Organizacja szczytu klimatycznego, którego początek „przypadkiem” zaplanowano w Warszawie na Święto Niepodległości, napotyka na spore problemy. Ustawiony przetarg na kilkadziesiąt milionów złotych w Ministerstwie Środowiska został przez resort unieważniony.
Do polskiej, niestety, specjalności, należy takie formułowanie warunków przetargów, by umożliwić różne nieprawidłowości. W specyfikacji istotnych warunków zamówienia, wystawionej przez sam resort środowiska, znalazł się zapis, że dodatkowe punkty mogą być przyznane za wykazanie zdolności kredytowej.
Wesprzyj nas już teraz!
Do finału, czyli etapu składania ofert finansowych zakwalifikowano 5 firm (spośród kilkunastu), które złożyły bardzo podobne propozycje. Wszystkie udostępniły zdolności kredytowe dwóch, tych samych spółek, na gigantyczne kwoty 100, 121 lub 221 mln zł, choć przetarg wynosił 34 mln zł.
Urzędnik z resortu środowiska stwierdził, że udostępnienie zdolności kredytowej w żaden sposób nie zabezpiecza interesów Skarbu Państwa. Jeżeli wybrana firma źle zorganizowałaby imprezę, resort środowiska nie miałby żadnej możliwości egzekwowania pieniędzy od spółki, która udostępniła wykonawcy zdolność kredytową. Byłby to „papier bez znaczenia”, według słów wspomnianego urzędnika, który dodał również, że dokumenty o udostępnieniu zdolności kredytowej zostały wystawione jednego dnia, na takich samych drukach, a podpisywały te same osoby.
Resort unieważnił konkurs i zawiadomił ABW. Co ciekawe, resort wybierze teraz wykonawcę przetargu z wolnej ręki. Sprawa „śmierdzi” na kilometr, ponieważ to samo ministerstwo, które ogłosiło przetarg o tak skonstruowanych warunkach, następnie unieważniło go i zawiadomiło organy ścigania. Rodzi się pytanie, czy „papier bez znaczenia”, jakim miało być, według pracownika ministerstwa, udostępnienie zdolności kredytowej, nie był warunkiem wybranym celowo, by następnie unieważnić przetarg i wybrać wykonawcę z wolnej ręki.
Przy okazji okazało się, jak intratnym interesem może być „ochrona środowiska”. W sytuacji, gdy wielokrotnie dowiedziono manipulacji, jakich dopuszczali się ekolodzy, szczyt klimatyczny, który rozpocznie się w Warszawie 11 listopada, będzie niczym więcej, niż dwutygodniową imprezą, podczas której, jak mawia Stanisław Michalkiewicz, będzie można dobrze „wypić i zakąsić”. Na koszt podatnika, rzecz jasna. „Faszystów” zaś, którym akurat 11 listopada przyjdzie do głowy coś demonstrować, po prostu się spacyfikuje.
Źródło: forsal.pl
Tomasz Tokarski