14 lipca 2023

Święto demokracji zbudowanej na ludobójstwie. Prawdziwe oblicze rewolucji francuskiej

(Alte Nationalgalerie, Public domain, via Wikimedia Commons)

Jeszcze do niedawna w historiografii funkcjonowało pojęcie Wielka Rewolucja Francuska Burżuazyjna. Podkreślam – REWOLUCJA BURŻUAZYJNA, czyli przeprowadzona przez jedną warstwę społeczną i w jej interesie. Jeżeli sięgniemy do nieco starszych opracowań historycznych, to zobaczymy tam dosyć wyraźne dookreślenie, że nie była to rewolucja w imieniu całego ludu czy narodu. Nie! Była to rewolucja przeprowadzona przez warstwy, które się czuły upośledzone. Była to walka bogatej – lecz upośledzonej prawnie – burżuazji francuskiej z uprzywilejowaną arystokracją – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Tomasz Panfil, główny specjalista Biura Edukacji Narodowej IPN.

Według dominujących ośrodków medialnych, politycznych, akademickich etc. rewolucja francuska dała początek nowoczesnej demokracji. Czy aby na pewno tak było? Czy system stworzony przez rewolucjonistów był demokracją, czy może bardziej jakąś patologią demokracji? Czy władza trafiła w ręce ludu?

Wszystko zależy od tego jak się definiuje lud, jak się definiuje naród. To nie są pojęcia stałe, tylko zmienne w czasie. Proszę pamiętać, że w Polsce de facto od końca XV w. mieliśmy pojęcie narodu szlacheckiego, co oznacza, że w Polsce mieliśmy prawdziwą demokrację, bo CAŁY NARÓD brał udział w sprawowaniu władzy, tyle tylko, że pod pojęciem narodu rozumiano wówczas wyłącznie szlachtę. Wszystko więc zależy od tego, jak się zdefiniuje grupę, która zostanie nazwana ludem bądź narodem.

Wesprzyj nas już teraz!

Natomiast mówiąc o rewolucji francuskiej i demokracji – to są dwa pojęcia absolutnie ze sobą sprzeczne. Albo rządzi lud, albo mamy rewolucję. Rewolucje, jak uczy nas doświadczenie historyczne właśnie od czasów rewolucji francuskiej, a skończywszy na rewolucjach XX-wiecznych, bardzo rzadko rewolucje były przeprowadzane przez lud. Rewolucje nie były wyrazem, przejawem demokracji, czyli swobodnie wyrażanej woli ludu. Najczęściej rewolucji dokonywali ci, którzy mieli w tym interes.

Rewolucji dokonuje zazwyczaj jedna grupa ludzi. Jeszcze do niedawna w historiografii funkcjonowało pojęcie Wielka Rewolucja Francuska Burżuazyjna. Podkreślam – REWOLUCJA BURŻUAZYJNA, czyli przeprowadzona przez jedną warstwę społeczną i w jej interesie. Jeżeli sięgniemy do nieco starszych opracowań historycznych, to zobaczymy tam dosyć wyraźne dookreślenie, że nie była to rewolucja w imieniu całego ludu czy narodu. Nie! Była to rewolucja przeprowadzona przez warstwy, które się czuły upośledzone. Była to walka bogatej – lecz upośledzonej prawnie – burżuazji francuskiej z uprzywilejowaną arystokracją.

Rewolucje burżuazyjne są charakterystyczne dla procesów społecznych zachodzących od końca wieku XVIII -z wyjątkiem Anglii, która swoistą rewolucję burżuazyjną przeprowadziła o stulecie wcześniej . Wiek XIX, czyli okres od lat 20-tych po lata 60-te (z kulminacją „Wiosny Ludów”), to także są rewolucje, które wznieca czy finansuje burżuazja w swoim własnym interesie. Nie jest tak bowiem, że burżuazja chce uwłaszczenia chłopów. Burżuazja nie występuje w interesach innych grup, czy warstw społecznych. Burżuazja występuje wyłącznie w interesie własnym. Oczywiście jeśli interes burżuazji wymaga wsparcia dążeń innych warstw, to takie taktyczne posunięcia się pojawiają – na przykład w Królestwie Polskim w okresie odwilży posewastopolskiej.

Następny etap, to rewolucje proletariackie. Pojawia się kolejna warstwa, czy też używając terminologii marksistowskiej „klasa” społeczna, czyli właśnie proletariat. Co ważne – wcześniej tej warstwy/klasy nie było. Proletariat wykształca się dopiero w wyniku rewolucji burżuazyjnej, kiedy zmienia się układ społeczny, burżuazja zyskuje większe możliwości, tworzy przemysł, a w wyniku tego pojawia się warstwa robotnicza, która z kolei staje się kolejną warstwą upośledzoną, uciskaną, dyskryminowaną prawnie i to ona zaczyna kontestować istniejący porządek społeczny.

Nie jest tak, że mamy jeden typ rewolucji. Nie jest też tak, że istnieje rewolucja demokratyczna. Po prostu nie ma czegoś takiego. Zawsze jest jakaś grupa, która występuje przeciwko innej grupie społecznej, a potem role się odwracają. Zawsze musi być jakaś grupa uciskana. To co obserwujemy dzisiaj to także jest rewolucja przeprowadzana przez tych, którzy się czują w obowiązku zmieniać porządek społeczny. Oni też musieli sobie znaleźć jakąś grupę, która też wedle nich jest uciskana, mniejszościowa, upośledzona pod względem prawnym. Znaleźli więc sobie LGBT i dlatego występują w imieniu tej rzekomo upośledzonej grupy społecznej i w imię fałszywie ujmowanej równości próbują dokonać przemodelowania nawet nie tyle ustroju, co struktury społecznej. Jest to jednak dokładnie ten sam schemat jak w poprzednich rewolucjach.

Wywołany przez Pana profesora termin Wielka Rewolucja Francuska Burżuazyjna ja również pamiętam z moich podręczników do historii ze szkoły podstawowej, czyli z lat 90. Dlaczego teraz powszechnie używa się jedynie dwóch słów – rewolucja francuska?

Ponieważ termin Wielka Rewolucja Francuska Burżuazyjna jest nazbyt precyzyjny. On opisuje prawdziwą istotę tego, co działo się pod koniec XVIII wieku nad Sekwaną, że było to działanie społeczne środkami prawnymi i pozaprawnymi prowadzone w interesie jednej z grup społecznych i w dodatku przeciwko innej.

Rewolucje nie są działaniami ideowymi. Nawet jeśli jakaś idea pojawia się w początkach ruchu rewolucyjnego, to potem z reguły przeradza się w ideologię głoszącą, że jest grupa uciskana, że trzeba zapewnić równość albo przechwycić i redystrybuować wartość dodaną, wprowadzić równość prawną etc. W zależności od mądrości etapu pojawiają się różne hasła i postulaty, natomiast nie ma wątpliwości, że rewolucja (będę to cały czas powtarzał) jest to działanie jednej grupy społecznej przeciwko drugiej. Interes ogółu jest wygodnym hasłem propagandowym i rekrutacyjnym.

Zawodowi rewolucjoniści, którzy z tego żyją, dla których rewolucja jest treścią życia zawsze znajdą sobie jakąś grupę, w interesie której będą występować. Lenin występował rzekomo w interesie proletariatu, przy czym łatwo zdemaskować prawdziwy charakter przewrotu leninowskiego, bo przecież on dokonał zamachu stanu w Rosji za niemieckie pieniądze i w interesie teoretycznie robotników niemieckich, a w rzeczywistości dla wypróbowania w praktyce teorii Marksa i Engelsa.

Jak to w związku z tym jest, że to właśnie rewolucja francuska jest obecnie przedstawiana jako zwycięstwo demokracji i wszystkich związanych z nią haseł typu „praworządność”, „rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości” etc.?

Chce Pan rozmawiać o faktach, czy o propagandzie?

Dlaczego o propagandzie? Przecież chociażby hasła, które przywołałem działają i dzisiaj. Wypaczone, spatologizowane, ale działają…

Sam Pan zauważył, że narracja na temat rewolucji francuskiej zmieniła się. Jeszcze w latach 90. mówiono o rewolucji burżuazyjnej. Dzisiaj nikt tego pojęcia poza nielicznymi nie używa. Dominuje narracja o wielkiej rewolucji w interesie równości wszystkich ludzi.
Swoją drogą, proszę zauważyć, że dyskretnym milczeniem pomija się seksistowski – tu przechodzę na współczesną terminologię – charakter rewolucji francuskiej. Przecież tam hasłem było Fraternite – Braterstwo, a nie siostrzeństwo, prawda?

Nie ma mowy o siostrzeństwie, bo nikomu z rewolucjonistów francuskich nawet do głowy nie przyszło, żeby się upominać o jakiekolwiek prawa kobiet. Gdzie tu więc demokracja, gdzie równość, skoro pomija się połowę ludu? Zresztą owo Braterstwo pojawiło się dopiero w późniejszym okresie rewolucji. Jej pierwotnym hasłem było Wolność-Równość-Własność. Własność to konkret, Braterstwo to slogan propagandowy.

Hasła „siostrzeństwa” pojawiają się za to obecnie…

No właśnie… Kobiety pełnię praw obywatelskich uzyskały rzeczywiście bardzo późno. Na początku XX wieku nadały je państwa, które na serio myślały o demokracji, a więc Polska, Dania, Czechosłowacja etc. Z kolei w tych państwach, które głównie szermowały pięknymi hasłami, kobiety uzyskiwały prawa dużo później. W takiej Francji na przykład w roku 1944, a i to tylko dlatego, że zażądali tego Amerykanie. W demokratycznej Szwajcarii kobiety w ostatnim z kantonów zyskały prawa w latach 90.

Jaki system w związku z tym stworzyła Wielka Rewolucja Francuska Burżuazyjna? Jeśli nie była to demokracja, to co? Tyrania ekspertów?

Tyrania ekspertów to stosunkowo świeży termin, który niestety też wprowadza ludzi w błąd, ponieważ ekspertami w dzisiejszych czasach zostają ludzie obdarzeni największą dozą tupetu. Nie wiedzy, tylko tupetu. Ekspertem jest ten, który głośniej krzyczy i w elokwentny sposób nie daje dojść przeciwnikom do głosu. Ekspertem nie jest ten, który ma rzeczowe argumenty, bo te dzisiaj są reliktem przeszłości. Twitter na takie coś nie pozwala. Nie da się sformułować sensownego argumentu na 160 znakach, ale obelgę już tak.

Większość ludzi stosuje najważniejsze zasady demokracji w życiu codziennym. Jeśli ktoś chce kupić lodówkę, to otwiera sobie na ekranie komputera lub smartfona jedno, drugie, trzecie, kolejne okienko i porównuje klasę energetyczną, pojemność, wielkość, cena, dostawa etc. Człowiek porównuje i dokonuje wyboru, ponieważ posiada wszystkie potrzebne informacje, których potrzebuje.

W ustroju politycznym nie mamy takiego komfortu. Jeszcze do niedawna na plakatach wyborczych była szczątkowa informacja, że kandydat jest za tym bądź przeciwko temu. Natomiast obecnie na plakatach jest imię, nazwisko, numer i upiększony wizerunek kandydata. Jeśli trafi się jakieś hasło, to brzmi ono: „Polska dla wszystkich”, „Oby żyło się lepiej”, „Nie bój się jutra”, „Człowiek jest najważniejszy” etc. To nie jest informacja! Nie jesteśmy w stanie dokonać wyboru, ponieważ tak naprawdę nie wiemy nic o tych kandydatach.

Istotą demokracji jest wybór. Dobry wybór wymaga informacji. Jeśli nie mamy informacji to dokonujemy złych wyborów. To jedno z podstawowych praw logiki: z fałszywych przesłanek nie można dojść do prawdziwego wniosku, no chyba że przypadkiem. I taka jest aktualnie demokracja – mamy ograniczone możliwości wyboru, bo niewiele wiemy o tym, kogo wybieramy. Przychodzi dzień wyborczy, głosujemy na jednego kandydata, a potem okazuje się, że w rzeczywistości wybraliśmy kogoś zupełnie innego. Że zagłosowaliśmy na jednego człowieka, a z listy wchodzi dwóch innych, o których kompletnie nic nie wiemy.

Co to ma wspólnego z demokracją, czyli racjonalnym wyborem opartym na informacji?

To jest jednak problem współczesności. W rewolucji francuskiej tego nie było, bo była to rewolucja. Rewolucja nie polega na wyborach, tylko na wyłonieniu się samozwańczej grupy przywódczej. Rewolucjonistów nikt nie wybiera, oni się sami wybierają. Oni mówią jak Marianna Schreiber „MAM DOŚĆ” i maszerują do miejsca, które jest w zasięgu ich marszu. Dla jednych będzie to Wersal, dla innych Pałac Zimowy, dla kolejnych Kapitol etc. Rewolucjoniści maszerują po władzę. Oni wcale nie chcą nam dawać jakiegokolwiek wyboru. Oni mówią: MASZ WYBRAĆ MNIE. Możemy sięgnąć do samych początków demokracji. Czytelnicy PCh24 na pewno wiedzą, co mam na myśli…

Demokratyczne skazanie na śmierć Pana Jezusa i Sokratesa…

Tak jest. I tu widzimy grzech pierworodny i immanentną skazę demokracji. Problem polega na tym, że skazanie na śmierć Pana Jezusa i Sokratesa było oparte o kłamstwa. Ci, którzy skazywali na śmierć Greka dostali fałszywy przekaz, że ten demoralizuje młodzież. Z kolei Ci, którzy skazali na śmierć Pana Jezusa dostali przekaz, że oto jest Ten, który chce zniszczyć świątynię, że jest uzurpatorskim królem żydowskim. Wychodząc z fałszywych przesłanego dokonano w obu przypadkach fatalnych wyborów, Barabasza zamiast Chrystusa. I taka jest właśnie demokracja. Zresztą w Atenach prawo głosu miało ok. 3 proc. populacji. Gdzie tu demokracja?

Dysponenci propagandy karmią nas fałszywymi informacjami licząc na to, że dokonamy wyborów korzystnych dla nich, a niekorzystnych dla nas. W wyniku rozmaitych manipulacji może się na przykład okazać, że „demokratycznie” wybieramy plutokrację, czyli najbogatszych – tych, których stać na dużo plakatów, albo wykupienie czasu antenowego. Jedno jest pewne – na pewno nie wybieramy merytokracji, czyli tych, którzy mają rację i rzeczowe argumenty, bo im najtrudniej się przebić. Znacznie łatwiej bowiem krzyknąć hasło, które kryje się za ośmioma gwiazdkami niż mówić racjonalnie, długo i nudnie na temat tego, co należy zrobić. Merytokracja byłaby więc formą rządów najbliższą duchowi demokratycznemu, ale i najtrudniejszą, bo prawdziwy ekspert, który się zna na ekonomii, na zawiłościach polityki międzynarodowej, górnictwa etc. nigdy nie dotrze do elektoratu, bo elektorat nigdy go nie zrozumie.

Ekspert dlatego jest ekspertem, że ma ponadprzeciętną wiedzę na dany temat. Ci, którzy wiedzą mniej nie są w stanie ocenić jego wiedzy, więc wybierają tych, którzy ładniej wyglądają na plakatach, bądź głośniej krzyczą. Nie ma to jednak nic wspólnego z demokracją. Jest to kierowanie się fałszywymi przesłankami, dające w efekcie złe wybory niszczące w efekcie demokrację.

Jest jeszcze jedna postawa, która niszczy demokrację, którą swego czasu promowała największa partia opozycyjna w Polsce, czyli hasło „Jesteśmy mniejszym złem”. Czyli co? Namawiają nas do tego, żebyśmy wybierali zło… Dziękuję za taką demokrację…

Jeżeli aktem państwowo twórczym poprzez wrzucenie głosu do urny ma być wybór zła, to bardzo źle świadczy o ustroju. W dodatku nasza obecnie panująca ordynacja wyborcza ogranicza naszą demokrację i to bardzo poważnie. Podam przykład: w wyborach samorządowych, kiedy wybieramy np. prezydentów miast – idziemy na wybory, dostajemy kartę, na której są dwa nazwiska. Wiemy, że jeden z kandydatów znęca się nad żoną, a drugi głodzi swego psa. I co? I musimy któregoś wybrać.

Nie mamy możliwości odrzucenia obu, bo wtedy nasz głos jest nieważny. A przecież wstrzymanie się od dokonania wyboru też jest wyborem opartym na racjonalnych przesłankach – odrzucamy obu kandydatów. Natomiast obowiązujące w Polsce prawo traktuje nasz głos, jako głos nieważny. To nie jest demokracja. To jest zmuszanie do wyboru „mniejszego zła”. Ktoś powie: ok – wybiorę tego, kto głodzi psa, bo znęcanie się nad zwierzęciem jest mniejszym złem niż znęcanie się nad człowiekiem?

Dla jednych tak, dla innych nie…

Dokładnie. Wpadliśmy w pułapkę nazwaną demokracją, która zmusza nas do dokonania złego, fałszywego, nieracjonalnego wyboru. Ewentualnie system mówi: no trudno – twój głos jest nieważny. Wracając jeszcze na koniec do rewolucji francuskiej: ówczesnymi demokratami byli Wandejczycy.

Wandejczycy?

Tak! Wandejczycy odrzucali próbę wprowadzenia dyktatury rewolucyjnej! Wandejczycy mówili: My chcemy żyć po staremu! My nadal chcemy chodzić do swoich Kościołów! My nadal chcemy witać się słowami „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. My nadal chcemy mieć króla!
Wandejczycy dokonywali demokratycznego wyboru jednej z opcji naiwnie sądząc, że jest możliwa demokracja w warunkach rewolucji, że mają możliwość wyboru. Rewolucja nie pozwala jednak na żaden wybór. Przepraszam – rewolucyjny wybór brzmi: albo głosujesz na nas, albo jesteś wrogiem rewolucji. Jeśli zaś jesteś wrogiem rewolucji, to czeka na ciebie obywatelka gilotyna, utopienie, spalenie, rozstrzelanie, zrównanie z ziemią twojego domu i wycięcie w pień winnicy. Tak właśnie postąpiła rewolucja francuska z Wandeą.

Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij