbale! Przeklęty ten, który swój miecz powstrzymuje od krwi! (Jr 48:10). Św. Wawrzyniec z Brindisi był błogosławiony, ponieważ nie bał się nawoływać 18 tys. żołnierzy katolickich do stawienia czoła blisko 80 tys. wojskom wroga i do przelania krwi muzułmańskiej dla sprawy Kościoła. Możemy podziwiać nadzwyczajne efekty jego zapału.

Polecajmy się św. Wawrzyńcowi z Brindisi, prosząc go, by dał nam w naszym wspólnym, prozaicznym życiu codziennym podziw dla tego heroizmu, byśmy w chwili, gdy wydarzenia zapowiedziane przez Matkę Bożą Fatimską zaczną się ziszczać, byli przygotowani do pójścia za jego przykładem. Jeśli będziemy wierni jego nauczaniu, zobaczymy coś, czego nie widział św. Wawrzyniec, który zapobiegł zmierzchowi chrześcijaństwa. Ujrzymy jutrzenkę panowania Królestwa Maryi.

Charakterystyczny rys sylwetki świętego zawarty w tym tekście opiera się na komentarzach prof. Plinia Corrêi de Oliveira. Idąc za przykładem św. Jana Bosko, zwykł on podczas wieczornych spotkań wygłaszać podobne pogadanki jak ów święty dla chłopców z Oratorium. Prof. Oliveira, spotykając się z młodzieżą, miał w zwyczaju robienie krótkich komentarzy na temat życia świętego danego dnia, by zachęcić ją do praktykowania cnoty i rozbudzać w niej ducha miłości do Kościoła katolickiego. Stąd czytelnicy mogą korzystać z tych cennych uwag.

Tekst zawierający dane biograficzne, jak i komentarze pochodzi z osobistych notatek Atila S. Guimaraesa, poczynionych w latach 1964–1995, mogą zatem nieco odbiegać od słów wypowiedzianych przez Plinia Corrêa de Oliveira.

Tłum. A.S.

Kościół wspomina św. Wawrzyńca z Brindisi 21 lipca.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 311 511 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram