W mijającym roku w Kościele doszło do kilku przełomowych wydarzeń. Po raz pierwszy w najnowszej historii Kościoła wielkie media i potężni politycy z ogromnym podziwem przyklaskiwali tezom zawartym w papieskiej encyklice. Udało się także wytworzyć wrażenie zmian w nauczaniu o małżeństwie, oraz upowszechnić mylne przekonanie o Bogu stanowiącym maszynkę do odpuszczania grzechów.
W XXI wieku media osiągnęły niespotykany w dziejach wpływ na rzeczywistość i na świadomość opinii publicznej na całym świecie. To ich przekaz kształtuje ogląd świata ludzi w Chile, Japonii, Wielkiej Brytanii czy Republice Południowej Afryki. Przed abdykacją Benedykta XVI media wściekle atakowały Kościół tylko za to, że papież trwał przy Chrystusowym nauczaniu. Wraz z nastaniem nowego pontyfikatu te same media zmieniły front. Sygnały wysyłane przez nowego papieża, radykalnie zmieniającego „styl” względem swych poprzedników, zostały szybko odczytane w ośrodkach władzy medialnej. Postanowiono pójść owemu nowemu stylowi w sukurs i wykorzystać go do wtłoczenia opinii publicznej nowej świeckiej „dobrej nowiny” – jakoby Kościół nie był już tym, czym pozostawał przez dwa tysiące lat. Papież Franciszek wydał się do tej operacji doskonałym partnerem – choć nie możemy być pewni, czy do końca świadomym konsekwencji swych poczynań.
Wesprzyj nas już teraz!
Problemy rodziny, zwycięstwo rozwodników
Kończący się rok 2015 obfitował w wydarzenia, których media nie mogły nie wykorzystać by wodzić na manowce dusze katolików na całym świecie. Najważniejszym z nich był z pewnością drugi synod papieża Franciszka, poświęcony rodzinie, oraz trwająca przez cały rok dyskusja na tematy poruszane podczas tego zgromadzenia. Po sesji synodu z roku 2014 wielkie telewizje, dość rzadko interesujące się spotkaniami biskupów i problemami katolickich rodzin, poświęcały dziesiątki godzin by wypromować tezy niemieckich hierarchów, dążących do zainstalowania w oficjalnym nauczaniu Kościoła herezji kasperyzmu. Ileż to materiałów poświęcono rozwodnikom, ich trudnościom i dramatowi! I to w tych samych mediach, które nachalnie promują głupawy romantyzm, rozpustę i egoizm – główne przyczyny rozwodów.
Medialna dyskusja o dobrodziejstwie rozwodów trwała wiele miesięcy, a zakończyła się wylansowaniem tezy o „niezrozumieniu dla ludzkiego cierpienia” (które miało charakteryzować duchownych wiernych nauczaniu Chrystusa). W dyskusji tej strona katolicka zachowywała się często jakby nie dostrzegała zagrożenia, niemal bałwochwalczo wierząc że biskupi nie zrobią nic przeciw Panu Jezusowi, a w świat poszedł jasny przekaz – Kościół jest za rozwodami. A papież? Cóż, Franciszek nie odpowiedział na żaden z dziesiątków listów podpisanych łącznie przez ponad milion osób, proszących go o przypomnienie nauki o nierozerwalności małżeństwa. Zamiast tego zaprosił na synod kardynała Kaspera i mianował kardynałem nowozelandzkiego biskupa Johna Dew – który to nawoływał, by dopuszczać do Komunii Świętej rozwodników już dziesięć lat temu.
Efekt? Proszę zapytać przeciętnego katolika, który czerpie przecież wiedzę o świecie z Internetu i telewizji, a nie z Katechizmu, co powinien – w zgodzie ze swą wiarą – sądzić o rozwodach. Większość z nich, dzięki medialnej machinie uruchomionej przez niezrozumiałe gesty Watykanu uważa dziś, że małżeństwo… przestało być święte i nierozerwalne.
Unieważnienia i synodalność
Jakby anty-rodzinnego efektu medialnego było mało, w drugiej połowie roku, jeszcze przed synodem ogłoszono treść dwóch papieskich motu proprio Mitis iudex Dominus Iesus i Mitis et misericors Iesus . Papież postanowił, że dla stwierdzenia nieważności małżeństwa nie będzie już konieczne zgodne orzeczenie dwóch instancji, a do zawarcia nowego małżeństwa wystarczy orzeczenie trybunału pierwszej instancji. Co więcej, Trybunał może teraz składać się tylko i wyłącznie z biskupa diecezjalnego. Ojciec Święty zachęcił także, by kosztowny do tej pory proces stał się bezpłatny.
Choć unieważnienie małżeństwa, nawet łatwiejsze niż dotychczas, nie jest oczywiście tym samym co świecki rozwód, media na całym świecie znów wykorzystały decyzję papieża by ogłosić, że oto „Franciszek legalizuje rozwody” podkreślając, że dokonuje tym samym „największej od 300 lat rewolucji w tej sprawie”. O tych papieskich dokumentach z nieskrywaną radością donosiły świeckie media na całym świecie. Efekt był w tym przypadku jeszcze łatwiejszy do przewidzenia – katolik oglądający telewizję ma dziś poczucie, że nie dość, że po rozwodzie można przystępować do Komunii (w ten sposób wypowiadali się wszak przed kamerami biskupi i kardynałowie, jakże im nie wierzyć!), to teraz jeszcze papież postanowił, że ten „rozwód” będzie można łatwo otrzymać!
No dobrze, ale przecież jest jeszcze Pan Jezus! Są jego słowa, czytane na każdej Mszy Świętej podczas której dochodzi do zawarcia sakramentu małżeństwa – „Co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”. Czy katolik, gdy już oderwie się od telewizora i wybierze do kościoła na ślub kuzyna, słysząc te słowa nie wpadnie w konsternację? Przecież w radio kardynał z Niemiec mówił co innego! Tu znów z pomocą przychodzą media, umiejętnie podkreślający kolejne przełomowe słowa papieża „nowego stylu” – „Synodalność jest drogą, której Bóg oczekuje od Kościoła XXI wieku!”. Skoro papież mówi, że Bóg oczekuje, że teraz to na synodach biskupi będą ustalać, jakie jest nauczanie Kościoła, to kimże ja jestem, by go oceniać?
Beatyfikacja Matki Natury
Innym przełomowym wydarzeniem w relacjach Kościoła ze światem zewnętrznym było ogłoszenie na początku roku encykliki „Laudato Si”. Czytamy w niej między innymi, że wysoki poziom dwutlenku węgla jest wynikiem działalności człowieka, której to działalności należy natychmiast zaprzestać. Media od lat promujące tego typu tezy nie mogły nie wykorzystać tego epokowego dokumentu. Możemy być pewni, że gdyby prześledzić ilość minut poświęconych w największych telewizjach dokumentowi Franciszka, ich liczba byłaby wielokrotnie wyższa niż liczba minut poświęconych omówieniu wszystkich pozostałych encyklik wydanych przez papieży od kiedy wynaleziono przekaz telewizyjny.
Media od lat promują tezy o globalnym ociepleniu. Kościół XXI wieku wyszedł naprzeciw ich oczekiwaniom dotyczącym poświęcaniu ogromnych środków finansowych na walkę z tym – bądźmy szczerzy – dość mitycznym zagrożeniem. Co więcej, sam Watykan, myląc najwyraźniej Ducha Świętego z duchem czasów, postanowił zapewnić niezwykle popularnej encyklice większą niż innym tego typu dokumentom promocję. Do Watykanu zaproszono gości z całego świata, ogłaszając wielkie wydarzenie – nie było nim jednak ogłoszenie nowego świętego (chyba, że za taką uznać „Matkę Naturę”) – ale pokaz slajdów, zorganizowany na… fasadzie Bazyliki Świętego Piotra. Takiego widowiska, nazywanego przez niektórych komentatorów „najpiękniejszym w historii Rzymu” (sic!) nie mogła przegapić żadna ze stacji telewizyjnych.
Znów warto zastanowić się nad efektem wywołanym w głowie przeciętnego katolika. Włącza telewizor i na ekranie widzi miejsce, które do tej pory uznawał za jedno z najświętszych na świecie, okraszone wizerunkiem szympansa, delfinów i lwa. Czy widz rzeczywiście zachwyca się wówczas stworzeniem, czy raczej dostrzega przywołujące diaboliczne skojarzenia scenki w miejscu, w którym podnosi się do chwały ołtarzy najznamienitszych członków Kościoła, w miejscu w którym pochowanych są dziesiątki papieży, z pierwszym – świętym Piotrem – na czele?
A wszystko po to, by Kościół pomógł dekarbonizować gospodarkę.
Miłosierdzie bez skruchy
Na trzy tygodnie przed zakończeniem roku kalendarzowego, w Kościele zaczął się nowy rok liturgiczny. Papież Franciszek ogłosił go Rokiem Miłosierdzia, przyznając nowe uprawnienia biskupom i kapłanom – chociażby odpuszczanie straszliwego grzechu jakim jest aborcja, co do tej pory było prerogatywą nielicznych hierarchów.
Media potrafiły i tą inicjatywę obrócić przeciwko katolickiej nauce, ogłaszając, że Franciszek, jako papież miłosierdzia, chce teraz rozgrzeszać wszystko i wszystkich. Słowa te odbiły się szerokim echem szczególnie na Zachodzie, w krajach, w których spowiedź święta jest dla katolików obrzędem równie egzotycznym co indiańskie skalpowanie. Media przedstawiły oczywiście swój punkt widzenia na sprawę, nie przejmując się zupełnie katolickim rozumieniem miłosierdzia – a więc przyrzeczeniem, że grzechy, nawet te śmiertelne, mogą być przez Boga wybaczone, jeśli spełnimy warunki dobrej spowiedzi, a więc oprócz rachunku sumienia wyrazimy szczery żal za grzechy i postanowimy poprawę, a także zadośćuczynimy Bogu i bliźnim. Dziennikarze z lubością opisujący pontyfikat papieża nie musieli znać tej katolickiej zasady, nie muszą być teologami, nie muszą być przecież nawet katolikami. Ale już ludzie Kościoła, szczególnie biskupi, powinni wiedzieć i przypominać, czym miłosierdzie jest, a czym z pewnością nie jest.
W rozmowie z PCh24.pl ksiądz profesor Janusz Królikowski przypominał, że miłosierdzie nie jest Bożą „naiwnością”, a Pan Bóg nie stanowi „maszynki” do odpuszczania grzechów. Tymczasem właśnie w ten sposób przedstawiają to media i coraz liczniejsi hierarchowie. Słowo „miłosierdzie” jest podczas aktualnego pontyfikatu odmieniane przez wszystkie przypadki – miłosierdzia dla rozwodników domaga się kardynał Kasper i jego poplecznicy w biskupich szatach, o miłosierdziu rozpisują się także publicyści reprezentujący „Kościół otwarty”, na chrześcijańskie miłosierdzie nieustannie powołują się też biurokraci Unii Europejskiej niemający nic przeciwko zainstalowaniu w Europie kalifatu. Nic więc dziwnego, że ów wspaniały Boski przymiot został w głowach licznych katolików czerpiących informacje z prasy i telewizji, zdezawuowany i sprowadzony do rangi „machnięcia ręką” na grzech i zgorszenie.
Efektem Roku Miłosierdzia – poprzez obrzydliwe medialne manipulacje – może więc okazać się wcale nie masowy powrót do konfesjonałów, ale właśnie rezygnacja ze spowiedzi! Przecież miłosierny Bóg i tak wszystko nam wybaczy u kresu żywota, po co nam więc spowiedź?
Co ciekawe, tuż przed rozpoczęciem Roku Miłosierdzia, do dyskursu wewnątrzkościelnego powrócił temat ekskomuniki. To także bardzo ważne wydarzenie mijającego roku. Przewodniczący Papieskiej Rady do spraw Nowej Ewangelizacji, arcybiskup Fisichella, zasugerował, że niektóre przejawy krytyki wobec papieża Franciszka mogą skutkować automatyczną ekskomuniką. Odwołał się przy tym do kanonu 1370, który nakłada automatyczną ekskomunikę za użycie przemocy fizycznej względem papieża. Hierarcha stwierdził, że „czasem również słowa mogą być skałą i kamieniem i boleć bardziej niż atak fizyczny”.
Zamęt a zbawienie
Od kiedy tylko istnieją media masowego przekazu, wszelkiej maści rewolucjoniści próbują używać ich do zasiewania zamętu w strukturach Kościoła i w sercach katolików na całym świecie. Módlmy się, by przyszły rok był lepszy dla Kościoła niż poprzedni. Módlmy się, by więcej katolików dostrzegało medialne manipulacje, ale módlmy się także – a może przede wszystkim – by Kościół przestał wreszcie własnymi rękami stroić instrumenty rewolucyjnej orkiestry i ładować magazynki funkcjonariuszom piekielnych zastępów.
Krystian Kratiuk