30 grudnia 2022

Wraz z nadejściem Bożego Narodzenia uwagę wszystkich wiernych przyciągnie przychodzący na świat Chrystus, a z nim Święta Rodzina i jej opiekun – święty Józef. Tej otoczonej powszechnym kultem postaci warto poświęcić chwilę refleksji. Charyzmat świętości Józefa właściwie ukierunkowuje bowiem człowieka, by w życiu wywiązywał się ze swoich powinności, zamiast być skupionym na zaspokajaniu własnych oczekiwań. To pod wieloma względami przeciwieństwo trendów i mód zakorzenionych głęboko w mentalności współczesnego człowieka – odtrutka, po którą warto sięgnąć przy okazji Uroczystości Narodzenia Pańskiego.

 

Przyznajmy to otwarcie: do logiki naszych czasów postać cieśli z Galilei pasuje jak pięść do nosa. Więcej, dla przeciętnego „millenialsa” święty Józef byłby postacią tragiczną – jego życie całkowicie zdominowała bowiem ingerencja Opatrzności – wybierając poślubioną przez niego kobietę na Matkę Wcielonego Słowa, a jego samego na opiekuna Świętej Rodziny. Z kolei cieśla z Nazaretu na fakt ten odpowiadał… jak święty – nie tęsknił za samorealizacją, a świadomy swoich obowiązków wobec Boga i powierzonej mu Maryi z Jezusem, doskonale pełnił przypisaną mu rolę.

Wesprzyj nas już teraz!

Józef nie tylko przyjął „bez wybrzydzania” swoje powołanie. Był także mężczyzną czynu i konkretu. Pismo Święte nie dostarcza nam opisu jego wewnętrznych poruszeń czy zmagań. Przeciwnie: sceny, w których występuje opiekun Świętej Rodziny są z natury skrótowe i pozbawione szczegółów – to opis działania, a nie doświadczeń. Przyjrzymy się chociażby widzeniu anioła z pierwszego rozdziału Ewangelii Mateuszowej: „(…) Oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów. (…) Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł” (Mt 1,18 – 25).

Dla roszczeniowego hedonisty rodem z rocznika 2000 atrakcyjność opiekuna Świętej Rodziny jest trudna do pojęcia. Józef nie mógł ułożyć sobie życia według własnych oczekiwań. Obca mu była również emocjonalna ckliwość, która chociaż pozwoliłaby w podejmowanych trudach znaleźć pociechę łechcących samoocenę doznań. A jednak… to właśnie na tym trudnym do zaakceptowania przez współczesnych ideale spoczęło bezpieczeństwo samego Boga – Człowieka… Z kolei przez wieki na jemu podobnych spoczywał cały cywilizacyjny porządek. W czym tkwi zatem sekret świętego Józefa?

Odpowiedzią jest nic innego, jak etyka obowiązku, czyli podejście do życia obce naszym czasom. Dla Józefa i innych postaci żyjących według tej wykładni oczywistym priorytetem są ich powinności względem rodziny, Boga, wspólnoty – osobista satysfakcja albo trafia na drugi plan, albo wypływa wprost z ich realizacji. Równie dobrze podejście to można nazwać…. miłością.

Użycie tego słowa w odniesieniu do postaci św. Józefa to dziś element kluczowej walki o pojęcia. Wszelkiej maści „postępaki” będą chciały nam wmówić, że oblubieniec Matki Bożej w „miłości” był niespełniony, że brakowało jej w jego życiu – nie mógł bowiem dowolnie zaplanować rodziny ze swoją żoną a codzienność całkowicie wypełniła mu ciężka praca i służba… Romantyzacja tego pojęcia zatoczyła szerokie kręgi i niemałe spustoszenie sieje właśnie w gronach rodzinnych. Dziś przecież wielu uważa, że „miłość” między małżonkami może się wyczerpać, albo że można jej szukać w kilku związkach naraz…

Podobnemu błędowi ulega również sporo katolików, którzy myśląc o poszukiwaniu „miłości” w życiu tęsknią tak naprawdę za zakochaniem czy bliskością – nie zaś za pełnią – czynieniem dobra i poświęcaniem się dla swoich bliskich.

Dla wszystkich, którzy myślą w podobny sposób, „miłość” to jedynie uczucie – w istocie jednak martwe, bo bez uczynków, jak poucza święty Paweł. Przy takiej interpretacji zbędne, a nawet zgubne byłoby wynoszenie jej do rangi, jaką otrzymała w naszej cywilizacji. W centrum Christianitas znalazła się bowiem właśnie ta – czynna, gotowa do ponoszenia ofiar miłość, a nie roszczeniowe poszukiwanie ckliwych doznań.

Gdyby to ostatnie przepełniało świętego Józefa, zbliżając go mentalnie do współczesnego człowieka, z całą pewnością zamiast zwięzłego biblijnego opisu jego dokonań, mielibyśmy długie wersety opowiadające o tragedii, do których doprowadziła walka o prawo do samorealizacji i poszukiwanie siebie mężczyzny, który miał roztoczyć opiekę nad Bożym Dziecięciem. Podobne historie, wszak bez udziału boskiego elementu, pisze na co dzień rzeczywistość – rozbite rodziny, rozwody, zdrady…

Dziś każdy staje przed wyborem, w czym chce widzieć cel swojego życia – w budującej służbie na wzór pokornego cieśli, czy w destruktywnej „samorealizacji” według przykładu statystycznego rozwodnika. W tym tkwi właśnie ponadczasowa – a szczególnie wyraźna w naszych czasach – dydaktyka opiekuna Świętej Rodziny. Ona pozwala pytanie to rozstrzygnąć mądrze.

Filip Adamus

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij