– Kościół w Syrii umiera, coraz bardziej upodabniamy się do Afganistanu – mówi abp Jacques Mourad. Przed dekadą przez trzy miesiące był przetrzymywany w niewoli przez islamskich dżihadystów, którzy chcieli go zmusić do wyrzeczenia się wiary. W październiku otrzymał watykańską Nagrodę św. Jana Pawła II za budowanie dialogu i pokoju.
Doniesienia z tego bliskowschodniego kraju trudno znaleźć w światowych mediach. Głośniej o Syrii było po obaleniu trwającego 55 lat reżimu Baszara al-Asada i ostatnich wyborach parlamentarnych. Codzienne życie Syryjczyków jednak mało kogo obchodzi, a wielu jest przekonanych, że wojna w tym kraju już ostatecznie została zakończona. A ona trwa nieprzerwanie od 14 lat, choć obecnie nabrała innego wymiaru.
Po upadku Państwa Islamskiego, a potem reżimu Asada pojawiła się nadzieja, że czas przemocy, biedy i cierpienia przeszedł do historii. Nowe islamskie władze (muzułmanie szyici) zaraz na początku zorganizowały spotkanie z przedstawicielami Kościołów i publicznie zapewniały, że „chrześcijanie nie są niemile widzianą mniejszością, lecz integralną częścią narodu syryjskiego”. Obiecano, że ich miejsca kultu będą chronione, a prawa respektowane. Ku powszechnemu zaskoczeniu jako jedyna kobieta do rządu przejściowego została powołana chrześcijanka Hind Kabawat. Dostrzeżono w tym zapowiedź odejścia od radykalizmu i przejścia do budowania kraju jako mozaiki różnych kultur i religii. Chrześcijańska minister ds. społecznych i pracy podkreślała, że „Syria ma 2000-letnią historię z obecnością różnych religii i grup etnicznych na terenie kraju. Musimy postrzegać to jako szansę”. Niestety szybko nastąpiła zmiana tonu rządu Ahmeda al-Sharaa. Przemoc wróciła z ogromną siłą. Nikt z mniejszości nie może spać spokojnie i nie wiadomo, w jakim kierunku zmierza kraj. Wspólnota międzynarodowa zdaje się nie być zainteresowana przyszłością Syryjczyków. W najnowszym raporcie Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie Syria znalazła się w czołówce krajów, gdzie dochodzi do pogwałcenia wolności religijnej.
Wesprzyj nas już teraz!
– Naszą codziennością są aresztowania, porwania, zastraszenia, gwałty. Dzieje się tak zwłaszcza w dzielnicach zamieszkanych przez alawitów. Dominuje atmosfera strachu i rosnącej niepewności – podkreśla abp Mourad. W październiku przyjechał on do Rzymu, by odebrać watykańską Nagrodę św. Jana Pawła II i przez kilka tygodni wykorzystywał czas, by w całej Europie brać udział w różnych spotkaniach, podczas których uczulał na dramatyczny los Syrii. Odwiedził również Polskę. – Sytuacja się zmienia w zależności od regionu, ale nieodparcie mam wrażenie, że jest gorzej niż za czasów reżimu – podkreśla syryjsko-katolicki arcybiskup Homs. W tym mieście, jak mówi, wciąż dochodzi do masakr i aktów przemocy, a ludność nie widzi dla siebie przyszłości.
Siły związane z radykalnym rządem czują się bezkarne, grabieże i rozboje w Aleppo czy Damaszku są na porządku dziennym. Abp Mourad zwraca uwagę, że pozycja wspólnoty międzynarodowej, wobec tego kraju jest bardzo niejasna. – Nie możemy zrozumieć, dlaczego popiera rząd, który nie dotrzymał zapewnień i otwarcie wystąpił przeciwko mniejszościom – chrześcijanom, alawitom, a także sunnitom – mówi. Podkreśla, iż niepokojące jest także to, że choć władze przyznały, iż nie są w stanie kontrolować sytuacji, odrzuciły możliwość wsparcia międzynarodowego (przysłanie stabilizacyjnych sił ONZ), uważając je za formę okupacji. Szczególny niepokój mniejszości budzi procedowana konstytucja, oparta na muzułmańskim szariacie jako źródle prawa. – Wraz z przedstawicielami innych Kościołów i mniejszościowych wspólnot religijnych wyrażamy sprzeciw, ale nikt zdaje się nas nie słuchać – mówi abp Mourad.
Trudno o dokładne liczby, ale szacuje się, że przed wojną w Syrii mieszkały 3 miliony chrześcijan różnych obrządków, a obecnie zostało ich mniej niż 300 tysięcy. – Musimy postrzegać te dramatyczne liczby oczyma wiary. To Kościół Boga, nie nasz. Faktem jest jednak, że coraz bardziej upodabniamy się do Afganistanu – mówi arcybiskup Homs. Ta jedna z najważniejszych diecezji na Bliskim Wschodzie, stanowi obecnie największe skupisko chrześcijan w Syrii: 80 tysięcy wiernych rozmieszczonych jest na ogromnym obszarze, na którym jest 12 parafii i 10 wciąż chrześcijańskich wiosek.
– Lata prześladowań ze strony Państwa Islamskiego uczyniły z nas jedną wielką rodzinę, potrafimy się wspierać i oddać ostatni grosz komuś, kto ma się gorzej od nas – podkreśla abp Mourad. Dodaje, że w Syrii nigdy nie było problemu z dialogiem życia, problemy zawsze rodziły się na poziomie ideologii. – Pamiętam, jak moi sąsiedzi muzułmanie mówili mi, że nie akceptują dżihadystów z Państwa Islamskiego, traktując ich jak najeźdźców. To samo mówią teraz o radykalnym rządzie przejściowym – wyznaje.
Abp Mourad znany jest z doskonałych relacji z muzułmanami. Z tymi, z którymi chrześcijanie żyli razem od wieków. Wraz z włoskim jezuitą o. Paolo Dall’Oglio (porwany 12 lat temu przez islamistów, do dziś nieodnaleziony) założył wspólnotę monastyczną Al-Khalil („Przyjaciel Boga”) w Mar Moussa i stworzył przy niej działające po dziś centrum dialogu chrześcijan i muzułmanów. W czasie wojny kolejne klasztory, w których przebywał, stawały się bezpiecznym schronieniem dla każdego niezależnie na pochodzenia etnicznego i wyznawanej religii. Nie dziwi więc, że to zaprzyjaźnieni muzułmanie pomogli mu uciec z niewoli, w której przez 86 dni był przetrzymywany przez dżihadystów. Dżihadyści nazywali go „niewiernym” i przykładali do głowy lufy gotowych do strzału karabinów. Każdego dnia słyszał, że jeśli nie zdecyduje się wybrać prawdziwej religii (islamu), zostanie zabity. Najtrudniejszym dniem niewoli był ten, gdy kilkudziesięciu jego wiernych zostało porwanych i wtrąconych do miejsca jego odosobnienia. – Serce mi pękło, modliłem się za nich, a nie za siebie – wyznał w czasie jednego ze spotkań we Włoszech. – To są żywe kamienie chrześcijaństwa, nikt z nich nie wyrzekł się Chrystusa, a przecież tak wiele wycierpieli – podkreśla abp Mourad. Wspomina, że w dniu swego porwania rankiem odprawił Mszę św., podczas której zawierzył Syrię Matce Bożej. Był to 8 grudnia 2024 – uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. – W homilii prosiłem, by nie bać się kominiarek, bród, mundurów. Mówiłem: patrzcie im w oczy i dostrzeżcie w nich ludzi – wspomina. Dodaje, że od tego dnia jego przesłaniem jest: nie lękajcie się!
Abp Mourad wyznaje, że niewola była dla niego mocną lekcją pokory i wewnętrznej wolności. – Ta łaska jest dla mnie bezcennym darem, co innego głosić kazania, a co innego samemu doświadczyć. W ciągu tych trudnych dla nas lat prześladowań doznali jej także nasi chrześcijanie, którzy wiedzą, że każdego dnia żyjemy jedynie dzięki Opatrzności – mówi. Podkreśla, że w tym właśnie tkwi tajemnica siły syryjskich chrześcijan. Wskazuje, że naród syryjski zbyt długo dźwiga ciężar krzyża.
Nałożone na Syrię sankcje gospodarcze uniemożliwiają niesienie pomocy ludności tego kraju, umęczonej niekończącą się wojną. Jak mówi, wspólnota międzynarodowa musi interweniować, gdyż w przeciwnym wypadku niedługo nie będzie kogo już ratować. Katastrofa humanitarna trudna jest do opisania. Syria ma wielkie dziedzictwo i teraźniejszość swojego młodego społeczeństwa. – Ostatnie rządy wydają się dążyć do unicestwienia, zniszczenia tej cywilizacji, kultury tego narodu. To jest zbrodnia na skalę światową, nie dotyczy tylko nas. UNESCO ogłasza wiele miejsc w Syrii jako dziedzictwo światowe. Ale nikt ich potem nie chroni. A teraz potrzebujemy ochrony naszego żywego dziedzictwa – nie tylko zabytków – mówi abp Mourad. I dodaje: „dziś Syria jako państwo się skończyła, ale w tym dramacie Kościół w Syrii wciąż kontynuuje swoją drogę i misję – dla dobra wszystkich. Dzieje się to tylko dlatego, że taka jest wola Jezusa. Chrystus chce, aby Jego Kościół pozostał w Syrii. A idea, by usunąć chrześcijan z kraju, z pewnością nie jest wolą Boga”.
– Dialog międzyreligijny i międzykulturowy nie są opcją, lecz życiową koniecznością naszych czasów, zwłaszcza dla naszego kraju, Syrii, rozdzieranej przez wojnę – mówił abp Mourad w czasie uroczystości wręczenia mu watykańskiej Nagrody św. Jana Pawła II. Otrzymał ją „w uznaniu zasług jego życia, świadectwa wiary, miłości chrześcijańskiej, wytrwałego dialogu międzyreligijnego oraz zaangażowanie na rzecz pokoju i pojednania, bez zniechęcania się napotykanymi trudnościami”. Znawcy Bliskiego Wschodu podkreślają, że porwanie abp. Mourada nie było zwykłym gestem przemocy. Dżihadystom zależało na tym, by wyrzekł się wiary, gdyż zwerbowanie „księdza na muzułmanina” wpłynęłoby destrukcyjnie na syryjskich chrześcijan. – Trwamy dzięki modlitwie i świadectwie naszych bliskich i sąsiadów – podkreśla arcybiskup Homs. Nawet w sytuacji, która pod wieloma względami jest tragiczna, codzienne życie wspólnot kościelnych toczy się dalej. To właśnie te wspólnoty próbują dziś promować dialog i współistnienie wszystkich grup społecznych i religijnych, w kraju rozdartym bólem i wzajemnymi urazami.
– W Aleppo i także w Damaszku naprawdę dobrze sobie radzą. Biskupi dali także przestrzeń świeckim, by mogli się wypowiedzieć i podejmować inicjatywy. W Homs staramy się organizować spotkania z przedstawicielami wszystkich innych wspólnot – alawitami, izmaelitami, sunnitami, chrześcijanami. Wszyscy, których spotykamy, są zaniepokojeni polityką rządu – również muzułmanie. Jesteśmy zjednoczeni, bo wszyscy jesteśmy na tej samej łodzi – jak powtarzał papież Franciszek – mówi abp Mourad. Podkreśla, że Kościół jest jedynym punktem odniesienia, jedyną nadzieją narodu syryjskiego. – Dla całego narodu, nie tylko dla chrześcijan. Bo robimy wszystko, co możemy, by wspierać nasz lud także w wymiarze humanitarnym i społecznym – zauważa. Jak mówi, dla niego ważne jest, aby Kościół zaangażował się intensywnie w odbudowę szkół i całej tkanki edukacyjnej w Syrii. A także w budowę godnych szpitali dla naszego ludu. – Już teraz działają szkoły w Aleppo i Damaszku, ale to za mało. W Homs nie ma nic. Musimy nad tym pracować, bo to może również pomóc w powstrzymaniu emigracji chrześcijan. Każdy rodzic myśli o przyszłości swoich dzieci. A jeśli nie może zapewnić szkół, w których mogłyby się uczyć, ani szpitali, które by działały – pozostaje tylko wyjazd – mówi syryjski hierarcha.
Za Leonem XIV, z którym miał okazję prywatnie rozmawiać, powtarza, że aby to wszystko mogło się udać, niezbędna jest wolność religijna. Nie jest ona jedynie prawem zapisanym w ustawie ani przywilejem przyznanym przez rządy – jest fundamentem, który umożliwia autentyczne pojednanie i pokojowe współistnienie. Europie nękanej strachem przed uchodźcami abp Mourad pragnie przekazać, że lęk nie jest dobrym doradcą. – Lęk przed obcym świadczy o słabości naszej kultury, tożsamości i wiary. Zamiast się bać winniśmy z wolnością głosić Chrystusa, także muzułmanom – mówi.
Źródło: KAI