13 września 2019

Synod Amazoński: Problem tkwi w Laudato si

(źródło: pixabay.com)

Tak niepokojący dokument, jak Instrumentum laboris dla Synodu Amazońskiego można pojmować tylko jako efekt stałego wzrostu nurtu ekologicznego w Kościele, który doczekał się oficjalnego uznania, a co za tym idzie – podniesienia do rangi doktryny w encyklice Laudato si (2015).

 

Punkt zwrotny reprezentowany w encyklice na temat środowiska naturalnego wykracza daleko poza dbałość o nasz „wspólny dom”. W rzeczywistości dystansuje się on od tradycyjnej antropologii katolickiej, uwzględniając społeczne i polityczne kategorie zakorzenione w społecznym darwinizmie. Laudato Si jest niczym echo Karty Ziemi – deklaracji fundamentalnych zasad etycznych wynikającej z projektu opracowanego w Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ). W tym dokumencie człowiek traci centralne miejsce w Stworzeniu i staje się częścią „wspólnoty życia”, w której ma tę samą godność, co zwierzęta i rośliny. Jest to wizja fundamentalnie panteistyczna – do tego stopnia, że należne nawiązanie encykliki do objawienia chrześcijańskiego wydaje się zaledwie zestawione z koncepcjami religijnymi, które mają zgoła inne korzenie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W katolicyzmie harmonia w Stworzeniu wynika z właściwej relacji człowieka z otaczającym go środowiskiem oraz z Bogiem, która zawiera się w sformułowaniu „natura jest dla człowieka, lecz człowiek jest dla Boga”. Innymi słowy, właściwa relacja człowieka z naturą jest skutkiem rozpoznania przez niego przynależności do Boga, wobec którego jest on odpowiedzialny za sposób, w jaki korzysta z darów natury i odnosi się do innych ludzi. Taka właśnie jest wizja, jaka leży u podstaw bardzo błędnie rozumianej i instrumentalizowanej Pochwały stworzenia św. Franciszka.

 

Choć Laudato si wyraźnie krytykuje „biocentryzm” typowy dla tzw. „głębokiej ekologii”, mocna i uzasadniona krytyka współczesnego antropocentryzmu nie potwierdza tradycyjnej wizji katolickiej. Dochodzi do tego, że doświadczenie benedyktyńskiego monastycyzmu zostaje zbyte żartem, podczas gdy w rzeczywistości jest to najdoskonalszy w historii przykład właściwej relacji z naturą, która bierze się z „quaerere Deum”: poświęcając swoje życie poszukiwaniu Boga, człowiek współtworzy dzieło Stworzenia, gdy sprawia, że natura wokół niego rozkwita. Zamiast tego encyklika proponuje prymitywne i rdzenne społeczności (nr 146) jako wzór harmonii pomiędzy człowiekiem a naturą – wizję równie sielankową, co nierzeczywistą. Dokument Instrumentum laboris posuwa owo wychwalanie rdzennych kultur do skrajnych konsekwencji.

 

Takie podejście nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę, że decydujący wkład w opracowanie Laudato si miał były brazylijski franciszkanin Leonardo Boff, główny propagator teologii wyzwolenia, który już w latach 80. został skazany przez Kongregację Nauki Wiary. Boff od lat 90. mieszka w rezerwacie ekologicznym. Oprócz swojej działalności akademickiej i pisarskiej wspiera główne ruchy ekologiczne i marksistowskie w Ameryce Łacińskiej. Sam ujawnił, że papież Franciszek wezwał go kiedyś do siebie i powiedział, że chce przeczytać wszystkie jego książki, aby skorzystać z nich przy pisaniu Laudato si.

 

Jego wpływ jest oczywisty, podobnie jak na przykład bezkrytyczne założenie katastrofizmu środowiskowego – klimatycznego, ale nie tylko – jako podstawy określenia tego, co Papież nazwał „nawróceniem ekologicznym”. Po raz pierwszy dochodzi do sytuacji, gdy z natury wątpliwa i wymagająca korekty analiza społeczno-polityczna staje się podstawą dokumentu magisterialnego. Z takim samym podejściem mamy do czynienia w Instrumentum laboris.

 

Innym fundamentalnym punktem zwrotnym w encyklice Laudato si jest przyjmowanie koncepcji „zrównoważonego rozwoju”, którą poprzednie pontyfikaty zawsze odrzucały. Zbyt powierzchownie sądzi się, że w „zrównoważonym rozwoju” chodzi po prostu o umieszczenie poszanowania środowiska wśród kryteriów oceny inicjatyw ekonomicznych, społecznych i politycznych. Tymczasem zrównoważony rozwój to znacznie szersze pojęcie ukute w kręgach ONZ w latach 80., które wynika z ateistyczno-materialistycznej koncepcji. Podstawą koncepcji zrównoważonego rozwoju jest negatywna wizja człowieka jako czynnika zakłócającego globalny ekosystem: z tego powodu globalne polityki ochrony środowiska są skłonne ograniczać wpływ człowieka zarówno ilościowo, jak i jakościowo. W rezultacie obowiązkowo wprowadza się antykoncepcję w biednych krajach oraz hamuje rozwój i promuje dezindustrializację w bogatych krajach.

 

W Laudato si dostrzegamy silny nacisk na ten drugi aspekt, za to metody antykoncepcji są pryncypialnie odrzucane. Jeśli teraz zakładamy, że zasady leżące u podstaw globalnej koncepcji relacji człowiek-natura są prawidłowe, ale odmawiamy przyjmowania ich praktycznych konsekwencji, przeradza się to w czysty moralizm, który prędzej czy później musi całkowicie skapitulować. Innymi słowy, jeśli przyjmujemy, że obecność i działalność człowieka są szkodliwe dla środowiska i zagrażają istnieniu całej planety, jeśli ciągle bijemy na alarm o nadciągającej katastrofie i twierdzimy, że stoimy na skraju przepaści, to wcześniej czy później musimy zaakceptować nadzwyczajne środki ostrożności powstrzymujące działalność człowieka, takie jak antykoncepcja. Podobnie jeśli uważamy rdzenną kulturę za wzór harmonii, może to skutkować tylko uznaniem dla religii animistycznych i potępianiem ewangelizacji, co wyraźnie uwidacznia się w treści Instrumentum laboris.

 

Dlatego też chodzi tu nie tyle o troskę o środowisko naturalne – która oczywiście jest obowiązkiem – czy też sposoby ratowania Amazonii (zakładając, że to zadanie należy do Kościoła). Chodzi o znacznie więcej: o samą treść wiary katolickiej. Z tego powodu ważne jest, aby biskupi zdali sobie z tego sprawę i na samym początku odrzucili dokument Instrumentum laboris dla Synodu o Amazonii.

 

Riccardo Cascioli

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij