Ostatni rozmówca majora Arkadiusza Protasiuka – dowódcy tupolewa, który rozbił się na Siewiernym – chorąży Remigiusz Muś zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Technik pokładowy był jedynym świadkiem rozmowy między wieżą kontrolną Smoleńsk Północny a załogą Tu-154M.
Jego ciało o godzinie 22.30 znalazła żona w piwnicy rodzinnego domu, wisiało na żeglarskiej linie. Żona próbowała go reanimować. Jeszcze przed przeprowadzeniem sekcji zwłok policja wykluczyła udział osób trzecich. Ciało chorążego przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w Warszawie. Jak informuje Dariusz Ślepokura, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, dziś rano zostanie podjęta decyzja o przeprowadzeniu sekcji zwłok. Sprawę prowadzi Prokuratura Rejonowa w Piasecznie. Śledczy zapewniają, że na ciele oprócz blizny po linie nie stwierdzono innych obrażeń.
Wesprzyj nas już teraz!
Muś ujawnił, że kontroler z wieży wydał załodze tupolewa komendę zejścia na wysokość 50 metrów. Zeznał, że po lądowaniu na Siewiernym nasłuchiwał korespondencji innych statków powietrznych z wieżą. Według niego, kontroler z „Korsarza” (taki kryptonim miała wieża w Smoleńsku) wydał załodze Tu-154M dyspozycję zejścia do wysokości nie mniejszej niż 50 metrów.
Takie same komendy usłyszała wcześniej załoga Jaka-40 i Iła-76. Muś nasłuchiwał komunikacji między Tu-154 a kontrolerem, siedząc w kabinie jaka, już na lotnisku, słyszał te słowa w radiostacji pokładowej. W jego ocenie, polskie załogi wiedziały, że na lotnisku w Smoleńsku obowiązuje 100 m jako minimalna wysokość do podjęcia decyzji o lądowaniu, tzw. wysokość decyzji.
Źródło: „Nasz Dziennik”
luk