Jam jest światłością świata (J 8, 12), Jam prawdą (J 14, 6), – tak mówi Chrystus Pan do całej ludzkości. Przed Jego przyjściem ciemno było na ziemi, bo człowiek w słabym świetle rozumu nie mógł dobrze poznać ni Boga, ni siebie, pozostałe zaś promyki pierwotnego objawienia ginęły prawie w pomroce błędu. Lecz oto „w pełności wieków” przychodzi Światłość na ziemię. Jest nią Słowo, które od wieków było u Boga, jako Jednorodzony Syn Boży, a które w czasie stało się ciałem i mieszkało między nami, pełne łaski i prawdy (J 1, 14). To Słowo Wcielone, czyli Jezus Chrystus, jest – według słów św. Bonawentury – jakby lampą zawieszoną nad światem i ciągle płonącą, której oliwą Jego Bóstwo, a naczyniem człowieczeństwo; Ono bowiem przyniosło ludziom światło objawienia, czyli prawdę nadprzyrodzoną którą złożyło pod strażą Kościoła uczącego.
Ta prawda jest iście Boską i nieomylną, bo wyszła z ust Mądrości Najwyższej, bo ją głosi Kościół, który jest „filarem i utwierdzeniem prawdy”. Ta prawda jest doskonałą i niezmienną, iż z niej nic ująć, nic do niej dodać nie można. Ta prawda jest wszechstronną i powszechną iż na kształt słońca oświeca doliny i szczyty, prostaczków i mędrców. Ta prawda, co do swej treści, jest na pół jasną a na pół ciemną, podobnie jak ów obłok, co wiódł Izraela przez puszczę; daje ona tyle światła, ile duch ludzki nawet objąć nie zdoła, ale ma też tajemnice i dla geniuszów niedostępne, bo niemożebna, aby mały strumyczek zmieścił w sobie bezbrzeżny ocean. Ta prawda, przyjęta przez wiarę, rozszerza dziwnie widnokrąg rozumu; a jako astronom stojący na wysokiej górze, widzi przez dalowid gwiazdy, których gołym okiem nie dostrzeże, tak wierzący chrześcijanin w świetle wiary poznaje to, czego mądrość wszystkich filozofów odkryć nie zdołała. Nie dziw więc, że za tym światłem wzdychał sam wielki ich książę, Platon, i oczekiwał Objawienia jakby bezpiecznego statku, który by nas przewiózł przez morze błędów. O, gdyby on teraz powstał z grobu i przeczytał nasz katechizm, jakżeby głęboko uczcił Tego, który sam jeden mógł powiedzieć: Jam światłością świata.
Nauka tej Światłości, głoszona przez Kościół, oświeciła wszystkie umysły, które ją przyjęły, sprowadziła na ziemię nowy zasób prawd, ucywilizowała ciemne i dzikie ludy, dała potężny wzrost naukom, otworzyła bogate źródła oświaty chrześcijańskiej, z której ludzkość dotąd czerpie. Jakoż wieki żyły tą nauką, i dopiero od stu przeszło lat pokusili się fałszywi mędrcy, z większym niż pierw zuchwalstwem, o zagaszenie światła Objawienia, chcąc je zastąpić światłem rozumu i nauki. Co gorsza, powstały tajne lub jawne związki, mające za jedyny cel walkę z religią katolicką, nazwaną przez nich ciemnotą i przesądem. Niestety, ich robota nie jest bezowocną. Przy pomocy złych praw, złych szkół, złych książek i dzienników, udało się im zgasić lub przyćmić światło wiary w wielu umysłach, czym rozzuchwaleni radzi by wyrugować prawdę Bożą z prawodawstwa, z polityki, z wychowania publicznego i z życia rodzinnego, by w ten sposób odchrześcijanić – jak mówią – społeczeństwo i cofnąć je wstecz do pogaństwa.
Wesprzyj nas już teraz!
Ale też za to coraz ciemniej na świecie, bo nie tylko mniej wiary, ale i mniej zdrowego rozumu, a natomiast coraz więcej potwornych błędów lub ponurego zwątpienia. […] Najmilsi. W społeczeństwie polskim jest jeszcze, dzięki Bogu, bogaty zapas wiary […]. Ponieważ jednak złe prądy wieku wszędzie się wciskają, przeto i wśród nas można spotkać ludzi, którzy sobie lekceważą światło Objawienia, sądząc, że im światło rozumu i nauki wystarczy. […]
O, jakże odmienne drogi do światła wskazali nam dawni mistrzowie, a przede wszystkim św. Jan Kanty. Cenił on należycie światło rozumu i nauki, bo wszakże był jednym z celniejszych mistrzów filozofii, ale zarazem w pokorze ducha uznawał potrzebę światła Objawienia i starał się nabyć „umiejętności świętych”, do której kluczem jest żywa wiara; a tak godząc wiedzę z wiarą, stał się prawdziwym mędrcem chrześcijańskim. Pomny słów Zbawiciela: Ten jest żywot wieczny, aby poznali Ciebie, jedynego Boga prawdziwego i któregoś posłał, Jezusa Chrystusa (J 17, 3), nie miał on nic pożądańszego, jak o Bogu myśleć, jak o Nim mówić i pisać, jak z Nim przez modlitwę i Komunię św. się jednoczyć; a im więcej zbliżał się do Światłości niestworzonej, tym więcej potęgowało się światło Boże w duszy i tym mocniej promieniało na zewnątrz. Słowem, spełnił on doskonale rozkaz Pański: Niech będą pochodnie gorejące w rękach waszych, bo w jego ręku płonęła zawsze pochodnia prawdy Bożej i tej mądrości nadprzyrodzonej, co okiem Bożym na rzeczy ludzkie spogląda.
Bracia w Chrystusie. Jest li taka pochodnia w rękach waszych? Jeżeli jest, tedy weselcie się w Panu (Ps 31, 11) i śpiewajcie Mu pieśń chwały; lecz baczcie zarazem, by wicher namiętności lub zwątpienia nie zgasił tej pochodni. Strzeż jej szczególnie, młodzieży droga, przed orkanem zmysłowości; inaczej ciemno ci będzie w życiu, ciemniej przy śmierci, najciemniej poza grobem. Strzeżcie jej, mężowie dojrzali, przed podmuchem dumy; a jeżeli was Bóg postawił na świeczniku, nieście tę pochodnię przed młodym pokoleniem, przed rodziną, przed społeczeństwem, aby wszyscy chodzili w światłości.
Lecz może komu zagasła ta pochodnia? O, w takim razie niech się modli, jak ów żebrak z Jerycha: „Jezusie, Światłości świata, zmiłuj się nade mną”. To znowu niech, jak Augustyn św., czyta księgi dobre, bo i do niego odzywa się głos: „Tolle, lege” (weź, czytaj); albo jak ociemniały Szaweł, niech szuka Ananiaszów, to jest kapłanów i chrześcijan wierzących, by mu wskazali drogę do światła. Kiedy zaś za łaską Jezusową pochodnia wiary znowu zajaśnieje, niech ją trzyma ciągle w ręku, aż „zaświta dzień wieczności”, gdzie świecą będzie mu sam Baranek Boży (Ap 21, 23).
Józef Sebastian Pelczar, Mowy i kazania 1877-1899, Kraków 1998, s. 352-354.