We wtorek w Singapurze spotkali się przywódcy USA i Korei Północnej. Wyczekiwany szczyt dyplomatyczny ma zainicjować serię rozmów, które ostatecznie mają doprowadzić nie tylko do denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego, ale także do ewentualnego zawarcia umowy USA z Chinami, mającej konsekwencje także dla Iranu.
W niedzielę świat bacznie obserwował, jak prezydent USA Donald Trump i przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un przybyli do Singapuru, przed zaplanowanym na wtorek historycznym szczytem. Według doniesień, trzy samoloty wystartowały z Pjongjangu i udały się do Singapuru, w tym samolot transportowy Iljuszyn, który prawdopodobnie przywiózł pancerną limuzynę Kim Dzong Una. Następnie Air China 747 – samolot, którym najczęściej podróżuje chiński przywódca – wylądował na komercyjnym lotnisku Singapuru, przy zachowaniu ogromnych środków bezpieczeństwa. Dziennikarze są przekonani, że przyleciał nim przywódca Korei Północnej. Do Singapuru dotarł także prezydent USA Donald Trump, który natychmiast w serii niewybrednych tweetów odniósł się do nieudanego szczytu G7 w Kanadzie.
Wesprzyj nas już teraz!
Szczyt Trumpa i Kim Dzong Una śledzi co najmniej 3 tys. dziennikarzy z całego świata. Pierwsze spotkanie twarzą w twarz pomiędzy dwoma przywódcami, którzy w ciągu ostatnich 18 miesięcy wymieniali groźby, a nawet kierowali pod swoim adresem osobiste obelgi, ma się odbyć na wyspie Sentosa. Według amerykańskiej administracji, USA mają nadzieję, że szczyt rozpocznie „proces”, który ostatecznie doprowadzi do denuklearyzacji Korei Północnej. Ta jeszcze w ub. roku groziła Waszyngtonowi wojną nuklearną. Na początku tego roku niespodziewanie – jak się sugeruje – wskutek podziemnych prób jądrowych uległa zniszczeniu infrastruktura niezbędna do prowadzenia dalszych badań. Wówczas lider północnokoreański zaproponował spotkanie twarzą w twarz z Trumpem.
Amerykański przywódca – mimo wahań ze strony zespołu ds. bezpieczeństwa narodowego – szybko przyjął marcowe zaproszenie Kim Dzong Una, zapowiadając potencjalny „przełom” w relacjach z izolowanym państwem atomowym. W międzyczasie (dwa tygodnie temu), odwołał nawet szczyt…, tylko po to, by zmienić zdanie kilka godzin później. Eksperci na całym świecie obserwując „dyplomatyczne zamieszanie”, typowali, która ze stron przystąpi do negocjacji, mając przewagę dyplomatyczną.
Szczyt zapoczątkuje „proces”, który może doprowadzić do umowy
Ani Trump, ani jego sekretarz stanu Mike Pompeo nie mają wątpliwości, że jedno spotkanie niczego nie zmieni, natomiast może zapoczątkować „proces” ewentualnej denuklearyzacji Korei Płn. i zapobiec rozprzestrzenianiu się broni atomowej. Korea Północna liczy na zniesienie sankcji gospodarczych i otrzymanie pomocy z zagranicy. Sekretarz obrony USA Jim Mattis jeszcze w sobotę mówił, że „sankcje ONZ zostaną poluzowane tylko wtedy, gdy Korea Północna zacznie czynić kroki w kierunku pozbycia się broni jądrowej.”
Trump wyraźnie podkreślił, że nie należy spodziewać się natychmiastowego przełomu w kierunku denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego, ale szczyt może po prostu doprowadzić do rozpoczęcia „procesu” prowadzącego do tego celu. Trump zasygnalizował także, że przywódcy mogą podpisać porozumienie o formalnym zakończeniu wojny koreańskiej, zastępując zawieszenie broni z 1953 r. traktatem pokojowym.
Amerykański prezydent zapowiedział, że „jeśli uzna, iż sprawy idą w złym kierunku, po prostu opuści spotkanie”. Dodał, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, Kim Dzong Un może otrzymać zaproszenie do Białego Domu. W sobotę amerykański przywódca prowokacyjnie powiedział: Czuję, że Kim Dzong Un chce zrobić coś wspaniałego dla swoich ludzi i ma taką możliwość. I nie będzie miał już tej okazji. Już nigdy jej nie będzie miał. Ma szansę (…) jaką niewielu ludzi miało kiedykolwiek wcześniej. (…) Jest to jednorazowy strzał. Myślę, że wszystko pójdzie dobrze.
Kim Dzong Un gotowy do denuklearyzacji?
Przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un jest „przygotowany na denuklearyzację” – oznajmił kilka dni temu sekretarz stanu Mike Pompeo, W czwartek pytany o opinię na temat Kim Dzong Una, jako osoby, która dwukrotnie go spotkała, Pompeo stwierdził: Nie spędziłem z nim aż tyle czasu. To, co powiedziałem publicznie, to – jak wskazał mnie osobiście – jest przygotowany na denuklearyzację. Rozumie, iż obecny model nie działa. Dodał, że północnokoreański lider rozumie, iż „nie możemy tego zrobić tak, jak wcześniej to robiliśmy, że to musi być duża i odważna rzecz i musimy się zgodzić na wprowadzenie istotnych zmian”. Pompeo wskazał na potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa, normalizacji politycznej i całkowitej denuklearyzacji, weryfikowalnej i nieodwracalnej, co wymaga „odważnych decyzji”.
Sekretarz stanu zaznaczył, że przywódca Korei Północnej jest „bardzo zdolny do artykułowania rzeczy, na które jest przygotowany. Jasno przedstawia wyzwania, które wszyscy musimy pokonać”. Szczyt ma ustalić, czy uda się porozumieć. Szef amerykańskiej dyplomacji zapewnił, że prezydent USA jest dobrze przygotowany do rozmów. Codziennie otrzymywał od wielu miesięcy informacje dotyczące każdego aspektu funkcjonowania państwa północnokoreańskiego.
Oczekiwania USA
Ambicją obecnej administracji USA, krytykującej słabości wszystkich poprzednich porozumień w sprawie broni jądrowej z Iranem i Koreą Północną, jest osiągnięcie umowy lepszej niż wcześniejsze. Co więcej, Ameryka chce ustanowić środki, które pozwolą na skuteczną weryfikację ewentualnie podjętych zobowiązań przez Pjongjang, większą niż w przypadku traktatów o kontroli zbrojeń z sowiecką Rosją i Układem Warszawskim.
Analityk Herritage Foundation, specjalista ds. Azji Północnej, Bruce Klingner wskazuje, że środki te powinny obejmować pełną deklarację wszystkich jawnych i ukrytych miejsc arsenału broni jądrowej (produkcja, testowanie i przechowywanie) oraz zapasów materiałów rozszczepialnych. Korea winna także zgodzić się na niezapowiedziane inspekcje krótkookresowe ww. obiektów.
Sojusznicy USA zaś muszą zdecydować czy lub jakie korzyści gospodarcze, dyplomatyczne lub bezpieczeństwa mogą zaoferować Pjongjangowi w zamian za denuklearyzację. Problem w tym, że Waszyngton i Pjongjang mają bardzo rozbieżne poglądy nawet na temat tego, co stanowi „denuklearyzację.”
Swoistym novum dyplomatycznym jest to – jeśli wierzyć administracji Trmpa – że prezydent zrezygnował ze zwykłego dyplomatycznego podejścia do problemu, aby dyplomaci starannie przygotowali umowę, zanim obaj przywódcy spotkają się ze sobą. Sukces w negocjacjach będzie więc w dużej mierze zależał od umiejętności obu liderów i tego czy np. Kim Dzong Un zdoła przekonać Donalda Trumpa do „zrobienia interesu”.
Doradcy amerykańskiego prezydenta zalecają mu ostrożne postępowanie i dokładne przemyślenie wszelkich propozycji Korei Północnej z „pragmatycznym sceptycyzmem”. Stany Zjednoczone, chcąc kontynuować „proces”, który ma ostatecznie doprowadzić do rozbrojenia, muszą także coś konkretnego zaoferować Pjongjangowi. W przeciwnym razie, Kim Dzong Un nie podejmie dalszych kroków.
Co skłoniło – według Amerykanów – Kim Dzong Una do „dyplomacji szczytów”?
Starając się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Kim Dzong Un porzucił swoją wcześniejszą niechęć do spotkań z zagranicznymi przywódcami i przyjął tzw. dyplomację szczytów, „jastrzębie” amerykańscy odpowiadają, że to wskutek zagrożenia przez USA atakiem militarnym.
Faktem jest jednak, że istotną rolę odegrały działania prezydenta Korei Południowej, Moon Jae-ina, który chciał ograniczyć ryzyko prowokacji reżimowej podczas Igrzysk Olimpijskich. „Gołębie” uważają zaś, że reszta świata przyjęła wreszcie od dawna ignorowane poparcie dla stosowania dyplomacji w celu osiągnięcia denuklearyzacji. Z kolei tzw. pytony, którzy od dawna kładą nacisk na sankcje wskazują na większe egzekwowanie amerykańskich rezolucji i praw Stanów Zjednoczonych jako czynnik przyspieszający zmianę decyzji Kim Dzong Una.
Dymisja konserwatywnego prezydenta Korei Południowej Park Geun-hye’a i zastąpienie go „postępowym” Moon Jae-inem otwarło Korei Północnej drogę do negocjacji dyplomatycznych, stawiając mniejszą liczbę tzw. warunków wstępnych.
Sami komuniści północnokoreańscy mówią, że ukończyli z powodzeniem program rakiet balistycznych ICBM i nuklearny, co umożliwiło Kim Dzong Unowi rozpoczęcie negocjacji pokojowych. Nie muszą już negocjować z gorszej pozycji.
Kim Dzong Un przeprowadził testy jądrowe i rakietowe bardziej energicznie niż jego ojciec Kim Dzong Il i jest bardziej pewny siebie, co może sprawić, że będzie odważniejszy i bardziej zdecydowany w negocjacjach – sugerują niektórzy eksperci.
W 2013 r. Korea Północna zmieniła konstytucję, uznając się państwem atomowym. 31 marca owego roku Kim Dzong Un oświadczył: „Nigdy nie powinniśmy zapominać o lekcji płynącej z Półwyspu Bałkańskiego i regionu Bliskiego Wschodu [Irak i Libia], które nie zdobyły silnych zdolności do samoobrony (…) porzuciły swój odstraszacz wojenny [i] skończyły jako ofiary agresji”.
Amerykańskie ataki wojskowe na Syrię prawdopodobnie utwierdziły koreańskich komunistów w przekonaniu, że trzeba posiadać broń nuklearną w celu powstrzymania amerykańskich ataków wojskowych. Po udanym teście ICBM przeprowadzonym w lipcu 2017 r., Kim podkreślił, że Korea Północna „nie użyje swojej broni nuklearnej ani pocisków balistycznych”, ani też „nie odejdzie od drogi wzmacniania wybranych przez siebie sił nuklearnych, chyba że amerykańska wrogość i zagrożenie nuklearne zostaną definitywnie zakończone”.
Podczas noworocznego przemówienia w styczniu 2018 r. Kim Dzong Un chwalił się, że „doprowadził do perfekcji krajowe siły nuklearne i wreszcie uzyskał potężny i niezawodny odstraszacz wojenny, którego żadna siła i nic nie może odwrócić”.
Polityka obecnego przywódcy Korei Północnej opiera się na dwóch priorytetach: poprawy ekonomicznej i utrzymaniu arsenału nuklearnego (tzw. rozwój równoległy).
Co może zaoferować Trump?
Zgłoszona przez Koreę gotowość do denuklearyzacji pozostaje niejasno zdefiniowana i wysoce warunkowa. Według delegacji Korei Południowej, która spotkała się z Kim Dzong Unem, Pjongjang wyraził „wyraźne zobowiązanie do denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego (…), gdyby zagwarantowano bezpieczeństwo jego reżimu i gdyby militarne groźby przeciwko Północy zostały usunięte”.
Jakie zabezpieczenia jest w stanie zagwarantować Ameryka i czy będą one zadowalające dla Kim Dzong Una w sytuacji, gdy np. zerwał porozumienie nuklearne z Iranem? Stany Zjednoczone wielokrotnie dawały takie zapewnienia w przeszłości – bezskutecznie. Na przykład we wspólnym oświadczeniu sześciostronnych rozmów z 2005 r. uczestnicy zgodzili się „nie atakować Korei Północnej bronią jądrową lub konwencjonalną”. Definicja „wrogiej polityki” według Pjongjangu obejmuje zazwyczaj długą listę wymogów bezpieczeństwa, dyplomatycznych i gospodarczych, w tym wycofanie wszystkich oddziałów amerykańskich z Korei Południowej; uchylenie traktatu obronnego USA-Korea Południowa; zakończenie przedłużonej gwarancji odstraszania USA; oraz usunięcie wszystkich sankcji.
Koreańscy dyplomaci wskazują na niestabilność polityki USA, biorąc pod uwagę, że może ona ulec zmianie po każdych wyborach. Ich zdaniem, żadne ekonomiczne lub dyplomatyczne korzyści nie mogą zastąpić obaw dotyczących bezpieczeństwa w związku z potencjalnym jednostronnym atakiem ze strony USA.
Rola Chin
Ogromną więc rolę do odegrania mają Chińczycy. Kim Dzong Un wielokrotnie spotkał się z Xi Jinpingiem od czasu objęcia przez niego władzy w 2011 r. Chiny są największym partnerem handlowym i najważniejszym rzecznikiem Korei Północnej. Pekin – z jednej strony – jest obwiniany przez USA za ułatwianie prowokacji Pjongjangowi, z drugiej – Chiny są „zachęcane” do rozwiązania problemu Korei Północnej, której upadek, odczułyby najbardziej.
W razie fiaska szczytu, Trump zapowiedział, że USA „będą musiały przejść do fazy drugiej, [która] może być bardzo trudna. Może bardzo, bardzo niefortunna dla świata”. Amerykański przywódca dał do zrozumienia, że mógłby zwiększyć presję na Koreę Północną i zagraniczne podmioty udzielające jej pomocy na zakazane programy jądrowe oraz rakietowe. USA „wciąż mogą zrobić więcej” i „w pełni egzekwować prawa”, uderzając w chińskie podmioty finansowe wspierające Koreę Północną.
Kongres USA przekazał Białemu Domowi listę 12 chińskich banków, które łamią prawo amerykańskie, ale administracja Trumpa nie podjęła jeszcze żadnych działań przeciwko nim. Tylko za ub. rok Chiny odnotowały wzrost obrotów z Koreą o 19 proc. w stosunku do 2016 r. (37 mld USD). Ponieważ Korea Północna stanowi większy problem dla Chin niż Stanów Zjednoczonych – jak twierdzi magazyn „Foreign Affairs” – Trump powinien przekonać Pekin, że Chiny znajdują się w na tyle silnej sytuacji geopolitycznej, iż „nie potrzebują już orwellowskiego lennego gangstera strzegącego północno-wschodniej flanki. W pewnym momencie Pekin zda sobie z tego sprawę, a celem Waszyngtonu powinno być przyspieszenie tego uznania tak szybko, jak to możliwe” – czytamy w „FA”.
1 czerwca Trump obiecał, że to Chiny i Korea Południowa będą odpowiedzialne za odbudowę Korei Północnej: „To jest ich sąsiedztwo; to nie nasza okolica” – deklarował. Trump próbuje – raz zachęcając, innym razem strasząc – przymusić Pekin do rezygnacji ze wspierania satelickiego państwa.
Dlaczego Korea Północna jest ostatecznie problemem Chin? Pekin obawia się upadku Korei Północnej o wiele bardziej niż Waszyngton. Musiałby obsłużyć miliony uchodźców uciekających przez nieszczelną granicę, a nie jest do tego przygotowany. Chociaż wpływ gospodarczy Korei Północnej na Chiny jest ogólnie niewielki, handel z Pjongjanagiem wspomaga gospodarkę chińską na północnym wschodzie. Upadek może również doprowadzić do zjednoczenia Półwyspu Koreańskiego na warunkach amerykańskich, potencjalnie zezwalając Stanom Zjednoczonym na rozmieszczenie wojsk w pobliżu granicy z Chinami.
Ponadto upadek Korei Północnej mógłby stworzyć problem rozprzestrzeniania się broni jądrowej, chemicznej i biologicznej, która mogłaby wpaść w ręce peryferyjnych separatystów z Xinjiang lub Tybetu czy zwyczajnie globalnych przemytników. Co najważniejsze, upadek Korei Północnej może sprzyjać dążeniu milinów Koreańczyków żyjących w Chinach do utworzenia własnego państwa, którzy, w przeciwieństwie do kilku innych chińskich mniejszości, jak na razie nie buntowali się wobec rządu w Pekinie. Wśród potencjalnych zagrożeń dla Chin wymienia się także groźbę katastrofy ekologicznej na miarę Czarnobyla. Większość północnokoreańskich instalacji nuklearnych znajduje się w pobliżu granicy z Chinami.
Według południowokoreańskiego dziennika „Joongang Ilbo”, cytującego źródło w Singapurze, Kim ma zaprosić Trumpa do Korei Północnej, aby zorganizować w lipcu drugi szczyt.
Szczyt i ewentualne dalsze negocjacje pilnie obserwują Izrael i Iran. Tel Awiw wskazuje, że wraz z obaleniem Saddama Husseina i po ewentualnym uporaniu się z Koreą Północną, Iran pozostanie „ostatnim renegatem osi zła” byłego prezydenta George’a W. Busha.
Analityk polityczny z Teheranu, Saeed Leilaz podkreśla, że ewentualne negocjacje USA z Koreą Północną, to tak naprawdę rodzaj porozumienia między USA a Chinami.
Akbar Velayati – doradca Chameneiego – wskazał, że „irańskie interesy są zgodne z interesami rosyjskimi i chińskimi w wielu dziedzinach”. Tuż przed spotkaniem, Teheran ostrzegł Kim Dzong Una, by nie ufał Ameryce, która nie dotrzymuje umów.
Agnieszka Stelmach