Czy według Boskiego zamysłu Chrystus ma panować jedynie duchowo w sercach swoich wiernych, czy też wszystkie ludzkie instytucje, na czele z państwem, mają obowiązek przyjęcia Jego powszechnego królowania? Te zagadnienia bez wątpliwości wyjaśnia Magisterium Kościoła. Pozostaje jednak pytanie: kiedy powinniśmy obchodzić święto Chrystusa Króla – w ostatnią niedzielę roku liturgicznego, pod koniec listopada, czy też w ostatnią niedzielę października?
Święto Chrystusa Króla ustanowił papież Pius XI. Posłużyła temu encyklika Quas primas z 1925 roku, w której zawarty został syntetyczny wykład katolickiego nauczania na temat powszechnego i społecznego panowania Jezusa Chrystusa nad całym stworzeniem. Papież przypominał na podstawie Pisma Świętego i Tradycji, że nie istnieje żaden dualizm pomiędzy obowiązkami jednostki i zbiorowości, dlatego nikt – ani poszczególny człowiek, ani władca, ani parlament, ani jakiekolwiek ludzkie stowarzyszenie – nie ma prawa odmawiać posłuszeństwa Bożemu prawu i samemu Chrystusowi jako Królowi świata.
Ostatnia niedziela października jako symbol trojakiej natury Kościoła
Wesprzyj nas już teraz!
Nowe święto w kalendarzu liturgicznym miało być odpowiedzią na kolejne fale Rewolucji, które przetaczały się przez świat, niosąc z sobą niszczycielski ogień laicyzacji według naczelnego postulatu sekty masońskiej, który w największym skrócie brzmiał: wypchnąć Kościół do kruchty, a więc wyrugować jego wpływ na życie publiczne – uczynić wiarę „sprawą prywatną”.
„Dla przeciwstawienia się laicyzmowi początków XX wieku papież ustanowił nowe święto, uroczystość Jezusa Chrystusa Króla, aby wyraźnie podkreślić religijne obowiązki wszystkich ludzi. Święto to miało być odtąd obchodzone w ostatnią niedzielę października, blisko uroczystości Wszystkich Świętych (1 listopada) i dnia zadusznego, czyli wspomnienia wiernych zmarłych (2 listopada)” – pisze prof. Marcin Karas w książce Z dziejów Kościoła. Ciągłość i zmiana w Kościele rzymskokatolickim w XIX i XX wieku. Sama data, jak pokazuje geneza święta i intencja jego inicjatora, nie była przypadkowa. „W ten sposób w liturgii wyrażać się miało nauczanie katolickie o głębokiej więzi pomiędzy trzema częściami Kościoła: walczącym na ziemi pod władzą papieży w ramach katolickiego porządku społecznego, cierpiącym w czyśćcu, oczekującym wstawiennictwa wiernych dla zbawienia, i triumfującym w niebie, który tworzą wszyscy święci” – tłumaczy profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przy okazji wywołanego na nowo przez papieża Franciszka sporu o Mszę Świętą, mieliśmy okazję, by odświeżyć rozumienie zasady lex orandi, lex credendi, wskazującej, że sposób, w jaki oddajemy cześć Bogu, ma bezpośredni i niezaprzeczalny wpływ na „jakość” naszej wiary. Podobnie rzecz ma się ze świętem Chrystusa Króla, nie bez powodu ustanowionym właśnie na koniec października i tak obchodzonym w „trydenckim” kalendarzu.
Ma to znaczenie dla wykładu wiary, gdyż intencją naszej Matki Kościoła było przypomnienie wiernym o jej naturze w sposób spójny i skondensowany – podczas trzech następujących po sobie i powiązanych ze sobą świąt. Ma to też – w sposób naturalny – znaczenie dla przeżywania wiary i dla umacniania prawd wiary w wiernych przez duchowieństwo, którego tradycyjnie pojętym obowiązkiem było przede wszystkim budowanie w swojej trzodzie przywiązania do wiary i jej zrozumienia.
Czy listopad to dobry termin na święto Chrystusa Króla?
Wraz z rewolucją liturgiczną Pawła VI, wskutek której zostały wprowadzone nowa Msza i nowy kalendarz liturgiczny, święto Chrystusa Króla z jakiegoś powodu zostało przeniesione na ostatnią niedzielę roku liturgicznego (przypada ona między 20-26 listopada). Tak jak wiele rzeczy w życiu Kościoła, tak też układ świąt ma w tym wypadku znaczenie symboliczne. Zmiana pozornie mała, bo niespełna o miesiąc, jest tu jednak niezmiernie istotna. Dlaczego? Choćby dlatego, że – o czym, patrząc na pierwszy rzut oka, możemy nie pamiętać – kalendarz liturgiczny nie pokrywa się z kalendarzem świeckim! A więc „wyrzucenie” święta Chrystusa Króla to nie zmiana „o miesiąc”, lecz zmiana totalna – ponieważ wskutek „reformy” wylądowało ono… na samym końcu kalendarza liturgicznego.
Ktoś powie, że dzielę włos na czworo – a jednak, przeżywanie wiary to również owe imponderabilia, rzeczy pozornie mało ważne, lecz dotykające samej istoty wiary. Kościół przemawia do nas poprzez symbolikę, tak jak Pan Jezus chętnie używał alegorii – jeżeli zignorujemy ten specyficzny język, którym zwraca się do nas Kościół, jeżeli zmienimy określony układ „komunikacji” Świętego Magisterium, to zaburzamy tym samym tok naszego rozumienia i podkopujemy powagę poszczególnych prawd wiary.
Ale czy rzecz jest tylko w dacie? Posłuchajmy Piusa XI: „Błądziłby zresztą bardzo, kto odmawiałby Chrystusowi, jako Człowiekowi, władzy nad jakimikolwiek sprawami doczesnymi, gdyż Chrystus otrzymał od Ojca nieograniczone prawo nad wszystkim, co stworzone, tak, iż wszystko poddane jest Jego woli. (…) Tak więc Królestwo Odkupiciela naszego obejmuje wszystkich ludzi – jak o tym mówi nieśmiertelnej pamięci Poprzednik nasz, Leon XIII, którego słowa chętnie tu przytaczamy: «Panowanie Jego mianowicie nie rozciąga się tylko na same narody katolickie lub na tych jedynie, którzy przez przyjęcie chrztu według prawa do Kościoła należą, chociaż ich błędne mniemania sprowadziły na bezdroża albo niezgoda od miłości oddzieliła, lecz panowanie Jego obejmuje także wszystkich niechrześcijan, tak, iż najprawdziwiej cały ród ludzki podlega władzy Jezusa Chrystusa». I wszystko jedno, czy jednostki, czy rodziny, czy państwa, gdyż ludzie w społeczeństwa zjednoczeni nie mniej podlegają władzy Chrystusa jak jednostki”.
Posoborowa praktyka „dialogu ze światem” potwierdza, że nie chodzi tylko szczegóły i jest najlepszym argumentem przeciwko posądzeniu w tym względzie o przesadę. Wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie: kiedy ostatnio słyszeliśmy z ust papieży takie słowa, jakie podkreślali cytowani wyżej Namiestnicy Chrystusa? Czy któryś z ostatnich papieży wydał jakikolwiek dokument mówiący o bezwzględnym (nie uzależnionym od momentu dziejowego) obowiązku podporządkowania się całego stworzenia (w tym prawodawstwa, parlamentów i głów państw) pod słodkie jarzmo Jezusa Chrystusa Króla? Cała narracja aggiornamento, z jej „słuchaniem świata” i „nienarzucaniem” światu prawdy, której depozytariuszem jest Kościół Chrystusowy, pokazuje jasno, że nauka o społecznym panowaniu Chrystusa Króla została usunięta nie tylko z precyzyjnie obranego dla niej miejsca w roku liturgicznym, ale także z oficjalnego nauczania katolickiej hierarchii.
Zresztą, jak mówimy o symbolice, to nie bez znaczenia pozostaje fakt, że to właśnie Paweł VI był ostatnim papieżem, który po wyborze na Tron Piotrowy był koronowany tiarą, a sama korona wyobrażająca władzę papieską trafiła z jego rąk na aukcję charytatywną…
Dlatego miejmy w pamięci gorliwość, z jaką papieże zabiegali o uszanowanie przez świat – a przynajmniej o pielęgnowanie przez Kościół – prawdy na temat powszechnego panowania Chrystusa Króla, kiedy ktoś będzie nam mówił, że to „w sumie bez różnicy”, że „zmiana niewielka” i że… „to tylko miesiąc”.
Filip Obara