„Trzonem modelu świętości Rity były oczywiście wiara i zaufanie Bogu, i równocześnie naturalna wiara i zaufanie sobie w to, że zrealizuje swoje cele. Można powiedzieć w skrócie – parafrazując słynne zdanie św. Ignacego: Rita robiła co w jej mocy, Bóg organizował okoliczności”, mówi Dorota Niedźwiecka, autorka książki pt. „Święta Rita. Wspomożycielka w sprawach trudnych i beznadziejnych”.
Święta Rita to kobieta, która w swoim życiu wycierpiała naprawdę wiele, jednak nigdy się temu cierpieniu nie poddała i nigdy nie dała mu się złamać. Jak to się stało, że była tak „silną” i potrafiła się przeciwstawić męczarniom, jakie zgotowało jej życie?
Wesprzyj nas już teraz!
Tak, św. Rita w swoim życiu doświadczyła wielu trudnych, dramatycznych sytuacji. I obserwując jej reakcje – w aspekcie psychicznym, duchowym, i pod kątem modeli, jakie stosowała – myślę, że możemy się od niej wiele nauczyć. Rita, mimo bolesnych doświadczeń, nigdy nie stała się cierpiętnicą. To, co trudne wykorzystywała, by efektywne zrealizować swój życiowy cel: świętość.
Rozumiem, że podobnie jak św. Maksymilian czy św. Teresa od Dzieciątka Jezus jasno powiedziała sobie, po co chce żyć?
Dokładnie tak. Już jako dziecko zdecydowała, że wszystko w Jej życiu ma prowadzić do jednego celu: świętości. Ten cel mógł brzmieć mniej więcej tak: „Jestem Świętą – czyli po śmierci żyję wiecznie z Chrystusem”.
W jaki sposób go realizowała?
Po pierwsze: pozostawała w dobrej relacji z Bogiem – poprzez modlitwę, sakramenty i inne środki, dane nam przez Kościół. Po drugie: w każdej sytuacji, na ile umiała, „promieniowała” miłością, czyli: patrzyła na ludzi z miłością i robiła rzeczy z postawą miłości. Po trzecie: w pełni realizowała swoje człowieczeństwo, czyli rozwijała talenty i kształtowała cnoty.
Co fascynujące: Rita nie poddawała się problemom – lecz wychodziła naprzeciw nim. Traktowała je jako wyzwania, podejmowała je, znajdowała jak najskuteczniejsze i najlepsze moralnie rozwiązania.
Życie duchowe rozpoczęła już jako dziecko.
Tak, wiemy z przekazów ustnych, że w dzieciństwie dużo czasu spędzała na modlitwie. Dbała o głębię życia duchowego, korzystając z kierownictwa duchowego i rozmów z siostrami z klasztorów Cascii.
Mimo to Bóg nie uchronił jej przed trudnościami…
Myślę, że rolą Boga jest nie tylko chronienie nas. I że często to przecież nie Bóg – lecz my sami urządzamy naszym bliźnim z życia piekło. A Pan Bóg niekiedy pozwala na takie sytuacje – po to, byśmy jako ludzie brali coraz większą odpowiedzialność za organizowanie świata. Byśmy żyli z coraz większy zrozumieniem tego co dzieje się w nas i wokół nas, coraz większą mądrością i coraz bardziej kształtując swój charakter tak – by każdy z nas pomnażał na świecie dobro.
Wróćmy do życia świętej i jej cierpienia.
Rita od dziecka marzyła o tym, że wstąpi do klasztoru. Rodzice nie zgodzili się na to. Nakazali jej wyjść za mąż. To według tamtejszych realiów była najlepsza decyzja: w czasach gdy nie było świadczeń socjalnych ani zwyczaju, by zaopiekować się rodzicami na starość w klasztorze, w ten sposób zabezpieczali sobie schyłek życia, a Ricie zapewniali bezpieczeństwo i opiekę po ich śmierci. Bez względu na zasadność racji, dla Rity to musiało być bardzo trudne. Oznaczało, że nie zrealizuje decyzji dotyczącej bardzo głębokiej, duchowej sfery i którą rozeznała za najlepszą drogę dla swojego życia.
Co wówczas zrobiła św. Rita?
W tym, co robi potem bardzo wyraźnie widać jakie stanowisko zajmuje wobec problemu. Traktuje je jako zadanie. W głowie ma nadal jasno wyznaczony cel: świętość, zmienił się tylko środek do jej realizowania. Rita postanawia realizować ją poprzez bycie dobrą żoną i czyni to konsekwentnie. Na poziomie duchowym realizuje ją przez modlitwę, sakramenty, posty.
Kolejny problem: mąż okazuje się gwałtowny.
Tak: Paolo należał do jednego ze stronnictw politycznych – gibelinów, które walcząc z gwelfami posuwało się do rozbojów, brutalnego znęcania się nad ofiarami, morderstw. Układy pomiędzy tamtejszymi stronnictwami i rodzinami przypominały dzisiejsze układy we włoskiej mafii: mordowano więc skrycie, by uniknąć kary, i chroniono się nawzajem. Ten, kto odmówiłby współpracy byłby automatycznie wykluczony z rodziny.
W tym kontekście pragnienie Rity, by Paolo się nawrócił można by śmiało uznać za nierealne. Gdyby nie to, ze ta dzielna kobieta modlitwą i czynami do niego doprowadziła.
Niestety nie trwało to długo…
Gdy już wydaje się, że małżonkowie mogą wieść szczęśliwe życie – Paolo zostaje zabity, a dwaj synowie umierają. Trudno opisać ból kobiety, która nagle traci wszystkich bliskich. Trudno pewnie wejść we współodczuwanie, i to sobie wyobrazić.
Rita, po okresie żałoby, powraca do życia. Na poziomie duchowym odnajduje rozwiązanie w przebaczeniu. Na poziomie naturalnym szuka nowego sensu. I to, co nie zależało od niej zaczyna postrzegać w nowy sposób – jako szansę, by zrealizować dawno porzucone pragnienie wstąpienia do zakonu. Znów nie pada pod ciosami cierpienia – lecz znajduje rozwiązania.
A gdy przeorysza odmawia przyjęcia, obawiając się zemsty ze strony morderców i niepokojów w klasztorze, w którym zakonnicami były kobiety z obu walczących ze sobą rodów: dokonuje rzeczy niemożliwej: doprowadza do pojednania obu stron.
To chyba najtrudniejsze zadanie w życiu Rity?
Myślę, że tak. Chodziło już nie tylko o zmianę siebie samej czy przekonanie jednej czy kilka najbliższych osób, ale o przekonanie kilkunastu osób z obu zwaśnionych stron. W dodatku takich, które ukrywają swój czyn – czyli de facto chodziło o to, by najpierw skłoniła morderców do ujawnienia się wobec świadków. Nakłonić ich do podpisania dokumentu – przysięgą pokoju, który – gdyby został złamany – ich nazwiska zostałyby ujawnione a oni w społeczności ogłoszeni zdrajcami.
Rita miała więc za zadanie przekonać kilkanaście osób o różnym charakterze, w różny sposób usprawiedliwiający swój czyn, uciekających od przyznania się i odpowiedzialności. Trudno powiedzieć ile razy musiała ich odwiedzać, ile rozmawiać, jakich umiejętności negocjacyjnych (jej ojciec był negocjatorem) użyć. I z jakim zaufaniem się modlić.
Jej działanie we współdziałaniu z Bogiem który zorganizował okoliczności, przyniosło efekt św. Rita została zakonnicą.
Czy działalność świętej Rity stanowi „model klasycznej duchowości”?
Na pewno możemy potraktować go jako jeden z wielu modeli, dostępnych nam jako inspiracja w Kościele katolickim. Każdy Święty proponuje swój model, a my korzystając z inspiracji, i na bazie naszych specyficznych cech i doświadczeń, jesteśmy powołani do kształtowania właściwy dla mnie modelu świętości. Trzonem „modelu” świętości Rity były oczywiście wiara i zaufanie Bogu, i równocześnie naturalna wiara i zaufanie sobie w to, że zrealizuje swoje cele. Można powiedzieć w skrócie – parafrazując słynne zdanie św. Ignacego: Rita robiła co w jej mocy, Bóg organizował okoliczności.
Czy można zatem powiedzieć, że święta Rita wyszła na przeciw średniowiecznemu „wzorowi świętego”, nie dążąc do zbawienie przez cierpienie, tylko pomimo cierpienia?
Na pewno w modelu zakonnym podejścia do świętości, realizowała to, jak teologia średniowiecza postrzegała cierpienie. Natomiast doskonale także rozumiała, że świeccy mają inne zadania i inaczej realizują świętość niż osoby duchowne. Uważam, że Rita w mądry sposób realizowała „świecką świętość”: jak Hiob nie generowała cierpienia, nie zamykała się, w cierpiętnictwie, nie brała na ramiona krzyża – którego niesienie nie należało do niej. Natomiast podejmowała te trudności – które spotykała na drodze swojego życia i których uniknąć się nie dało. Podejmowała jak Hiob z wiarą i zaufaniem – że Bóg wie, co robi i że te wydarzenia czemuś dobremu służą. A z czasem – świadomie odkrywając jaki może być ich pozytywny cel.
Który cud uzyskany za wstawiennictwem świętej Rity uważa Pani za najpiękniejszy?
Może odpowiem bardziej na pytanie: który mi osobiście jest najbliższy. Opowiem o cudzie, którego dwa lata temu doświadczyli moi dobrzy znajomi: Kasia i Piotr. Kasia była w połowie ciąży (4,5 mies.), gdy lekarz powiedział jej, że mięsień macicy w miejscu, gdzie miała robione cesarki rozchodzi się. Tam, gdzie tkanka powinna mieć kilka cm, on podczas USG zmierzył, że ma zaledwie 1 mm. „Może być tak, że macica nie wytrzyma ciśnienia i pęknie. Wtedy będzie potrzebna jest jak najszybsza interwencja: żeby ratować życie matki. Dziecka prawie na pewno nie da się uratować” – taki był najgorszy scenariusz. Kasia mogła osierocić pozostałą trójkę dzieci…
Wspomina, że gdy tylko po tej wizycie wsiadła do samochodu, na myśl przyszło jej, aby modlić się do św. Rity. Do dziś zastanawia się, dlaczego nie do św. Judy Tadeusza, którego znała bardziej ani do żadnego innego świętego. „Jestem przekonana – chociaż trudno to wyjaśnić racjonalnie – że to była inicjatywa św. Rity” – mówi.
Kasia donosiła ciążę do terminu. Urodziła na początku listopada 2015 roku. Na początku grudnia ochrzcili dziewczynkę – dając jej imię Rita.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Kolanek
Książkę Doroty Niedźwieckiej możesz zamówić tutaj: