2 grudnia 2020

Święty Mikołaj i katolicka dobroczynność a socjalizm [OPINIA]

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: Christoph Braun [CC0] / commons.wikimedia.org)

Wspomnienie świętego Mikołaja to wspomnienie katolickiego ideału miłosierdzia. To także wyjątkowa okazja do przypomnienia sobie różnicy między nim – Świętym, a jego socjalistycznym wynaturzeniem.

 

Na początku zaznaczmy, że miłosierdzie jest możliwe jedynie w świecie nierówności. Lewicowcy dążą do jego zapobieżenia. Komuniści, negując doraźną pomoc głoszą potrzebę rewolucji. Socjaldemokraci dążą do osiągnięcia tego celu małymi krokami. Jedni i drudzy uznają często nierówności za złe same w sobie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tymczasem jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego (paragraf 1937) różnice między ludźmi „[…] „związane z planem Boga, który chce, by każdy otrzymywał od drugiego to, czego potrzebuje, i by ci, którzy posiadają poszczególne , udzielali dobrodziejstw tym, którzy ich potrzebują. Różnice zachęcają i często zobowiązują osoby do wielkoduszności, życzliwości i dzielenia się; pobudzają kultury do wzajemnego ubogacania się”.

 

Następnie Katechizm cytuje fragment objawień prywatnych świętej Katarzyny ze Sieny, która przytacza wypowiedziane do niej słowa Stwórcy „są różne cnoty i nie daję wszystkich każdemu; jedną daję temu, drugą tamtemu… Jednemu daję przede wszystkim miłość, drugiemu sprawiedliwość, trzeciemu pokorę, czwartemu żywą wiarę… Co do dóbr doczesnych, w rzeczach koniecznych dla życia człowieka, rozdzieliłem je w wielkiej rozmaitości; nie chciałem, by każdy posiadał wszystko, co mu jest potrzebne, ażeby ludzie mieli możliwość świadczyć sobie miłość… Chciałem, by jedni potrzebowali drugich i by byli mymi sługami w udzielaniu łask i darów, które otrzymali ode Mnie”.

 

Gdyby cały świat składał się z jednakowych i posiadających tyle samo ludzi przypominałby raczej kopiec mrówek niż ludzkie społeczeństwo – jak zauważył ongiś amerykański ekonomista Murray N. Rothbard. Nawet gdyby chroniło ono przed skrajną nędzą (i tym bardziej przed zamożnością), to nie chroniłoby przed nudą. Pełna równość to bowiem pełna dehumanizacja.

 

Dzięki różnicom społecznym możliwe jest zatem miłosierdzie. A jak podkreślił Jan Paweł II w mało znanym fragmencie „Centissimus annus” „interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których — przy ogromnych kosztach — raczej dominuje logika biurokratyczna, aniżeli troska o to, by służyć korzystającym z nich ludziom. Istotnie, wydaje się, że lepiej zna i może zaspokoić potrzeby ten, kto styka się z nimi z bliska i kto czuje się bliźnim człowieka potrzebującego”. Papież dodał, że tego typu osobista pomoc jest szczególnie ważna w przypadku potrzeb niezwiązanych bezpośrednio z pomocą materialną, wymagających braterskiego wsparcia.

 

Własność prywatna i rozdawnictwo

W doskonale równym społeczeństwie nie byłoby więc świętego Mikołaja. Nie byłoby go też w społeczeństwie pozbawionym prywatnej własności. Katolickie podejście do dobroczynności zakłada bowiem jej istnienie. Aby coś rozdawać, należy bowiem uprzednio to posiadać. Na związek własności prywatnej z miłosierdziem wskazuje choćby święty Tomasz z Akwinu. Możliwość pełnienia czynów miłosierdzia stanowi dlań jeden z argumentów przemawiających za prywatnym posiadaniem.

 

Socjalizm dąży jednak do likwidacji prywatnego posiadania, a w każdym razie do ograniczania go na wszystkie możliwe sposoby. Zwolennicy logiki socjalistycznej często uzasadniają swe działania koniecznością pomocy innym, miłosierdziem. Tymczasem państwowe programy socjalne są uzasadnione jeśli mowa o osobach potrzebujących, którym nie jest w stanie pomóc rodzina, Kościół czy gmina. Inaczej jednak, jeśli chodzi o osoby uchylające się od pracy. Socjaliści nie chcą pamiętać o wskazówkach świętego Pawła „Albowiem gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: Kto nie chce pracować, niech też nie je! Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi” [2 Tes 9-11].

 

Nie chodzi tu tylko o uchylających się od pracy alkoholików. Słowa Apostoła Narodów można odnieść także do różnej maści aktywistów społecznych. A także do wykorzystujących państwowy aparat skorumpowanych oligarchów.  To oni właśnie są głównymi beneficjentami programów skupu aktywów finansowych banku centralnego czy też przeprowadzanych w innej formie bailoutów, a więc ratowania niewydajnych firm. Socjalizm coraz rzadziej polega na pomocy biednym, a coraz częściej na pomocy bogatym. W każdym z tych przypadku mowa o jałmużnie (przybierającej niekiedy gigantyczne rozmiary) dawanej niezasłużenie. To nie ma nic wspólnego z chrześcijańskim miłosierdziem. Wszak starotestamentowy Tobiasz mówił do swego syna „Hojnie dawaj twoje chleby na groby sprawiedliwych, ale grzesznikom nie dawaj” [Tb 4, 17].

 

Rozdawnictwo stanowi parodię chrześcijańskiego miłosierdzia także jeśli weźmiemy pod uwagę, czyje mienie podlega rozdawaniu. Chrześcijanin, kierując się obowiązkiem miłosierdzia dysponuje własnym mieniem. Poganin–cudzym. W efekcie obarczeni nadmiernymi podatkami obywatele nie chcą pomagać innym. Po pierwsze bowiem po opodatkowaniu mają mniejsze fundusze do dyspozycji. Po drugie zaś działać zaczyna psychologiczny mechanizm, zgodnie z którym pomoc uznaje się niepotrzebną – bo przecież państwo już pomogło. Widzisz nędzarza na ulicy? Niechże rząd coś z tym zrobi – mówisz pod nosem. W końcu płacę podatki.

 

Chrześcijańskie miłosierdzie to dzielenie się własnym mieniem. Ma charakter dobrowolny i dlatego może wiązać się z radością (nieistniejącą w przypadku padania ofiarą podatków). Święty Paweł zachęcając do hojności, nie chciał, by była ona wymuszona. „Uważałem przeto za konieczne prosić braci, aby przybyli wcześniej do was i przygotowali już przedtem obiecaną przez was darowiznę, która oby się okazała hojnością, a nie sknerstwem! Tak bowiem jest: kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie. Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg”. [2 Kor 5;7].

 

Chrześcijańska dobroczynność oznacza troskę o biednych motywowaną miłością Boga i bliźniego różni się też od pogańskiej „dobroczynności” na pokaz nakierowanej na próżną chwałę własną. Ta ostatnia nawet jeśli opiera się na dysponowaniu własnym mieniem, odległa jest od ideału, jeśli wiąże się z dążeniem uzyskania ludzkiej chwały. „Niech nie wie twoja lewica, co czyni twoja prawica” – ta dewiza wydaje się obca słynnym filantropom. Przechwalający się swą dobroczynnością „już otrzymali swoją nagrodę”. Prawdziwi dobroczyńcy, naśladowcy świętego Mikołaja orędującego za nimi z Nieba pozostają w ukryciu. A Ojciec, który widzi w ukryciu, nagrodzi ich w stosownym czasie.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij