Wśród francuskich Zielonych rozwija się nowy nurt ideologiczny, którego hasłem jest „świadomość międzygatunkowa”, zaś postulatem… dialog ze zwierzętami i roślinami. To tylko dodatek do dotychczasowych filarów ich polityki, która obfituje w pomysły w rodzaju… „neutralnych płciowo” ścieżek rowerowych.
„Świadomość międzygatunkowa”
We francuskim Lyonie merostwem rządzą politycy Zielonych (EELV). Pod ich rządami miasto chce finansować warsztaty „świadomości międzygatunkowej”. Na zajęciach zostanie zaoferowana możliwość „dialogu” z bytami roślinnymi i zwierzęcymi. Warsztaty „świadomości międzygatunkowej” mają być finansowane w ramach budżetu partycypacyjnego miasta Lyon. Zaoferują około dwudziestu pracownikom miejskim możliwość nawiązania „dialogu” z podmiotami roślinnymi i zwierzęcymi, takimi jak „płacząca brzoza”, czy „mak osłabiony pestycydami”.
Wesprzyj nas już teraz!
Chloë Vidal, która w merostwie jest asystentką ekologiczną ds. budżetu partycypacyjnego, uważa, że „wyobrażenie sobie sposobu, w jaki możemy zagwarantować przetrwanie żywych, wymaga symetrycznej antropologii, biorącej pod uwagę wszystkie żywe istoty, aby lepiej przemyśleć nasze działania publiczne w gminie”. Brzmi niemal „filozoficznie”, ale właśnie w takie szaty usiłuje się przybrać zielony bełkot. Politycy z EELV z tego miasta powinni zresztą pójść dalej i organizować podobne „warsztaty” nie tylko dla swoich pracowników, ale też miejskich drzew, rabatek, czy zalegających piwnice szczurów. Jednokierunkowe i jednowymiarowe szerzenie „świadomości międzygatunkowej” może przecież np. zachwiać równowagę „międzygatunkowego braterstwa”… Poszerzanie takich pomysłów pozwoliłoby zresztą eko-lewakom jeszcze sprawniej wyciągać kasę z miejskiego budżetu.
Do takiego argumentu odwołała się zresztą opozycyjna radna z Partii Republikanie Laurence Croizier, która wskazała, że jest to „kolejny dowód na marnotrawienie publicznych pieniędzy”. Zdroworozsądkowo twierdziła: „myślę, że mam otwarty umysł, ale to, że miasto finansuje szkolenia z zakresu komunikacji z płaczącą brzozą albo niedźwiedziem brunatnym, przekracza wszelkie granice”. Wskazała też, że pod rządami lewicy miasto Lyon i tak ma problemy finansowe.
Zielona ideologia Lyonu – meczety, neutralne płciowo ścieżki rowerowe, genderowy budżet…
Gregory Doucet, „zielony” mer Lyonu, podtrzymuje jednak pomysł tego typu szkoleń dla miejskich pracowników, którzy mają się uczyć „komunikacji”, na razie tylko z przyrodą ożywioną. Nie są to jedyne ekscesy polityków EELV, którzy w ostatnich wyborach samorządowych sięgnęli po władzę w kilku dużych miastach Francji. Mer Lyonu po ataku „eko-terrorystów” na obraz Claude’a Moneta z 1872 r., napisał na „X”, że owszem „ubolewa”, ale „w obliczu kryzysu klimatycznego niepokój jest uzasadniony i odpowiadamy na niego zdecydowanymi działaniami”. Także w Lyonie wymyślili „ekologiczne” pisuary, które stanęły na ulicy bez żadnej osłony. Był to „ukłon” mera Gregory Douceta pod adresem mieszkańców licznych „skłotersów” z placu Gabriel-Péri, którzy nie mieli dotąd w okolicy ubikacji. Mer podpadł jednak wówczas nawet feministkom, które skarżyły się, że „otwarte pisuary” wykluczają kobiety i ich potrzeby fizjologiczne.
Także w Lyonie, „zielony” mer miasta bojkotował chrześcijańskie święta, ale za to osobiście położył kamień węgielny pod fundamenty nowego meczetu Gerland. W bazylice Notre-Dame de Fourvière w Lyonie odbywa się datowana od 1643 roku ceremonia związana z oddaleniem wówczas zarazy, która groziła miastu. W święto Narodzin NMP kupcy z Lyonu oraz mer i jego zastępcy obiecali złożyć dar 7 funtów białego wosku i złotą tarczę, jeśli oszczędzony zostanie Lyon. Dodatkowo obiecywali też pielgrzymować na wzgórze Fourviere i wystawić dwa posągi NMP. Zaraza ustąpiła… Od XVII wieku, każdego 8 września burmistrz Lyonu i radni udawali się do bazyliki Notre-Dame de Fourvière, aby podtrzymać swoje zobowiązanie. Miejscowy arcybiskup błogosławi wtedy miasto Najświętszym Sakramentem, a towarzyszą temu trzy wystrzały z armaty. Odnawianie ślubów rajców miejskich powtarzane jest co roku i świadczy o przywiązaniu Lyonu do Matki Bożej. Zwyczaj ten został przerwany w okresie rewolucji. Wznowiono go w czasie II wojny światowej. Ponownie tradycję przerwali jednak „zieloni” barbarzyńcy, a mer Grégory Doucet zlekceważył niemal 400 lat tradycji i stwierdził, że nie będzie uczestniczył w nabożeństwie, bo przecież reprezentuje „laicką” Republikę i jest za rozdziałem państwa i religii. Następnego dnia mer Doucet pojawił się na uroczystości… muzułmanów, gdzie położył pierwszy kamień pod budowę meczetu Gerland.
Grégory Doucet wprowadził m..in. „miejski projekt bezpłciowych ścieżek rowerowych” w metropolii Lyonu. Mówił, że jego „celem jest zapewnienie, aby nasze ścieżki rowerowe były dostępne dla wszystkich i były inkluzywne”. Dodał, że obecnie „jazda na rowerze to głównie męska praktyka, a kobiety są w mniejszości, więc miasto zamierza więc dla uzyskania pełnego parytetu usunąć wszystkie przeszkody”.
Lyon był też pierwszym dużym miastem, które wprowadziło tzw. „genderowy budżet”. Wszystkie inwestycje są tu analizowane m.in. według kryterium równości. Doucet mówił, że jego miasto „jest w trakcie transformacji i wkroczyło w niezwykle ambitną transformację ekologiczną”. Wyłączył wiele ulic z ruchu kołowego, w centrum wprowadził maksymalną szybkość jazdy 30 km/h. Od 2021 r. Grégory Doucet narzucił m.in. w szkolnych stołówkach „menu bez mięsa”. Kiedy kolarski Tour de France zawitał do Lyonu, mer ubolewał nad dużym „śladem węglowym” wyścigu.
Przy Zielonych pożywią się nawet szczury
Pomysły Zielonych zasługują wręcz na osobną książkę. Kiedy w merostwie Paryża odbywała się debata na temat plagi gryzoni w mieście, a centroprawicowy radny przedstawił projekt zwalczania szczurów, lewicowa rada miasta odrzuciła wniosek. Przedstawicielka większościowej koalicji z Partii Animalistycznej i grupy Zielonych; oponowała wówczas, by nie używać nazwy „szczur”, bo ta jest „nacechowana negatywnie”. Zaproponowała nazwę zastępczą „surmulot” (myszowaty). Dodała także, że nie wolno gryzoni zabijać, ale można je co najwyżej usuwać. W obronie szczurów stanęła radna Paryża z XVIII dzielnicy Douchka Markovic.
„Zielona” Douchka Markovic nie tylko broniła szczurów, ale zwracała uwagę na pożyteczną rolę „surmulotów”, jaką „na co dzień odgrywają w kanałach, usuwają setki ton odpadów i odblokowując rury”. Stwierdziła, że szczury są „niezbędne do zarządzania kanałami miasta Paryża”, a z powierzchni można je usunąć sprzątając ulice i dbając, by nie było tam resztek jedzenia. „Do tego należy dodać zatykanie otworów umożliwiających szczurom wędrownym wchodzenie w górę budynków lub instalowanie siatek w określonych miejscach” – wyjaśniała. W Strasburgu, Zieloni zasłynęli już pomysłami zmiany nazwy gryzoni, która je dyskryminuje, na naszych „współ-biesiadników”.
Zieloni rządzą także w Bordeaux. W tym mieście także zajmowano się plagą szczurów, ale ratusz uznał szczury „za niezbędne”, a jego zdaniem zwalczanie plagi przynosi efekt przeciwny do zamierzonego. „Zielony” radny Jean-Baptiste Thony mówił, że „szczury są niezbędne w miastach”, a bez nich „zatkałaby się kanalizacja” i mogłoby to spowodować „potężne trudności sanitarne”.
Likwidują choinki i krytykują Tour de France
Mer tego miasta Pierre Hurmic z EELV ogłosił też kilka lat temu, że w mieście nie będzie już więcej „ustawiania martwych drzewek” na placach miasta, bo kłóci się to z ideologią troski o środowisko. Oznaczało to po prostu likwidację… tradycyjnych choinek bożonarodzeniowych. Politycy prawicy mówili wówczas o „ekologicznym delirium” mera. Zwykli ludzie pytali, kiedy mer Hurmic zamknie kwiaciarnie, bo te sprzedają przecież „martwe kwiaty”?
Zieloni przeganiali też ze swoich miast wyścig Tour de France, bo ten produkuje za dużo CO2 i oskarżali wyścig o „patriarachlizm”. Politycy lewicy atakowali największy wyścig świata m.in. za brak troski ekologicznej i propagowanie kultu „macho”, którego wyrazem miały być hostessy towarzyszące triumfatorom etapów. Z podobymi opiniami wystąpili m.in. socjalistyczna mer Rennes i wspomniany wyżej mer Lyonu Grégory Doucet. Organizatorzy zawodów tłumaczyli się nawet, że jazda na rowerze to przecież także ekologiczny priorytet…
Zielonym wszystko „się kojarzy” z…
I to kojarzy niebezpiecznie. Polityk partii Europa-Ekologia-Zieloni (EELV) Brice Loe Mie przebił swoim oświadczeniem kolegów i pytany o terroryzm, stwierdził, że „dżihad jest główną przeszkodą w ekologicznej transformacji, której potrzebuje nasza planeta”. Ta formacja stoi za wprowadzaniem tzw. „stref niskoemisyjnych” w miastach, gdzie ograniczono prędkość do 30 km/h, likwidację ruchu krajowego lotnictwa, nawet za pomysł budowy w Paryżu wioski olimpijskiej bez klimatyzacji. Walczą z „autosolizmem” (samotnymi podróżami samochodem), a w Grenoble tamtejszy mer Eric Piolle (także z EELV) wprowadził do szkolnych stołówek weganizm, „odwracając logikę”, bo jeśli uczeń chce zjeść rybę lub danie mięsne musi każdorazowo to osobno zgłaszać. Oczywiście Piolle i jego zieloni towarzysze uważają, że spożycie mięsa i hodowla stanowią jedną z pierwszych przyczyn globalnego ocieplenia.
W Paryżu „Zieloni” blokowali nawet ustawienie pomnika rockowego piosenkarza Johnny’ego Hallydaya, bo jest na nim na… Harleyu. Rzeźba przedstawia Hallydaya z gitarą na jego ulubionym motocyklu marki Harley-Davidson, ale na radzie miasta uaktywnili się Zieloni, którzy zwrócili uwagę, że motocykl to „niepokojący symbol zanieczyszczenia, hałasu i hiper-męskości”. Te przykłady głupoty można by jeszcze długo mnożyć. Ekscesy z „warsztatami świadomości międzygatunkowej” to tylko mały element budowania przez Zielonych zapowiadnej przez nich „Republiki społeczno-ekologicznej”. Warto tu przypomnieć, że francuska partia Europa-Ekologia-Zieloni (EELV) ma za główne hasło postrewolucyjną triadę – „wolność, braterstwo, bioróżnorodność”… Na razie przydałby się jednak przede wszystkim rozum i logika.
Bogdan Dobosz
Szokująca reakcja fanatyków zwierząt na zdrowy rozsądek. Chcą śmierci Łukasza Warzechy?!