29 grudnia 2021

Święty Stanisław Becket. Czy można „pomieszać” polskiego biskupa z angielskim świętym?

Jaki znowu Stanisław Becket? Pomylenie dwóch świętych Stanisławów jeszcze można zrozumieć – ale czy można pomieszać polskiego świętego Stanisława z angielskim świętym Tomaszem? Można. A nawet trzeba. Choć bowiem różnią się wszystkim, trudno o dwóch bardziej bliźniaczych świętych!

Biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepanowa i arcybiskupa Canterbury Tomasza Becketa dzieli zarówno przestrzeń, jak i czas. Kraków i Canterbury to przeciwległe krańce katolickiej Europy, ponadto święty Stanisław zmarł czterdzieści lat przed urodzeniem Becketa. Nawet kalendarz liturgiczny oddziela świętych o prawie pół roku: patrona Polski wspominamy 8 maja, prymasa Anglii zaś – 29 grudnia.

Skoro wyrastali z odmiennych środowisk i kultur, ich życiorysy również były diametralnie odmienne. Jednak te odmienne życiorysy zbiegają się u kresu – obydwaj święci męczennicy zginęli na rozkaz własnych monarchów w konflikcie rangi najwyższej, dotyczącym relacji pomiędzy państwem a Kościołem.

Wesprzyj nas już teraz!

Niewiele wiemy o konflikcie biskupa Stanisława z królem Bolesławem Szczodrym. Gall Anonim, pisząc trzydzieści lat później, pod rządami bratanka i imiennika króla, ewidentnie uchyla się od komentarza, mętnie i dyplomatycznie dzieląc winę pomiędzy obydwie strony. Dopiero piszący sto lat później Wincenty Kadłubek jasno i wyraźnie przedstawia świętego Stanisława jako obrońcę praworządności zagrożonej przez krwawą samowolę króla. Jakby nie było, mord na biskupie wywołał powszechne oburzenie. Król Bolesław utracił tron, by skończyć żywot jako wygnaniec na Węgrzech.

Lepiej opisano sprawę świętego Tomasza i jego króla, angielskiego Henryka II. Zanim został biskupem, Tomasz Becket był kanclerzem Henryka i ten niewątpliwie liczył, że nominując Tomasza na arcybiskupa Canterbury, zyska kontrolę nad całą hierarchią Kościoła w Anglii. Tymczasem Becket, wyświęcony na kapłana zaledwie dzień przed sakrą biskupią, przeszedł ogromną przemianę. Niedawny zausznik króla z werwą zabrał się za ochronę interesów Kościoła przed zakusami monarchy.

Spór ciągnął się latami, doprowadzając najpierw do wygnania Tomasza z Anglii, a potem, gdy po chwilowym pojednaniu powrócił – do mordu popełnionego na nim przez rycerzy króla. Jak w przypadku świętego Stanisława, tak również tutaj okazało się porażką króla – aby uniknąć ekskomuniki i utraty tronu, Henryk II odwołał wszystkie ustawy, przeciw którym protestował święty Tomasz. Do tego poniżająca pokuta publicznej chłosty: przed grobem Tomasza w Canterbury król otrzymał po pięć razów od każdego ze zgromadzonych biskupów, a następnie po trzy uderzenia od każdego z osiemdziesięciu mnichów z katedry.

Tak oto klęska śmierci przerodziła się w triumf. I to triumf trwały, gdyż wpływający nie tylko na sytuację ówczesną, ale również na długoterminową formację krajowego ustroju: Kościół wyraził swoje non possumus, a władza monarchy odtąd już zawsze będzie ograniczona.

Patroni dobrej władzy

Jak święty Stanisław i święty Tomasz, tak samo średniowieczna Polska i Anglia różniły się wszystkim w swojej historii. Anglia – rządzona przez obcą dynastię od czasu podboju normańskiego – była właściwie trwale zjednoczona i mogła poświęcić całą swoją energię na sprawy zagraniczne. W tym samym czasie Polska przechodzi przez katastrofalny, stuletni okres rozbicia dzielnicowego, a głównym rysem jej ówczesnej historii są mozolne próby ponownego zjednoczenia i odzyskania korony królewskiej.

Przywrócenie jedności pod rządami jednego monarchy wydawało się predestynować Polskę do naśladowania nie Anglii, ale Francji. Ta bowiem również ociera się o zupełne rozbicie, a przywrócenie pokoju i jedności królestwa przyczynia się do koncentracji władzy w rękach króla. Ogólnie zresztą, koniec średniowiecza to czas, gdy monarchowie Europy obalają system feudalnej równowagi, narzucając swym poddanym autokratyczne rządy. Z tego schematu wyłamują się właśnie Anglia i Polska, które zmierzają w przeciwnym kierunku rozwinięcia systemu feudalnego w monarchię parlamentarną. Miast odbierać swobodę szlachcie, ustroje te gwarantują prawa poddanych, stawiając wyraźne granice władzy królewskiej.

Oczywiście na taką, a nie inną ewolucję ustroju w obu krajach wpłynęło wiele różnych czynników. Można się spierać, jak ważne w tym wszystkim były skutki wspomnianych konfliktów pomiędzy monarchą a Kościołem. Czy jednak może być tylko przypadkiem, że właśnie te dwa kraje, których król użył siły przeciw biskupowi, po czym przypłacił to porażką polityczną wyznaczającą wyraźny limit władzy monarszej, rozwinęły się w tym kierunku? Znamienne jest, iż wspólne drogi Polski i Anglii rozchodzą się dopiero, gdy już w czasach rewolucji protestanckiej kolejny angielski król Henryk ponawia spór z Kościołem, i tym razem zwycięża (notabene uśmiercając przy tym kolejnego świętego Tomasza). Gdy w Polsce Zygmunt August kategorycznie odrzucił perspektywę porzucenia Kościoła na rzecz „narodowej” sekty podporządkowanej władzy świeckiej, Henryk taki właśnie wybór przypieczętował krwią Tomasza Morusa.

Święci niewygodni

Formalnie Tomasza Becketa za świętego uznaje również wspólnota anglikańska. Jednak musi być on świętym niewygodnym dla tegoż kościoła państwowego, skoro zginął, broniąc Kościoła przed zakusami państwa. W roku 2006 angielskie BBC poprosiło dziesięciu angielskich historyków o wskazanie dziesięciu najgorszych Brytyjczyków, po jednym z każdego stulecia drugiego tysiąclecia. Tomasz Becket znalazł się w tym gronie, a głównym zarzutem była nieumiejętność dialogu (czyli po prostu nieugięta obrona Kościoła). Gdy następnie BBC poprosiło wszystkich Brytyjczyków o wytypowanie w powszechnej ankiecie najgorszego z najgorszych, ci przyznali Becketowi haniebne drugie miejsce w rankingu. Wyprzedził go tylko… Kuba Rozpruwacz.

Tymczasem w Polsce kult świętego Stanisława trwał nieprzerwanie. Dopiero u kresu XIX wieku niektórzy historycy, wyczuleni na punkcie realnych i wydumanych przyczyn upadku Polski, zaczęli opowiadać się po stronie króla Bolesława, twierdząc, bez dowodów, że święty Stanisław zdradził króla politycznie, popierając jego wrogów. Te zarzuty po wojnie podchwycili komuniści, chętnie propagując każde dzieło historyczne, które podważało pozycję świętego Stanisława.

Święty Tomasz jednak – pomimo że pogardzany dziś przez swój naród – zdążył doczekać się wspaniałego hołdu w świetnie wykonanym (jedenaście nominacji do Oskarów!), a niemal hagiograficznym w swej wymowie filmie Becket (1964). A święty Stanisław? Owszem, również doczekał się filmu – ale ten trudno nazwać hołdem. Bolesław Śmiały (1971) nakręcony w czasach komunizmu prezentuje biskupa wprawdzie jako człowieka moralnie porządnego, ale niesympatycznego, nieelastycznego i zwiedzionego przez antypolskie siły. Tymi zaś antypolskimi siłami są ukryci zarządcy Kościoła – Niemcy. Tytułowy król tymczasem jest wprawdzie łajdakiem, ale przecież działającym słusznie dla dobra kraju poprzez budowę wieczystego sojuszu polsko-radziec… przepraszam, polsko-ruskiego. Co więcej, oprócz ideologicznego jadu uderza głównie nijakość filmu. O ile niektóre dzieła komunistycznej kinematografii, zwłaszcza rosyjskiej, można podziwiać za artystyczny kunszt, Bolesław Śmiały cechuje się pogmatwanym scenariuszem, sztywnymi i kukiełkowatymi postaciami oraz tanią i skąpą scenografią.

Tymczasem komunizm upada. Mija trzydzieści lat. I choć głosy krytyczne względem świętego Stanisława przycichły, dalej nikt nie chce godnie upamiętnić męczennika. Jakże się jednak temu dziwić? Przecież nawet liturgiczne wspomnienie tego patrona Polski, jest najczęściej traktowane nijako i powierzchownie przez współczesnych hierarchów Kościoła. A polityczny wymiar jego męczeństwa jako sprzeciwu wobec samowoli władzy świeckiej? Ten traktuje się z dyplomacją godną Galla Anonima. Wielka to szkoda! Zwłaszcza dziś, gdy rząd już od ponad roku narzuca Kościołowi bezprawne ograniczenia, na jakie nigdy nie ośmielili się nawet komuniści, przydałoby się, aby hierarchiczni następcy świętego Stanisława czerpali od niego inspirację.

Jakub Majewski

Tekst ukazał się w 83. numerze magazynu „Polonia Christiana”

Kliknij TUTAJ i zamów pismo

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie