W miasteczkach położonych tysiące kilometrów od rosyjskich metropolii i samego Państwa Islamskiego, w sercu tundry coraz łatwiej werbować dżihadystów. Tak dzieje się w Nojabrsku na Syberii.
Od wielu już lat większość jego mieszkańców to wyznający umiarkowany islam Tatarzy czy Azerowie, a także mieszkańcy innych byłych republik radzieckich. W kwestii wiary od wyznawców Islamu z Północnego Kaukazu, mieszkańców Nojabrska zawsze dzieliła przepaść. Do syberyjskiego miasteczka przyciągały ich ropa i niebotyczne jak na Rosję zarobki.
Wesprzyj nas już teraz!
To wśród tych robotników „zrodził się” dżihadysta Anatolij Zemljanka „Tolik”. Już na samo jego imię mieszkańcy Nojabrska dostają dziś gęsiej skórki. Tym bardziej, że „Tolik” nigdy nie ukrywał, że jego wzorem jest dżihadysta-kat, Jihadi John. Co ciekawe, „Tolik” był synem prawosławnych robotników. W dzieciństwie sam co niedziela chodził do cerkwi. Przez Internet i uczestnictwo w spotkaniach organizacji „Ihsan”, Zemlajnka nawiązał kontakt z Państwem Islamskim. Jego dom w ciągu kilku tygodni przeistoczył się w meczet. Władze szybko zorientowały się, że dom Zemljanki stał się miejscem rozpowszechniania radykalnego islamu i podjęły decyzję o jego zburzeniu. Nie zastanawiając się długo, „Tolik” z innym mieszkańcem Nojabrska wyjechał walczyć po stronie dżihadystów w Syrii.
– Jeśli chodzi o muzułmanów z Syberii, nigdy nie było u nich mocnej teologicznej bazy. Nie można z nimi nawiązać dialogu, nikogo i niczego nie słuchają. Nie ma u nich autorytetów. Wystarczy choćby na chwilę zaglądnąć do meczetu w Nojabrsku by zorientować się, że to poszukiwanie i werbowanie dżihadystów, a nie modlitwa są tu na pierwszym planie – nie kryje żalu i bezsilności mufti Nojabrska, Ramazan Ałmatow.
Źródło „Le Figaro”
ChS