W świetle niedawno ujawnionych przez Michaela Vorisa rewelacji o tym, że obecnie zlaicyzowany Theodore McCarrick mógł być zwerbowany przez sowieckich komunistów, Chuch Militant przeprowadziło rozmowę z dr Julio Loredo, przewodniczącym Włoskiego Towarzystwa Obrony Tradycji, Rodziny i Własności (TFP), ekspertem w dziedzinie teologii wyzwolenia – destrukcyjnej, zakorzenionej w marksizmie teologii, która opanowała Kościół Ameryki Łacińskiej w latach sześćdziesiątych. Loredo koordynował uczestnictwo TFP w milczącym proteście przeciwko „watykańskiej polityce milczenia wokół homoseksualizmu”, zorganizowanym przez sojusz Acies Ordinata.
Church Militant: Dziękujemy za pana uczestnictwo w międzynarodowej koalicji Acies ordinata. O ile mi wiadomo demonstracja była utrzymywana w tajemnicy aż do ostatniej minuty. Czy było to spowodowane możliwością ostrej reakcji? Czy organizacja brała pod uwagę możliwą ingerencję ze strony władz watykańskich, które mogły spróbować przeszkodzić w proteście?
Wesprzyj nas już teraz!
Julio Loredo: To pytanie, które powinien pan zadać prof. Roberto de Mattei albo dr Giuseppe Rusconi, głównym organizatorom demonstracji. Chociaż byłem dobrze poinformowany o niej parę miesięcy wcześniej i nawet pomagałem skoordynować przybycie polskiej i słowackiej delegacji TFP, nie uczestniczyłem w organizacji w Rzymie.
CM: Kiedy dowiedziałem się o demonstracji, nabrałem nadziei, że mogłaby ona zaznaczyć początek śmiałego oporu we Włoszech. Czy myśli pan, że włoscy świeccy zaczną w końcu reagować na moralną słabość dręczącą Kościół? Zaskakujące jest to, że włoscy katolicy nie oburzają się, gdy oglądają męskie prostytutki opisujące w ogólnokrajowej telewizji orgie z udziałem duchowieństwa. Dlaczego Włosi mają tak obojętną postawą wobec tych kwestii? Czy myśli pan, że nasza bliskość do Watykanu mogłaby w rzeczywistości wywołać prawdziwą zmianę, w większym stopniu, niż mogliby to zrobić kiedykolwiek inni katolicy?
JL: Nazwanie tego „początkiem śmiałego oporu we Włoszech” jest mylące. Opór trwa już od jakiegoś czasu. Mogę wspomnieć „Synowski apel do papieża Franciszka” promowany w roku 2015 przez TFP, wsparty przez inne organizacje katolickie, który zebrał niemal milion podpisów. Mogę wspomnieć „Deklarację wierności niezmiennemu nauczaniu Kościoła o małżeństwie i jego nieprzerwanej dyscyplinie” promowaną przez TFP w roku 2016.
Mogę wymienić dwie książki wydane przez włoską TFP krytykujące aspekty pontyfikatu Franciszka: Una revoluzione pastorale (2016) and Cambio di paradigma (2018). Książki te przedstawiono na publicznych konferencjach w całych Włoszech. Mogę wspomnieć moją własną książkę Teologia della liberazione. Un salvagente di piombo per i poveri, opublikowaną w roku 2014 i promowaną przez włoską TFP. Krytykuję w niej mocno skłonność papieża Franciszka do teologii wyzwolenia. Nie wspominając już o bardziej autorytatywnych inicjatywach, jak dubia kardynałów, manifesty biskupa Athanasiusa Schneidera, listy abp. Viganò i tak dalej. Demonstracja w zeszłym tygodniu w Rzymie była jedynie ostatnim aktem z tej serii.
Wspomniawszy o tym, jest oczywiste, że Włosi są raczej apatyczni, jeśli chodzi o stanięcie twarzą w twarz wobec kryzysu w Kościele, w porównaniu do innych narodów. Trudno udzielić wyczerpującego wyjaśnienia, gdyż wymagałoby to uwzględnienie wielu czynników, niektórych psychologicznych, innych socjologicznych. Jednym z powodów są bliskie związki państwa włoskiego i Watykanu. Kościół we Włoszech zasadniczo zależy od państwa.
Stwarza to wśród wyższego duchowieństwa mentalność typu „nie kiwajcie łodzią”, która przenika do księży i wiernych. Typowym przykładem jest aborcja. Włochy to jedyny kraj na świecie, w którym aborcja została wprowadzona przez katolików – w roku 1978. Od tamtej pory włoscy biskupi nieustannie sprzeciwiają się próbom unieważnienia Ustawy nr 194.
W tym rozumieniu pontyfikat papieża Franciszka otworzył wielu oczy. Zaszedł on tak daleko, że w końcu zaczyna się pojawiać jakaś reakcja. Spadek jego uczestnictwa w publicznych audiencjach na placu św. Piotra jest wiele mówiącym znakiem. Mam jedynie nadzieję, że reakcja ta będzie narastać i doprowadzi do ostatecznych konsekwencji. Mam także nadzieję, że nie splami ona czci, jaką powinniśmy mieć dla tronu św. Piotra, która jest transcendentna wobec indywidualnych papieży.
CM: Jest pan ekspertem od teologii wyzwolenia, której wpływ na światowy Kościół jest bardzo niedoceniany, szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę, że wielu katolickich intelektualistów i obserwatorów watykańskich lekceważy potężną siłę teologii wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej. Jakie znaczenie ma teologia wyzwolenia dzisiaj? Jak katolicy powinni ją rozpoznawać i zwalczać?
JL: Ogólne znaczenie teologii wyzwolenia zmniejszyło się po potępieniu jej przez papieża Jana Pawła II w roku 1984, a w szczególności po tym, jak komunistyczna utopia, która nią kierowała, skończyła się katastrofą. Wraz z papieżem Franciszkiem teologia wyzwolenia powróciła. Oficjalnie „weszła do normalnego życia Kościoła” według ówczesnego rzecznika ks. Federico Lombardiego. Ojciec Gustavo Gutiérrez, założyciel teologii wyzwolenia, jest honorowany w Watykanie, tak jak inni przedstawiciele tego nurtu. Leonardo Boff, suspendowany franciszkanin, potępiony przez Jana Pawła II, afiszuje się swoją przyjaźnią z Franciszkiem oraz uczestnictwem w pisaniu encykliki Laudato Si.
Już w roku 1980 na światowym kongresie, jaki odbył się w siedzibie głównej Maryknoll w Nowym Jorku, przedstawiciele teologii wyzwolenia zdecydowali zdystansować się wobec starego marksizmu – utożsamianego z epoką polityczną już się kończącą – i przesunąć w stronę bardziej radykalnych horyzontów.
Tak oto zaczęli oni badać nowe granice rewolucji, mnożąc nowe doktryny, takie jak teologia feministyczna, teologia homoseksualna, teologia czarna, teologia indiańska, teologia ekologiczna i tak dalej. Tak jak uczestniczyli w rewolucji komunistycznej, tak teraz uczestniczą w tych rewolucjach kulturowych, twierdząc, że nadają im „teologiczny” sens i w taki sposób zbierają katolickie wsparcie.
CM: Dwa dni temu Church Militant podał wiadomość, że skompromitowany kard. Theodore McCarrick mógł być potajemnie szkolony przez sowieckich komunistów w Europie w celach infiltracji Kościoła w Stanach Zjednoczonych. Czy mógłby pan wyjaśnić naszym czytelnikom, w tym konkretnym momencie historii Kościoła, jaka jest korelacja pomiędzy teologią wyzwolenia (strategią dezinformacji wykorzystywaną przez KGB dla infiltracji Kościoła katolickiego) a szalejącą akceptacją homoseksualizmu w najwyższych szeregach Kościoła?
JL: Przede wszystkim powiedzmy jasno, że teologia wyzwolenia nie została stworzona przez KGB, pomimo twierdzeń sowieckiego generała Iona Mihaia Pacepy. Jest to rezultat wiekowego procesu, który zaczął się od liberalnego katolicyzmu w XIX wieku, trwał wraz z modernizmem na początku XX wieku, stał się nouvelle theologie w połowie wieku XX i w końcu doprowadził do teologii wyzwolenia w latach sześćdziesiątych XX wieku.
Rewolucyjna infiltracja w Kościele zaczęła się wraz z renesansem, osiągając punkt kulminacyjny w czasie rewolucji francuskiej wraz z tak zwanym „Kościołem Konstytucyjnym”. Nie jest to w żadnej mierze wynalazek KGB.
Sowieccy analitycy faktycznie dostrzegali znaczenie tych rewolucyjnych rozwiązań w Kościele i stworzyli specjalny wydział w Sowieckiej Akademii Nauk po to, aby je promować. Ten wydział działał zarówno wewnątrz katolicyzmu, szczególnie w Ameryce Łacińskiej, jak i wewnątrz protestantyzmu, szczególnie w Światowej Radzie Kościołów.
Jedną z głównych postaci sowieckiej infiltracji w kościołach był obecny patriarcha Moskwy, Cyryl, agent KGB, który swoją drogą wspierał teologię wyzwolenia.
Siłą napędową wszystkich nurtów rewolucyjnych, łącznie z teologią wyzwolenia, jest pragnienie całościowego „wyzwolenia” z wszelkich ograniczeń.
W starym marksizmie oznaczało to wyzwolenie proletariuszy ze starego systemu ucisku stworzonego przez burżuazję. W nowej teologii oznacza to wyzwolenie z każdej sytuacji postrzeganej jako ucisk. W tym szerszym rozumieniu homoseksualista jest „proletariuszem” potrzebującym wyzwolenia. Innymi słowy akceptacja homoseksualizmu i teologia wyzwolenia idą ręka w rękę, jedno i drugie wyrasta z tej samej mentalności rewolucyjnej.
CM: „Last but not least” – chcielibyśmy usłyszeć o pana osobistych spostrzeżeniach na temat szczytu poświęconego nadużyciom seksualnym oraz o tym, jaka jest według pana rola katolickich świeckich w oporze przeciwko wewnętrznemu podkopywaniu moralności katolickiej.
JL: To, że papież musiał zwołać szczyt biskupów, by omówić nadużycia seksualne w Kościele jest już wyraźnym znakiem tego, jak daleko zaszedł kryzys moralny. Bardzo martwi mnie rezultat tego szczytu. Wątpię, że przedstawi jakieś rozwiązanie. Po pierwsze z powodu odmowy zajęcia się przyczyną, którą jest akceptacja homoseksualizmu. Jak można mówić o pedofilii i zamykać oczy na fakt, że ponad 80 procent przypadków pedofilii to epizody homoseksualne?
Po drugie z powodu odmowy podjęcia kwestii korzeni tych wszystkich problemów: mentalności permisywnej wprowadzonej do Kościoła dużo wcześniej przed Soborem Watykańskim II. Jest to mentalność egalitarystyczna i libertariańska, która skaziła wszystko, począwszy od teologii, poprzez zasady moralne, skończywszy na liturgii. Albo zajmiemy się tą mentalnością, proponując zasadnicze nawrócenie – to znaczy zwrot o 180 stopni – albo na zawsze utkniemy w jej następstwach.
Wreszcie, ponieważ dostrzegam pewną niechęć do głoszenia jasno i głośno przeciwieństwa tego całego bałaganu moralnego: czystości. Zakończę przytaczając swobodnie fragment artykułu prof. Plinio Corrêa de Oliveiry:
Aby przywrócić moralność w Kościele konieczne jest przywrócenie w duszach pragnienia powagi, prostoty i umartwienia. Tego i czegoś jeszcze, co można wyrazić jednym słowem – słodkim jak plaster miodu, pachnącym jak lilia, a jednak wybuchowym jak bomba. Tym słowem jest czystość. A tuż za nią postępują jej dwie siostry, nie mniej słodkie, nie mniej układne i z nie mniejszą mocą. Są to dziewictwo i honor.
Dopóki to się nie stanie, jak możemy mieć nadzieję na rozwiązanie obecnej sytuacji?
Źródło: ChurchMilitant.com
Tłum. Jan J. Franczak