Po ataku wyznawców islamu na redakcję podupadającego satyrycznego pisma „Charlie Hebdo” pojawiły się liczne komentarze. Niektórzy publicyści zwracają uwagę na wątek odradzającej się siły Al-Kaidy. Inni – na podwójne standardy dotyczące drwienia w sposób szczególny z pewnych religii i wycofywania się z krytyki islamu w obliczu zagrożenia. Jeszcze inni przekonują, że w Europie nie ma szczerej debaty na temat postępującej islamizacji. Europejskie elity za dużo zainwestowały w budowanie „wielokulturowego społeczeństwa” i nie chcą przyznać się do porażki.
7 stycznia trzech zamaskowanych napastników wpadło do redakcji magazynu satyrycznego „Charlie Hebdo” i zabiło 12 osób. Atak nastąpił w czasie, gdy odbywało się rutynowe kolegium redakcyjne. Według relacji naocznych świadków, sprawcy zanim zaczęli strzelać, wykrzykiwali nazwiska redaktora naczelnego i rysowników.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem magazynu „Foreign Affairs” zamach wyznawców islamu, to najbardziej znaczący atak na francuskiej ziemi od czasów okupacji hitlerowskiej – „kamień milowy w walce Al-Kaidy z Zachodem”. Dla obywateli państw zachodnich atak jest przede wszystkim zamachem na jedną z podstawowych wartości tj. wolność słowa. Dla liberalnych muzułmanów, to przykład do czego może prowadzić tzw. zły sekularyzm.
Pracownicy magazynu „Charlie Hebdo” stanowili szczególnie atrakcyjny cel. Redakcja, jako jedna z nielicznych europejskich gazet, od czasu afery z duńską karykaturą Mahometa w 2009 roku, wciąż publikowała materiały, wyszydzające fanatycznych wyznawców islamu. W 2011 roku redakcja po publikacji całego numeru, drwiącego z Mahometa, otrzymała wiele gróźb.
Amerykański magazyn spraw międzynarodowych „The Foreign Affairs” w zamieszczonym na swojej stronie internetowej komentarzu eksponuje kwestię rosnącego zagrożenia w krajach europejskich atakami profesjonalnie przygotowanymi i przeprowadzonymi przez terrorystów, którzy zdobyli odpowiednie umiejętności w Syrii.
Trzej mężczyźni zidentyfikowani przez policję francuską jako zamachowcy mówili po francusku. Uciekając przyznali, że mają powiązania z jemeńską Al-Kaidą – AQAP. Jeden z członków komórki, Hamyd Mourad ma 18 lat i uczęszczał do szkoły średniej w mieście Reims. Pozostali dwaj to bracia: Said Kouachi ( 34-latek) i Cherif Kouachi (32-latek).
Bracia Kouachi byli dobrze znani francuskiej policji. Cherif został aresztowany w styczniu 2005 roku i skazany na trzy lata pozbawienia wolności w związku z próbą rekrutacji Francuzów do walki po stronie Al-Kaidy w Iraku. W maju 2010 roku ponownie go aresztowano. Miał powiązania z dwoma francusko-algierskimi dżihadystami: Djamelem Beghalem i Smainem Ait Ali Belkacem, sprawcami zamachów w paryskim metrze w 1995 r.
Magazyn „FA” zwraca także uwagę, że jemeńska Al. Kaida, która tak jak inne radykalne organizacje islamskie wysyła bojowników do Syrii, w obliczu konkurencji ze strony Islamskiego Państwa, z pewnością była zdesperowana, by osiągnąć jakiś spektakularny sukces. Należy zatem przyjąć, że zamach we Francji – wg redakcji – może być próbą przypomnienia światu, że Al-Kaida wciąż ma się dobrze.
Amerykański periodyk eksponuje problem bezpieczeństwa. Przybywa na świecie radyklanych organizacji islamskich, których członkowie są coraz lepiej wyszkoleni. Wg „FA”, jeszcze nigdy w Europie Zachodniej nie było tylu „doskonale wyszkolonych zabójców,” którzy są w stanie w niezwykle profesjonalny sposób przeprowadzić precyzyjny atak.
Pojawiające się dane sugerują, że zamachowcy musieli mieć plan redakcji, informacje o zasadach organizacji pracy itp. Wiedzieli kto, kiedy i gdzie się pojawiał. Przypuszcza się również, że organizatorzy zamachu wykorzystali umiejętności zdobyte w walce za granicą.
Podobne, na mniejszą skalę ataki miały miejsce we Francji w ciągu ostatnich kilku lat np. zamach Mohammeda Meraha w 2012 roku na szkołę żydowską, czy ubiegłoroczny atak Mehdi Nemmouche’go w żydowskim muzeum. Mężczyzna miał obywatelstwo francuskie i tuż przed zamachem powrócił z Syrii.
„FA” sugeruje, by państwa europejskie skoncentrowały się na wzmocnieniu bezpieczeństwa poprzez zaostrzenie kontroli granicznej i zacieśnienie współpracy wywiadowczej, zwłaszcza dotyczącej wymiany informacji nt. swoich obywateli podróżujących do Syrii i Iraku.
Redakcje zastąpiły karykatury Mahometa materiałami szydzącymi z katolicyzmu
Amerykański portal Newsmax.com pisze, że po ataku na satyryczny magazyn w Paryżu, niektóre media od razu wycofały materiały obraźliwe wobec islamu, zastępując je materiałami obrażającymi uczucia religijne katolików.
Na przykład stacja CNN – zauważył komentator FoxNews, Mark Steyn – relacjonując wydarzenia z Paryża usunęła w pewnym momencie karykaturę Mahometa, zamieszczoną przez magazyn satyryczny. CNN nie zniekształciła wcześniejszego materiału, lecz zastąpiła go inną karykaturą, zamieszczoną w tym samym piśmie, przedstawiającą papieża trzymającego prezerwatywę zamiast Hostii.
Inny komentator, który pojawił się w FoxNews, Bernard Goldberg przypomniał, że w 2005 roku redakcja „The New York Timesa” postanowiła nie publikować duńskich karykatur, bo mogły obrażać muzułmanów, ale zaledwie dzień później gazeta opublikowała wyjątkowo podły materiał, drwiący z Matki Bożej.
„The Christian Science Monitor” z kolei dostrzega podobieństwa pomiędzy zamachem w Paryżu a kontrowersją między firmą Sony i władzami Korei Północnej. Redakcja powołując się na opinie uczonych podkreśla, że rozprzestrzenianie się kultury i idei Zachodu już dawno wywoływały ostry sprzeciw w bardziej konserwatywnych – religijnie, moralnie i politycznie – narodach, które postrzegają idee zachodnie jako zagrożenie. Ich reakcja jednak różni się. Korea Północna zakazała hollywoodzkich filmów i muzyki zachodniej, francuscy muzułmanie z kolei zdecydowali się na bezpośredni atak.
Imad-ad-Dean Ahmad, prezes Instytutu Wolności Minaretów w Bethesda, który promuje islam w USA podkreśla, że w świecie arabskim, satyra, wyśmiewanie się służy do oczerniania i upokarzania innych. Dlatego nie dziwi go taka reakcja francuskich muzułmanów.
Z kolei Sophia McClennen z Penn State’s Center Global Studies przekonuje, że „satyryczny humor wymaga zaawansowanego myślenia”. Wykorzystuje ironię, aby zachęcić publiczność do krytycznego spojrzenia na dany temat. Jej zdaniem, nie każdy jednak jest w stanie zrozumieć żart i docenić intencję „żartownisia”. Dlatego niektórzy rozgniewani ludzie reagują przemocą, nie chcą włączyć się do debaty na drażliwy temat, lecz od razu starają się ją zamknąć.
Europejskie elity wspierają islam i nie zrezygnują z „wielokulturowości”
Komentatorzy gazety „The Washington Times” podkreślają, że francuskie władze już dawno utraciły kontrolę nad tym, co się dzieje w ich kraju. Przybywa stref „no go zone,” gdzie muzułmanie rządzą się własnymi prawami. Francja ma największą populację muzułmanów w Europie, którzy otwarcie głoszą, że w przyszłości na pewno wprowadzą prawo szariatu.
Analityk Gatestone Institute, Soren Kern, który wypowiedział się dla amerykańskiej gazety, autor corocznych raportów o „islamizacji Francji” widzi przyszłość Francji ponuro. Podkreśla, że muzułmanie nie integrują się ze społeczeństwem francuskim i mimo, że są obywatelami francuskimi, tak naprawdę nie mają przyszłości we Francji. Czują się wyobcowani, dlatego radykalny islam jest tak atrakcyjny dla nich. Daje im poczucie sensu w życiu. Kern dodaje, że winne postępującej islamizacji kraju, są same władze, które wspierają islam.
Robert Spencer z JihadWatch.org., zajmującej się monitorowaniem działalności muzułmańskich ekstremistów mówi: – Oni działają bezkarnie, najwyraźniej wiedząc, że władze nie mogą lub nie będą chciały podejmować zdecydowanych kroków, by ich zatrzymać.
Kern z kolei dodaje: – Europa jest zaangażowana w projekt wielokulturowości. Tak więc każdy, kto krytycznie wypowiada się na temat islamu, natychmiast napiętnowany jest jako islamofob lub rasista, czy coś w tym rodzaju. Tak naprawdę nie ma szczerej debaty na temat tego, co dzieje się w Europie, ponieważ europejskie elity za dużo zainwestowały w wielokulturowe społeczeństwo, które próbują budować.
Agnieszka Stelmach