25 czerwca 2023

Synodalna rewolucja. Analizujemy dokument Watykanu

(Il. A. Bednarski /Polonia Christiana)

Biskupi zobowiązani do pracy w kolegiach kontynentalnych; księża formowani w „kluczu synodalnym”; Kościół, w którym „każdy wykluczony czuje się dobrze”, jak rozwodnicy, osoby LGBTQ+ czy poligamiści; „synodalna liturgia” z nowymi posługami świeckich i mniejszą rolą kapłana; przemiana prymatu papieskiego na taki, który akceptuje „autorytet doktrynalny” synodalnych gremiów… To tylko niektóre aspekty rewolucji, która będzie przedmiotem debaty na październikowym Synodzie o Synodalności w Rzymie.

Stolica Apostolska opublikowała 20 czerwca dokument roboczy na Synod o Synodalności w Rzymie – tak zwane Instrumentum laboris. Całość dokumentu obejmuje ponad 70 stron. Tekst był prezentowany w Wiecznym Mieście między innymi przez kardynałów Mario Grecha i Jean-Claude Hollericha. Pierwszy z nich jest szefem Sekretariatu Synodu, drugi będzie odpowiadał za treść finalnego dokumentu synodalnego.

Obaj purpuraci podkreślali, że Instrumentum laboris nie jest tekstem dającym gotowe odpowiedzi; to – jak mówili – zestaw pytań, które mają zainspirować obrady tegorocznego Synodu o Synodalności w Rzymie. Zgromadzenie to, wskazywali, wypracuje wstępne kierunki odpowiedzi i wyznaczy obszary do dalszego namysłu, tak, by wreszcie jesienią roku 2024 można było zebrać się na drugiej części Synodu o Synodalności – i przyjąć ostateczne konkluzje, z których autorytatywne wnioski wyciągnie później papież.

Wesprzyj nas już teraz!

Wiele elementów tekstu jest całkowicie pozbawionych treści, mówiąc wyłącznie o wspaniałości modelu synodalnego. Nie brakuje też miejsc, które tchną otuchą i żywą wiarą w Chrystusa. Niestety, to nie wszystko. Dokument jest pełen fragmentów, które wskazują na jednoznacznie rewolucyjne ukierunkowanie synodalności; na marzenie o budowie zupełnie nowego Kościoła.

Synodalność jako ideologia

W punkcie 23 Instrumentum laboris czytamy:

Jako Kościół słuchający, Kościół synodalny pragnie być pokorny i wie, że musi prosić o przebaczenie i ma wiele do nauczenia. W niektórych dokumentach zebranych podczas pierwszej fazy zauważono, że droga synodalna jest z konieczności pokutna, uznając, że nie zawsze żyliśmy zgodnie z konstytutywnym synodalnym wymiarem wspólnoty kościelnej.

Słowa o tym, że „nie zawsze żyliśmy zgodnie z konstytutywnym synodalnym wymiarem wspólnoty kościelnej” są głęboko niepokojące z dwóch przyczyn.

Po pierwsze, kto i kiedy określił synodalność mianem „konstytutywnej” dla Kościoła? Dokument wielokrotnie cytuje różne wypowiedzi papieża Franciszka na ten temat, ale żadna z nich nie ma charakteru nieomylnego – nie są to uroczyste obwieszczenia ex cathedra. Skoro Kościół nigdy autorytatywnie nie określił się jako „synodalny”, to dlaczego dokument twierdzi, że taki jest? Co to miałoby zresztą znaczyć, skoro cały czas nie ma – i przyznaje to sam dokument – definicji synodalności. Jak konstytutywne dla Kościoła miałoby być coś, czego tak naprawdę nie potrafimy precyzyjnie opisać?

Po drugie, jak można potępiać przeszłość za niesynodalność, skoro synodalność jest wytworem naszych czasów, dosłownie: ostatnich lat? To ujęcie ściśle ideologiczne. Podobnie w woke’ismie potępia się kolonializm stosując kryteria przyjęte przez wspólnotę polityczną dopiero dzisiaj. Kościół przepraszający za brak synodalności wpisuje się w schemat takich właśnie ideologii.

Panchrześcijański milenaryzm

W punkcie 24 czytamy: Kościół synodalny jest Kościołem spotkania i dialogu. […] Wszędzie, w zgodzie z Magisterium Soboru Watykańskiego II, pojawia się pragnienie pogłębienia drogi ekumenicznej: autentycznie synodalny Kościół nie może nie obejmować wszystkich, którzy uczestniczą w jednym chrzcie.

Jeżeli Kościół jest „konstytutywnie” synodalny, to należy wnosić, że „autentycznie synodalny Kościół” jest tożsamy z Kościołem „wiernym swojej naturze”, czyli z tym, co my rozumiemy po prostu jako Kościół katolicki. Skoro Kościół synodalny „nie może nie obejmować wszystkich” ochrzczonych, to odwracając to twierdzenie oznacza, że „musi obejmować wszystkich ochrzczonych”. Innymi słowy, jest tu implicite zawarte przekonanie, jakoby Kościół katolicki nie miał jeszcze swojej właściwej pełni i dopiero po opartym na procesach synodalnym „włączeniu” wszystkich ochrzczonych stanie się tym, czym ma być – właściwym Kościołem, Kościołem synodalnym. O ile jest prawdą, że odejście od Rzymu wielu chrześcijan wywołało ból, to zarazem nie doszło do podziału Kościoła sensu stricto: Kościół Chrystusowy – taka jest jego własna nauka – jest tożsamy z Kościołem katolickim. Twierdzenie, jakoby Kościół wymagał włączenia wszystkich ochrzczonych dla osiągnięcia statusu „autentycznie synodalnego”, czyli „autentycznie katolickiego”, jest błędem potępionym przez papieży. To milenarystyczne panchrześcijaństwo oparte o rewolucyjną interpretację Lumen gentium – w tej interpretacji Kościół Chrystusowy jest „również” w Kościele katolickim, ale nie tylko – także poza nim.

Jedność w różnorodności

W punkcie 25 czytamy:

Kościół synodalny jest wezwany do praktykowania kultury spotkania i dialogu z wyznawcami innych religii oraz z kulturami i społeczeństwami, w których jest usytuowany, ale przede wszystkim wśród wielu różnic, które przenikają sam Kościół. Ten Kościół nie boi się różnorodności, którą nosi, ale ceni ją, nie narzucając jej jednolitości. Proces synodalny był okazją do rozpoczęcia uczenia się, co to znaczy żyć jednością w różnorodności, rzeczywistością, którą należy nadal odkrywać, ufając, że droga stanie się jaśniejsza w miarę podążania naprzód.

Hasło „Jedność w różnorodności” jest naczelnym motywem Synodu o Synodalności. Stanowiło nieformalne motto spotkania synodalnego w Pradze w lutym tego roku, które miało wymiar kontynentalny. Według Praskiej interpretacji „jedności w różnorodności” nie chodzi bynajmniej o odrębne tradycje liturgiczne czy pewne zwyczaje, choć o to również; „różnorodność” dotyczy również rozumienia moralności i niektórych zagadnień doktrynalnych. Taką interpretację popiera Franciszek. Wiemy to, bo w prywatnych rozmowach z biskupami z Belgii zaakceptował błogosławienie przez nich związków homoseksualnych, choć jest to czyn zakazany nauką Kościoła. Hasło „jedność w różnorodności” powraca w dokumencie Instrumentum laboris wielokrotnie, co wskazuje, że Synod o Synodalności może podjąć próbę nieformalnego stałego uregulowania koegzystowania odmiennych wizji moralności i doktryny. Burzy to jedność Kościoła, która zasadza się na Prawdzie. W tej wizji Prawdy nie ma: ustępuje postmodernistycznemu relatywizmowi.

Inkluzywność jako paradygmat

W punkcie 26 czytamy

[…] Kościół synodalny jest otwarty, przyjmujący i obejmuje wszystkich. Nie ma granicy, której ten ruch Ducha nie mógłby przekroczyć, aby wciągnąć wszystkich w swój dynamizm. Radykalny charakter chrześcijaństwa nie jest przywilejem kilku specyficznych powołań, ale jest wezwaniem do budowania wspólnoty, która żyje i daje świadectwo innego sposobu rozumienia relacji między córkami i synami Bożymi, która ucieleśnia prawdę miłości, która opiera się na darze i bezinteresowności. Radykalnym wezwaniem jest zatem wspólne budowanie, synodalnie, Kościoła atrakcyjnego i konkretnego: Kościoła wychodzącego, w którym wszyscy czują się mile widziani.

Czym miałby być „Kościół, w którym wszyscy czują się mile widziani”? Odpowiedź znajdujemy w dalszej części. W partii B 1.2 czytamy, że w Kościele nie czują się przyjmowani „rozwiedzeni i w powtórnych związkach, osoby w  małżeństwach poligamicznych lub katolicy LGBTQ+”. Dalej w tej samej partii czytamy, że należy „w świetle adhortacji Amoris laetitia” „dotrzeć do osób, które czują się wykluczone z Kościoła z powodu swojej uczuciowości i seksualności (np. rozwiedzeni w ponownych związkach, osoby w małżeństwach poligamicznych, osoby LGBTQ+ itp.)”.

W jaki sposób Kościół miałby do nich dotrzeć? Według bliskiego papieżowi Franciszkowi kard. Roberta McElroya z San Diego w Los Angeles „otwarcie” polegałoby na zmianie dyscypliny Eucharystycznej. Do Komunii świętej mieliby być dopuszczani również ci, którzy żyją niezgodnie z nauką Kościoła o seksualności. Według kardynała obecne nauczanie Kościoła jest w tym zakresie błędne: duża część grzechów seksualnych nie miałaby być ciężka. Dlatego kard. McElroy proponuje dopuszczanie do Komunii św. między innymi rozwodników w nowych związkach oraz aktywnych seksualnie homoseksualistów. Co na to papież? Nie wiemy. Franciszek wysyła jednak regularnie listy pochwalne do o. James Martina SJ, amerykańskiego jezuity, który błogosławi tzw. Gay Pride – gejowskie parady – i zrównuje maszerowanie w takich wulgarnych paradach z kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa, bo jego zdaniem w obu tych wypadkach chodzi o „miłość”. Jeżeli tak ma wyglądać synodalna inkluzja, oznaczałoby to programowe dopuszczanie do Komunii osób żyjących w obiektywnym stanie grzechu ciężkiego – bo władza Kościelna zaczęłaby uznawać, że „ciężkie” te grzechy były tylko dawniej, a dziś jest „inaczej”.

Formacja w „rozmowie w Duchu”

Instrumentum laboris opisuje metodę „rozmowy w Duchu” jako metodę synodalną. Chodzi o sposób dochodzenia przez grupę wiernych obradujących razem z przedstawicielami hierarchii tak, aby każdy czuł się wysłuchany, ale żeby ostatecznie starać się o zapewnienie „protagonizmu Ducha Świętego”. Dokument przewiduje, że w metodzie „rozmowy w Duchu” będą w przyszłości formowani możliwie wszyscy w Kościele, a szczególnie ci, którzy wykonują „posługi” – zwłaszcza „posługę święceń”. Innymi słowy, w seminariach ma się szkolić z „rozmowy w Duchu”. Sama idea „rozmowy w Duchu”, jakkolwiek ekscentryczna, być może mogłaby przynosić jakieś owoce. Problem w tym, że w tle idei konsultowania stoi opaczne rozumienie nauki Kościoła o sensus fidei fidelium – zmyśle wiary wierzących. Instrumentum laboris w punkcie B 1. 4 głosi, że „w jednym chrzcie wszyscy chrześcijanie uczestniczą w sensus fidei, czyli nadprzyrodzonym zmyśle wiary (por. LG 12), dlatego w Kościele synodalnym wszyscy muszą być z uwagą słuchani”. Sensus fidei jest złożoną koncepcją. Kościół naucza, że zmysłem wiary cieszą się wierzący, którzy są zarówno ochrzczeni, jak i prowadzą intensywne życie sakramentalne i modlitewne oraz akceptują całość nauki Kościoła. W interpretacji synodalnej tych warunków nie ma: wystarczy chrzest. Ochrzczeni są jednak również chrześcijanie niekatoliccy. Jak mogą cieszyć się sensus fidei, skoro pozostają poza Kościołem? Ochrzczeni i nierzadko praktykujący są także katolicy odrzucający wiele elementów nauki Kościoła – jak oni mogą cieszyć się sensus fidei? Słuchanie „każdego głosu”, również pochodzącego od osób kontestujących Kościół katolicki w całości lub w części, jest nierozumne.

Synodalna liturgia

Dokument mówi też o liturgii, wychwalając „różnorodność języków i obrządków” (punkt 47). Trudno to pogodzić z aktywnym zwalczaniem przez papieża Franciszka Mszy świętej w tradycyjnym rycie rzymskim. Co więc oznacza to w praktyce? W punkcie B 1.5 czytamy między innymi, że w procesie synodalnym wyrażano pragnienie „ aby na nowo wyrazić życie wspólnotowe, a zwłaszcza liturgię, zgodnie z lokalnymi kulturami, w procesie stałej inkulturacji”. Odnosi nas to w sposób oczywisty do opracowywanych właśnie rytów amazońskich czy majańskich, które mają „inkulturować” pogańskie obyczaje tak, aby ludy rdzenne mogły celebrować liturgię w duchu własnej kultury. Rodzi to wiele oczywistych zagrożeń związanych z obecnym w tych kulturach kultem demonów. Do tego dochodzi jeszcze problem „inkulturacji” w krajach zachodnich. W optyce niemieckiej, belgijskiej czy liberalnej amerykańskiej „inkulturacją” jest, na przykład, błogosławienie związku homoseksualnego.

Synodalne kapłaństwo

Jednym z najważniejszych tematów Instrumentum laboris jest nowa interpretacja „posług święceń” w kluczu synodalnym.

W punkcie B 2.2 czytamy, że „istnieje wyraźne wezwanie do przezwyciężenia wizji, która rezerwuje tylko dla wyświęconych szafarzy (biskupów, prezbiterów, diakonów) każdą aktywną funkcję w Kościele, ograniczając udział ochrzczonych do podrzędnej współpracy. Nie umniejszając uznania dla daru sakramentu święceń, posługi są rozumiane z punktu widzenia służebnej koncepcji całego Kościoła. Pojawia się pozytywne przyjęcie Soboru Watykańskiego II, z uznaniem godności chrzcielnej jako fundamentu uczestnictwa każdego człowieka w życiu Kościoła”.

Jak z tego wynika, w liturgii synodalnej ma zostać ograniczona rola kapłana. Wcześniejsze dokumenty synodalne mówiły między innymi o planie „przezwyciężenia protagonizmu liturgicznego kapłana” na rzecz większego zaangażowania całej wspólnoty, zwłaszcza świeckich – kobiet i mężczyzn, osób starych i młodych.

Punkt B 2.4 mówi też o ewentualności przejmowania roli „lidera wspólnoty” przez osoby świeckie w miejsce księdza, tam, gdzie kapłanów jest mało; ten sam punkt proponuje też „rozpoczęcie refleksji nad możliwością rewizji, przynajmniej w niektórych obszarach, zasad dotyczących dostępu żonatych mężczyzn do prezbiteratu”. Mowa zatem o powrocie do dyskusji z Synodu Amazońskiego o przekazywaniu władzy w ręce świeckich tam, gdzie księży jest niewielu – lub o wyświęcaniu żonatych na kapłanów.

Jest to łącznie ewidentnym zaczerpnięciem inspiracji z herezji protestanckiej, która nie może znieść hierarchiczności Kościoła i dąży do egalitaryzmu wśród członków swojej wspólnoty. Kapłan w perspektywie synodalnej jawi się jako „delegat wspólnoty” do odprawiania niektórych sakramentów; wszystko inne mają przejąć świeccy. To oczywista droga do dalszego pogłębienia kryzysu powołań – i do dekonstrukcji kapłaństwa.

Synodalna władza. Formacja w duchu synodalnym

Punkt 57 Instrumentum laboris mówi:

Z troski o uczestnictwo w znaczeniu całościowym wynika trzeci priorytet, który pojawił się na etapie kontynentalnym: kwestia władzy, jej znaczenia i stylu jej sprawowania w Kościele synodalnym.

W punkcie 59 czytamy z kolei, że zwłaszcza „biskupi, prezbiterzy, diakoni, osoby konsekrowane i wszyscy, którzy pełnią posługę”, potrzebują synodalnej formacji dla „odnowienia sposobów sprawowania władzy”. Przewiduje się, że „w synodalnym stylu i mentalności” będą szkoleni „kandydaci do święceń”, a także „wykładowcy i profesorowie teologii”, bo „formacja do duchowości synodalnej jest sercem odnowy Kościoła”.

Żeby wprowadzić synodalny sposób sprawowania władzy w Kościele według punktu B 3.2 potrzebna będzie „instytucjonalizacja” „dynamizmu wspólnotowego rozeznawania”; konieczne będą też zmiany w prawie kanonicznym.

Kwestia „instytucjonalizacji” jest bardzo ważna, bo pokazuje, że Kościół ma na trwałe przyjąć jakieś quasi-demokratyczne ramy. Choć w procesie synodalnym mówi się, jakoby nie chodziło o budowanie struktur – tego rodzaju apele dokumentu pokazują, że myśli się o właśnie strukturalnej „reformie”.

Rola papieża i biskupów. Gremia kontynentalne

Bardzo wiele miejsca poświęca się roli biskupa – od biskupa Rzymu począwszy. Punkt B 2.5 przewiduje dyskusję nad „ewolucją roli biskupa Rzymu i sprawowaniem prymatu w Kościele synodalnym”. Niezwykle ciekawym wątkiem jest pragnienie zbudowania trwałych struktur kontynentalnych. Chodzi o struktury synodalne, które byłyby podobne do tej, jaka obradowała w Pradze w lutym tego roku. Instrumentum laboris w punkcie B 3.4 proponuje „integrację instancji kontynentalnej z prawem kanonicznym” oraz rozważenie tego, „jaki stopień autorytetu doktrynalnego” można przypisać „rozeznaniu zgromadzenia kontynentalnego”.

W tym samym punkcie mówi się też o autorytecie doktrynalnym przyznanym konferencjom episkopatów. Co ciekawe Instrumentum laboris stawia nawet pytanie, czy „zbieżność kilku grup Kościołów lokalnych” może… „zobowiązywać biskupa Rzymu do podjęcia” decyzji, która zapadła na szczeblu lokalnym. Oznaczałoby to w oczywisty sposób podważenie prymatu Piotra. Brzmi to utopijnie, ale Franciszek zgodził się na to, by biskupi Belgii wprowadzili błogosławienie par homoseksualnych. Według relacji tych biskupów argumentował to właśnie ich zgodnością. Czuł się zatem zobowiązany by wyrazić zgodę na to, co oni jednomyślnie postanowili. Według punktu B 3.5 należy zadać pytanie, jak synodalność „zmienia rozumienie władzy w Kościele na różnych poziomach, w tym władzy Biskupa Rzymu”. Instrumentum laboris prezentuje zaskakującą eklezjologię w aspekcie kolegialności: przekonuje, że decyzje zapadające w gremiach biskupów obradujących synodalnie, nawet jeżeli nie są to obrady gromadzące całość Kolegium Biskupów, mają charakter kolegialny ze względu na sam cel tego aktu. W takiej synodalnej decyzji ujawniać ma się zmysł wiary Ludu Bożego, który miałby być nieomylny.

To niebywałe zmiany. Chodziłoby zatem o faktyczne zmuszenie biskupów do partycypacji w kontynentalnych strukturach, gdzie głosy mniejszości będą łatwo tłumione. Jest oczywiste, jakie konsekwencje może to mieć choćby dla Kościoła w Polsce.

Co więcej próba „zobowiązania” papieża do przyjmowania wyroków takich synodalno-kontynentalnych gremiów może wprost zaburzyć samą naturę Kościoła jako opartego na Piotrze, co oznaczałoby wręcz skrajną protestantyzację Kościoła. Oczywiście takie przymuszenie nie musi dokonywać się formalnoprawnie; może zostać wprowadzone jako „dobry obyczaj”, w którym papieże zgadzają się na to, co dana struktura synodalna ogłasza jako „prawdę” skonsultowaną z „Ludem Bożym”.

Rola kobiet

Dokument wskazuje też na powszechność głosów o docenienie kobiet w Kościele. Chodzi o nowe ich miejsce w takich obszarach jak zarządzanie, głoszenie czy posługi. Mówi się o ewentualnym stworzeniu nowych posług lub otwarciu już istniejących. W punkcie B 2.3 wskazuje się, że „większość Zgromadzeń kontynentalnych oraz syntezy licznych konferencji episkopatów wzywają do ponownego rozważenia kwestii dostępu kobiet do diakonatu”. To również powrót do debat z Synodu Amazońskiego; nie ma w mojej ocenie cienia wątpliwości, że jakaś zmiana w tym zakresie zajdzie: nawet jeżeli po Synodzie o Synodalności nie zostanie wprowadzony diakonat kobiet, to ich rola głęboko się zmieni, tak, by kobiety przejęły dużą część odpowiedzialności administracyjnej, duszpasterskiej – a nawet liturgicznej.

Rewolucja u bram

Czytelnik łatwo zauważy, że Instrumentum laboris gwarantuje progresistom doskonałą podstawę do snucia refleksji o zupełnie nowym Kościele, który będzie mógł niejako „złączyć się” ze strukturami politycznymi i społecznymi współczesnego świata. Sumarycznie chodzi przecież właśnie o to, aby w maksymalnie największym stopniu dopasować Kościół do sposobu funkcjonowania i modeli myślowych liberalnego społeczeństwa demokratycznego. Wydaje się, że wiele zmian w tym zakresie zostanie rzeczywiście wprowadzonych; nie oznacza to jednak, że musimy wpadać w beznadzieję. Wprost przeciwnie; jesteśmy wezwani do tego, by swoim przywiązaniem do Tradycji i opowiadaniem się za niezmienną Prawdą w Jezusie Chrystusie dawać świadectwo właściwego porządku, przechowywać skarb Kościoła powierzony mu przez samego Pana. Następcy Apostołów nie są przecież zmuszeni do tego, by budować synodalne struktury. Mogą powiedzieć tej rewolucji „nie”. Wszystko zależy od odwagi – i od świadomości problemów, które nas czekają. Módlmy się za Kościół, papieża, biskupów i wszystkich w Kościele. Synodalność jest planowana na rewolucję większą od soborowej.

Paweł Chmielewski

Możemy odzyskać cywilizację. Delsol i „Gość Niedzielny” się mylą

CHCĄ ZBRUKAĆ ŚWIĘTOŚCI! ANTYKOŚCIÓŁ JUŻ DZIAŁA W POLSCE?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij