Decyzją wojewody mazowieckiego, z okazji 79. rocznicy powstania w getcie warszawskim, o godz. 12:00 zawyją syreny alarmowe. Jednak w odróżnieniu od tegorocznych obchodów tragedii w Smoleńsku, wszyscy obrońcy zdrowia psychicznego straumatyzowanych uchodźców jakby dziwnie zamilkli.
„Wzorem roku ubiegłego, w rocznicę powstania w getcie warszawskim, zostaną włączone syreny alarmowe na terenie Warszawy – w ten sposób chcemy upamiętnić Bohaterów i zwrócić uwagę mieszkańców na to wydarzenie” – powiedział wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł. Jak dodał, sygnał potrwa 1 minutę, a alert z informacją o uruchomieniu syren będzie wysłany do osób posiadających ukraińskie karty SIM logujące się do polskiej sieci.
Tym razem jednak nie widać oburzenia każącego odżegnywać od czci i wiary inicjatorów akcji. Twitter nie zalewa fala niewybrednych komentarzy, a gorliwi obrońcy zdrowia psychicznego uchodźców z Ukrainy jakby dziwnie zamilkli. Ci, którzy zaledwie tydzień temu pomstowali na „niepotrzebne” strzały, dzisiaj dumnie prezentują pierś (i zdjęcia profilowe) z przypiętym żonkilem.
Wesprzyj nas już teraz!
Co się stało? Czyżby warszawskie syreny, w odróżnieniu od tych z 10 kwietnia jakimś dziwnym sposobem nie przypominały uchodźcom o „traumie wojny”? Czyżby – cóż za paskudne podejrzenia! – nigdy nie chodziło o żadną troskę, ale wykorzystanie czyjegoś dramatu do bagatelizacji obchodów – co by o niej nie mówić – największej katastrofy politycznej XXI w.?
Aby pozostać uczciwym, nie tylko „obóz zdrady i zaprzaństwa” ale i część obozu władzy przez lata dostarcza powodów, by na hasło „Smoleńsk” przeciętnego zjadacza chleba zaczynała boleć głowa. To jednak temat na inną okazję.
A może chodzi po prostu o rodzaj święta; pogardzany i wyśmiewany Smoleńsk widocznie nie zasługuje na podobne upamiętnienie jak „prestiżowe” powstanie w getcie. Dla upamiętnienia tego „wyjątkowego w skali międzynarodowej wydarzenia” warto minutę pocierpieć. W końcu, jak przekonuje „wybitna” badaczka dziejów Zagłady, nosząca tytuł profesora Barbara Engelking, „dla Polaków śmierć to była po prostu kwestia biologiczna, śmierć jak śmierć. Dla Żydów to była tragedia, metafizyka, spotkanie z najwyższym…”
Piotr Relich